Nienawiść

410 46 19
                                    


Hiszpania tej nocy nie spał najlepiej, można by nawet powiedzieć, że w ogóle nie spał, bo chodź może i był zmęczony, a jego ciało i umysł domagały się snu, to jednak nie mógł zasnąć. Stało się tak, ponieważ po pierwsze było mu przeraźliwie zimno. Nie wiedział, czy miał gorączkę, czy to przez tę cholerną brytyjską pogodę, która jego zdaniem nigdy nie jest ładna i zawsze taka... smutna. Chociaż chyba to nie było jakoś ważne, tak czy siak było mu zimno. A poza tym wszystkim, po drugie jego prycza, na której leżał, była niewygodna, nie dość, że mała i twarda jak kamień, to jeszcze śmierdziała stęchlizną i czymś... Czego Latynos chyba nie chciał wiedzieć. W sumie to już na samą myśl o tym robiło mu się niedobrze.

Nagle zamek w drzwiach szczęknął, co zaskoczyło Antonia, chociaż nie powinno, bo codziennie rano do jego celi przychodził młody chłopak, około czternastoletni. Był niski, ale za to jaki szczupły, Latynos zgadywał, że wychudzony. Miał on czarne włosy, sięgające do uszu, brązowe oczy oraz jasną cerę. Zawsze, gdy się pojawiał przynosił mu jedzenie, zwykle było to jedno na dzień, ale czasem zostawały dla niego resztki. Co do posiłku, to był on niedobry. Jeśli było to jakieś mięso, to aż sczerniałe od węgla. Często obok była też jakaś zieleninka do przeżucia, ale zamiast pomóc, to jedynie pogarszała smak.

Chłopiec chwilę patrzył się na Hiszpanię, nie wiedząc pewnie, co robić. Zawsze tak było, gapił się na niego tymi swoimi dużymi oczami, dopóki Antonio czegoś nie powiedział. Zwykle były to kąśliwe uwagi, by przestał się na niego patrzeć, co w sumie skutkowało, do czasu gdy nie przychodził ponownie... Wtedy zaczynało się to od nowa.

Latynos westchnął. Może inaczej trzeba było rozmawiać z tym chłopcem? Nie wiedział, ale wiedział, że nie miał na to teraz siły. Uśmiechnął się do młodzieńca, szczerząc tym samym zęby.

- No chłopcze, zostaw to wasze, ekhm, ohydne jedzenie i idź sobie – powiedział miło.

- O-oczywiście, sir – skinął głową chłopak. Doskonale było widać, że się bał, ale wykonał polecenie. Położył miskę obok Hiszpanii na pryczy i wyszedł z celi, zatrzaskując za sobą drzwiami.

Kiedy młodzieniec wyszedł, Latynos wziął się za jedzenie. Nie było to najlepsze doświadczenie, ale musiał jakoś to przeboleć, w końcu nie będzie chodził z pustym brzuchem cały dzień, przecież cokolwiek musi zjeść, nawet to niedobre coś...

Niedługo później, do celi zawitał w całej okazałości Anglia. Już na wejściu przywitał go z tym swoim zawadiackim uśmieszkiem na twarzy. Antonia bardzo to denerwowało, ale cóż mógł zrobić? Zedrzeć minki, nie zedrze, a jak zwymiotuje na sam widok, to będzie nieprzyjemnie pachniało, a tego by nie chciał...

Za blondynem stało dwóch innych strażników, tych samych, co wczoraj, którzy zamknęli za personifikacją drzwi, by nikt im nie mógł przeszkodzić. Arthur podszedł do Latynosa i nachylił się nad nim. Owiał jego szyję swoim oddechem, w geście zaczepnym, ale dalej się nie posunął w swoich czynach.

- To jak? Rozmyśliłeś się, czy wolisz gnić w tej celi? – spytał Anglia, łaskocząc go wydychanym powietrzem w lewe ucho.

Szczerze, to Hiszpania w ogóle nie rozmyślał nad tą propozycją. Raz może i przeszła mu przez myśl, ale nie zgłębiał się w ten temat.

Spojrzał na personifikację spode łba i prychnął. Latynos nie miał ochoty spać na niewygodnej pryczy, w celi, w której było tak potwornie zimno, ale nie chciał też iść gdziekolwiek i brać czegokolwiek ofiarowanego przez jego wroga. Wolał już nie wyspać się przez te kilka nocy.

Hiszpania przełknął ślinę i rzekł z kpiną:

- Pff, chyba śnisz – skrzyżował ręce na piersi i podniósł lekko podbródek w geście wyższości. – A poza tym, co ty się tak o mnie martwisz, co? Sumienie się odezwało? – zachichotał.

- Skoro nie... - odpowiedział parsknięciem, nie patrząc na drugą część wypowiedzi. Podszedł do drzwi celi, które następnie otworzył. – Weźcie tego skazańca i zanieście go w to miejsce, o którym wam mówiłem – zwrócił się do strażników, którzy z nim przyszli.

Obaj kiwnęli głową i weszli do środka. Jeden z nich, ten wyższy o rudych włosach, ściągnął Latynosowi z nadgarstków kajdanki, drugi natomiast przerzucił Hiszpanię przez ramię. Oczywiście Antonio próbował się jakoś z tego wyszarpać, ale nie specjalnie mu to wychodziło, ta dwójka była od niego o wiele silniejsza, ale cóż się tu dziwić? W końcu spędził w celi długie dni, a może i nawet tygodnie.

- Ty idioto... Mówiłem, że nie chcę! – wrzasnął na blondyna, był wściekły, że ten robił z nim, co sobie chciał, a on nawet nie miał prawa głosu.

- Wybacz, Antonio, ale jesteś u mnie, a tu gramy na moich zasadach – odpowiedział z uśmiechem. – A poza tym, to nie ja przegrałem wojnę - wyszczerzył kły.

- Nienawidzę cię! – syknął przez zaciśnięte zęby, gdy byli już na schodach.

- Wiem – odpowiedział z westchnięciem i smutnym uśmiechem na twarzy. Hiszpania nie wiedział o czym myślał jego wróg, ale na pewno nie było to nic dobrego.


[APH] KlęskaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang