76

2.8K 149 7
                                    


Do wigilii zostały zaledwie cztery dni. Razem z Margaret postanowiłyśmy pojechać do stolicy. Dzień wcześniej Justin polecił swojemu mechanikowi aby przyjechał sprawdzić samochód którym miałyśmy się zamiar wybrać. Kiedy pojazd okazał się być sprawny i niezagrażający naszemu bezpieczeństwu, mój mąż zlecił jednemu z ochroniarzy pilnowanie go przez całą noc. Osobiście uważałam, że nie było to potrzebne ale po małej kłótni z blondynem, po prostu odpuściłam. Nie widziałam sensu w tym, żeby facet siedział przez całą noc w garażu i obserwował czy przypadkiem nikt nie ma zamiaru pobawić się przy hamulcach. Uważałam, że ktokolwiek, kto czyha na nasze życie nie powieliłby swojego pomysłu. Jeśli coś miałoby nam się stać, to moim zdaniem byłoby to zorganizowane w taki sposób, o którym nawet nie śnimy. Jak widać, Justin musi być naprawdę przerażony i bezradny, skoro nawet tak głupie pomysły wciela w życie.

- Kochanie, my jedziemy – poinformowałam męża, przekraczając próg jego gabinetu. Podeszłam do Justina i siadając mu na kolanach, pożegnałam się z nim czułym całusem w usta

- Uważajcie na siebie – powiedział, głaszcząc mój policzek. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, prosząc równocześnie żeby przestał się o nas zamartwiać i zapewniając że wrócimy do domu całe i zdrowe.

- Co chciałbyś dostać pod choinkę ? – spytałam, odgarniając włosy z jego czoła. Ostatnio nieco podrosły i teraz opadają w nieładzie na jedną stronę. Mimo że ma dłuższe włosy niż zazwyczaj, wygląda cholernie seksownie i naprawdę mu to pasuje.

- Ciebie – powiedział poważnie, pochylając się do mojej szyi. Złożył tam kilka mokrych pocałunków, a następnie przygryzł delikatnie kawałek skóry w tym miejscu. Wessał ją w swoje usta, po czym liznął i odsuwając się ode mnie, spojrzał zadowolony na swoje dzieło

- Zadowolony z siebie? – spytałam, śmiejąc się z męża. Czasami jest cholernie dziecinny, ale przy tym bywa niewyobrażalnie słodki.

- Tak – uśmiechnął się szeroko, kiwając głową w górę i na dół. Westchnęłam ciężko i kręcąc głową na boki, pokazałam mu język. No cóż... Ja też nie należę do zbyt poważnych osób. 

Wstałam z jego kolan i pochylając się nad blondynem, ucałowałam czubek jego głowy, po czym odwróciłam się na pięcie, ruszając w stronę drzwi. Justin jeszcze krzyknął za mną 'kocham cię' na co odpowiedziałam mu tym samym i nie tracąc już czasu, zostawiłam męża w spokoju, a sama udałam się po Margaret.

- Gotowa? – spytałam widząc ją schodzącą po schodach.

- Tak, możemy iść – odpowiedziała. – Luisa, proszę przynieś później mojemu mężczyźnie obiad do sypialni – poleciła kucharce, na co kobieta kiwnęła głową – Temu leniowi nie chce się dzisiaj wstawać z łóżka, a ja nie mam serca go do tego zmuszać – dodała, uśmiechając się przepraszająco, po czym dołączyła do mnie. 

Wyszłyśmy z domu, kierując się do garażu w którym czekał już na nas przygotowany i przypilnowany samochód, z kierowcą w środku.

- Czarni jadą za nami? – spytała blondynka, na co pokiwałam głową. Mówiąc czarni, miała na myśli oczywiście ochroniarzy bez których Justin by nas nie puścił. 

Westchnęła głośno, ale po chwili przyznała że może to i lepiej, że ktoś będzie czuwał ad naszym bezpieczeństwem. Po wypadku Hombre, blondynka stała się nie mniej przewrażliwiona na tym punkcie co mój mąż. Nie dziwiłam się wcale, pewnie gdybym to ja była na jej miejscu, myślałabym podobnie.

W drodze zastanawiałyśmy się, co mogłybyśmy podarować naszym mężczyznom jako prezent gwiazdkowy. Margaret wymyśliła że kupi dla Hombre złoty zegarek, który spodobał mu się gdy przeglądali razem jakieś czasopismo. Pomyślałam, że to dobry pomysł, ale niestety mój mąż miał już zegarek który uwielbiał i z którym za żadne skarby świata nie chciał się rozstawać, więc siłą rzeczy musiałam wymyślić coś innego.

King Of Cocaine |J.B|Where stories live. Discover now