Rozdział 16. Twardy poranek przed powrotem

8.4K 767 65
                                    


Nie obrażę się, jak coś naskrobiecie w komentarzach :P Mam nadzieję, że się Wam spodoba.


ENJOY!!!




Co jest, do cholery? Tknęła mnie myśl, gdy senność stopniowo ustępowała samoświadomości. Powoli uchyliłam oczy. Było gorąco i duszno. Chciałam się odwrócić, ale coś twardego naparło na dół moich pleców. Moje oczy rozwarły się szeroko zdumione, osiągając wielkość pięciozłotówek i bezwiednie wstrzymałam oddech.

Czy to jest to o czym myślę, że jest? O mój boże! Ale jak?!

Moje myśli pędziły szaleńczo, aż zaszumiało mi w uszach. Dokładnie słyszałam jak w środku mój organizm przyśpiesza działanie. Krew krążyła nieokiełznanie w żyłach, a ja miałam słuszne obawy, że zacznę hiperwentylować.

— O czym myślisz?— usłyszałam czując jego wargi na uchu, niski pomruk, który wydał mi się dziwnie seksowny.

— C-c-co to jest?— spytałam starając się brzmieć spokojnie, ale nawet dla mnie mój głos brzmiał na ekstremalnie spięty.

— Nie możesz tego stwierdzić?— usłyszałam kpinę w jego zmysłowym głosie i poczułam jak jego klatka piersiowa dotykała moich pleców, a jego kąciki ust unosiły się.

Zacisnęłam usta w bezbrzeżnej panice, kiedy twarde ,,coś" trąciło mnie mocniej.

Nagle moja ręka została złapana przez szorstką dłoń Einara i siłą nakierowana, na tajemniczy obiekt. Pisnęłam odwracając się, gdy koniuszki moich palców natknęły się na podłużny...

Zwarliśmy się w spojrzeniu, moje wyrażające złość, jego arogancką wesołość. Ciemna brew uniosła się do góry, szydząc sobie ze mnie i moich myśli.

— Kiełbaski?— spytał, jak by relacjonował pogodę w telewizji.

Spojrzałam w dół i zobaczyłam wędlinę. Moje oczy powędrowały do jego twarzy. 

Ten uśmiech, to samo zło. Wredny, szatański, najpodlejszy czarci pomiot!

Wrzałam od tłumionego gniewu do tego stopnia, że podejrzewałam iż usmażenie jajka na mojej głowie, okazałoby się czynem absolutnie wykonalnym. Schowałam głowę pod poduszkę, pisnęłam głośnio przy wtórze melodyjnego śmiechu Einara.

— Nienawidzę cię!— wrzasnęłam.

Poczułam jak poduszka zostaje wyrwana z mojego uścisku i rzucona z impetem w kąt. Przeszył mnie dreszcz, gdy tuż przy uchu, powiedział.

— Tak na przyszłość... Mój rozmiar jest o wiele większy.

Krzyknęłam na niego, odpychając od siebie. Wyskoczyłam jak torpeda ze śpiwora, potykając się o zrolowane legowisko, eksponując tym samym pośladki. Co za wstyd! Zignorowałam pomocną dłoń i dźwięk jego koszmarnego, wesoło brzmiącego głosu. 

Szybko reflektując, pozbierałam się z ziemi, odsuwając włosy z twarzy i pobiegłam na oślep przed siebie. Byle jak najdalej od niego, tych śmiejących się oczu i przystojnej, choć irytującej twarzy.

Zdecydowanie wolałam go kiedy był totalnym gburem!



Wilczy lokatorOnde histórias criam vida. Descubra agora