Rozdział 11.

9.4K 455 7
                                    

~Nadia~

Razem z ciotką wsiadłyśmy na tył samochodu i odjechaliśmy z piskiem opon. Byłam szczęśliwa, że udało mi się uciec. Matce pewnie się to nie spodoba, gdy się dowie, ale przecież to moje życie i to ja o nim decyduję. Chciałabym zobaczyć minę pana Gentile seniora i jego synalka, gdy się okaże, że uciekłam.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie mam przy sobie swojego bukietu, który mama mi wcisnęła pod urzędem.

- Zgubiłam bukiet.

- To nic i tak po nim nas nie znajdą.- pocieszyła mnie Lydia.

Siedziałyśmy w ciszy, jedyne co było słychać to silnik samochodu i głosy dziennikarzy z radia. Po przebiciu się przez najbardziej zatłoczone ulice miasta docieramy na lotnisko. Wychodzę z auta i razem z ciocią i wujkiem udajemy się do środka.

Załatwiliśmy bilety i czekamy tylko na końcową odprawę, aby wejść na pokład samolotu.

Z głośników rozbrzmiewa kobiecy głos informujący, że samolot do Aten zaraz będzie startował. We trójkę podrywamy się z miejsca i szybko biegniemy. W ostatniej chwili zauważam starego Gentile idącego w naszym kierunku z jakimś innym mężczyzną.

- Nadia biegnij!- słyszę głos ciotki i widzę, że jest trzymana przez tego bruneta.- No już! Na co czekasz?

Biegiem pognałam w stronę wejścia na pokład. Jeszcze raz się odwróciłam i tym razem zobaczyłam stojącego niedaleko Sebastiano. Wyglądał jakby kamień mu spadł z serca na mój widok, ale jednocześnie można było zauważyć, że waha się. Nie wiedzieć czemu chciałam do niego podejść i zapytać się co tu robi, ale widząc jak Vito kładzie mu rękę na ramieniu, oprzytomniałam i już ostatecznie weszłam do samolotu.

~Antonio~

Razem z ojcem pojechaliśmy na najbliższe lotnisko. Na parkingu naszą uwagę przykuł granatowy samochód.

- Taki sam widziałem pod urzędem.- powiedziałem.- Pewnie są w środku.

Ruszyliśmy do wejścia. Na hali odlotów zobaczyłem najbliższe loty:

12.35- Ateny
12.50- Londyn
13.10- Los Angeles

- Ciekawie się zapowiada.- szturchnąłem ojca, żeby spojrzał na tablicę.

- Mam nadzieję, że nie będziemy musieli jej długo szukać.

- Ty jak zawsze marudzisz. Chcesz mieć synową? To się postaraj.- powiedziałem.

- Patrz, tam są.- wskazał na trójkę osób idących do bramek.

- Hej! Stójcie!- krzyknąłem i pobiegłem w ich stronę.

Złapałem czarnowłosą kobietę i trzymałem ją mocno.

- Nadia biegnij!- krzyknęła kobieta.- No już! Na co czekasz?

Wtedy zobaczyłem, że piękna brązowowłosa dziewczyna wbiega na pokład samolotu i znika za drzwiami.

- Czemu pozwoliłeś jej uciec?- zapytał mnie Seba.

- Nie wiem, tato miał ją zatrzymać- powiedziałem i puściłem kobietę, która już chciała się zamachnąć i zrobić mi krzywdę.

- Z wami nie da się nic zrobić!- krzyknął zły.- Gdzie ona poleciała?- zwrócił się do jej ciotki.

- Lydia!- ostrzegł ją ojciec.

- No co. Poleciała jak najdalej od tej waszej pokręconej rodzinki.- powiedziała i wściekła wyszła z lotniska.

DestinedWhere stories live. Discover now