Współczucie

399 44 10
                                    


Siedzieli w ciszy, już od dłuższego czasu. Anglia nie wiedział od jak dawna, ale miał wrażenie, że godzina, a może nawet kilka, już minęła. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo już dawno stracił rachubę czasu, a poza tym był kiepski w mierzeniu na wyczucie jakichkolwiek jednostek, nieważne czy były one do mierzenia odległości, czy czegoś jeszcze innego.

Arthur nie miał bladozielonego pojęcia dlaczego przyszedł do Hiszpanii od tak, bez żadnego powodu. W końcu ich spec od tortur już się nim wcześniej zajął, więc raczej nie musiał tu być, nie miało to sensu. W sumie, to Arthur byłby wdzięczny, gdyby mu to ktoś wytłumaczył, co on tam robił, ale chyba wolał nic nie wiedzieć, bo niewiedza jest raczej lepsza, nie?

Spojrzał na jeńca kątem oka. Siedział podenerwowany, jednocześnie poruszając ustami, jakby coś mówił, chociaż nic nie było słychać. Wydawało się to blondynowi dziwne, chociaż nie powinien się temu dziwić, w końcu większość jeńców tak miała, ale on nigdy nie był jeńcem. Anglia nigdy nie siedział w więzieniu, bo po prostu nigdy do takowego się nie dostał, więc nie mógł wiedzieć, co czują więźniowie, mimo iż bardzo tego chciał. Arthur czasami miał ochotę wejść do czyjegoś umysłu i zbadać jego myśli, od zawsze było to dla niego kuszące, ale pomimo całej magii jaką znał, nie potrafił czegoś takiego zrobić, po prostu było to niemożliwe, przynajmniej w jego wykonaniu. Wiedział, że na świecie istnieją bardziej obeznani w magii niż on, ale bał się on ich spytać, nie wiedział czemu, może dlatego, że nie chciał się przed nimi upokorzyć? W końcu on był nieśmiertelną personifikacją, a oni tylko nietrwałymi ludźmi, o których niedługo wszyscy zapomną.

Nagle, Arthura, z rozmyślań wyrwał głos Hiszpanii, trochę zachrypnięty i jakby niepewny, ale jak zawsze miły dla uszu.

- Anglio?

- Hm?

- W ogóle to... Po co tu przyszedłeś?

- Żebym to ja wiedział – zaśmiał się, szczerze.

- Jasne – prychnął w odpowiedzi, Latynos. – Powiedz po prostu, że chcesz się czegoś dowiedzieć, czy co. To jakiś test próby? Bo ja już nic nie wiem.

Anglia westchnął, ale nie odpowiedział, w końcu nie wiedział jaka jest odpowiedź. Sam chciał, by ktoś ją znał, niekoniecznie mówiąc mu jej treść.

- To jak? – po dłuższym czasie, Antonio ponownie zapytał.

- Mówiłem ci już, że nie wiem. Mam ci całą refleksję o tym ułożyć?

- Może lepiej nie – odparł Latynos ze skwaszoną miną. Takiej właśnie reakcji spodziewał się Anglia, przez co lekko zachichotał. Ach, ten Hiszpania był często gęsto taki przewidywalny! – Więc... - zaczął powoli z wahaniem – skoro nie masz tu nic do roboty, ani nie zamierzasz nic robić, to sobie może lepiej pójdź?

Arthur zamiast odpowiedzieć wstał z pryczy i podszedł do okna, za którym dało się ujrzeć chodnik na ulicach i stopy przechodniów, a jak się spojrzało pod dobrym kątem to można było zobaczyć całego człowieka. Duża część z nich była biedna; łatwo dało się to poznać i nietrudno było się pomylić. W końcu bogaty strój szlachcica, a tani ubiór służby drastycznie się od siebie różniły.

Anglia westchnął i oparł się o parapet. Poczuł zimny powiew powietrza, który owiał jego twarz. Było to orzeźwiające i spowodowało to ciarki u personifikacji, mimo iż nosił gruby płaszcz. Blondyn przekrzywił lekko głowę i spojrzał w niebo. Było całe zachmurzone szarymi chmurami, nie było nawet żadnych przejaśnień. Arthur wiedział, że zaraz lunie deszcz i stanie się jeszcze zimniej niż jest teraz.

Obrócił się za siebie i plecami oparł o parapet, jednocześnie utykając wzrok w Hiszpanii, który odwzajemnił spojrzenie. W zielonych oczach Latynosa kryła się nienawiść, której nie trudno było dostrzec, oraz wstręt, obrzydzenie, jak i strach. Blondyn nie chciał by Antonio tak na niego patrzył, wolał by robił to inaczej, ale nie wiedział jak.

- Zaraz lunie deszcz – odezwał się niespodziewanie Arthur.

- No i... co w związku z tym? – Hiszpania podniósł jedną brew do góry w pytaniu.

- No i pomyślałem, że... Żeby może przenieść cię gdzie indziej? Zaraz będzie przeraźliwie zimno, a zwłaszcza w nocy – mówiąc to odwrócił się tyłem do rozmówcy, udając, że obserwuje chmury.

- Jejku, jej. Wielki sir Anglia jest taki dobroduszny – wywrócił oczami w grymasie. – Chociaż może zamiast mnie, wziąłbyś kogoś innego, hm? W końcu z tą drugą osobą byłyby o wiele ciekawsze rozmowy niż ze mną – to wszystko powiedział z doskonale słyszanym jadem w głosie.

- Skoro chcesz przemarznąć to proszę bardzo, mnie to szczerze nie obchodzi. Ja dałem ci tylko propozycję – wzruszył ramionami i udał się do wyjścia z celi.

- Świetnie – prychnął Hiszpania.

- Świetnie – odpowiedział, równie prychnięciem, Anglia i trzasnął za sobą drzwiami. Odwrócił się i spojrzał w małe okienko, które było u samej górze metalowych drzwi, co nie było takie proste, zważywszy na to, że znajdowało się na wysokości jego czubka głowy. Stanął więc na palcach i spojrzał przez nie. Niewiele widział, ale ujrzał jak Hiszpania kładzie się na pryczy kładąc związane dłonie na twarzy. Arthur przygryzł wargi i udał się do wyjścia. Dzisiaj nie zamierzał już ani minuty dłużej siedzieć w tej stęchłej dziurze. 


[APH] KlęskaWhere stories live. Discover now