83

2.7K 170 94
                                    


Tuż po wspaniałej imprezie sylwestrowej, spakowaliśmy wszystkie swoje rzeczy i schodząc z pokładu jachtu, skierowaliśmy się do podstawionego samochodu, który miał zawieźć nas na lądowisko. Wrzuciliśmy swoje torby do bagażnika i ruszyliśmy w drogę. Praktycznie cały lot przespaliśmy. Oczywiście była to zaledwie godzina drogi, ale w naszym przypadku, po nieprzespanej nocy i szaleństwie do białego rana, nawet piętnaście minut drzemki, robiło cholernie dużo. Kiedy dotarliśmy już do naszego domu, musieliśmy rozstać się z Johnem i Izabelą, co nie było łatwe, zważywszy na to że przez te dwa dni naprawdę miło spędziliśmy czas w ich towarzystwie

- Dziękujemy za zaproszenie i cudowny czas – powiedziała Izabela, przytulając każdego z nas po kolei – Mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy? – spytała, na co całą czwórką ochoczo kiwnęliśmy głowami

- Nasz dom stoi dla was otworem – odezwał się Justin, uśmiechając się do blondynki i jej partnera – Wpadajcie do nas kiedy tylko będziecie mieli ochotę – dodał.

- Może tym razem to wy odwiedzicie nas? – spytał John – Kilka dni w zatłoczonym, brudnym i cholernie głośnym mieście, z pewnością dobrze wam zrobi – zażartował wywołując śmiech nas wszystkich

- Ta, z pewnością – Justin przytaknął Johnowi, po czym podchodząc do nowego kolegi, uściskał go po męsku, dziękując za odwiedziny.

- Dobra, spadamy już – odezwała się Izabela, przerywając tym samym czułości naszych mężczyzn – Jak coś, jesteśmy w kontakcie – dodała, po czym ponownie nas uściskała. 

Pożegnaliśmy przyjaciół, po czym całą czwórką weszliśmy do domu. Pożegnaliśmy się życząc kolorowych snów, a następnie udaliśmy się do naszych sypialni. Justin musiał się wyspać, ponieważ następnego dnia rano jechał do Brazylii, załatwić sprawę z szefem tamtejszego kartelu. Miał odebrać od niego zalegający towar w zamian za trzydzieści milionów dolarów.

 Rzucając bagaże w kąt, poszliśmy pod prysznic, a następnie położyliśmy się razem do łóżka. Nawet nie wiem kiedy zasnęliśmy.

Justin

Obudziłem się rano i przecierając zaspane powieki, spojrzałem na swoją śpiącą jeszcze żonę. Wyglądała tak pięknie. Cudowna, słodka twarz, mały nosek, kilka pieprzyków porozsiewanych na lekko zaróżowionych policzkach - które swoją drogą cholernie uwielbiałem, pełne różowe usta które za każdym razem miałem ochotę całować bez opamiętania. Tak idealna. 

Pochyliłem się nad Eleną i zbliżając usta do jej noska, ucałowałem go delikatnie, następnie składając pocałunek na jej czole. Uśmiechnąłem się pod nosem dziękując Bogu że ją mam, po czym nie zwlekając, wstałem delikatnie z łóżka. Udałem się pod prysznic, a kiedy już byłem czysty, wyszedłem do garderoby ubrać się i spakować kilka potrzebnych rzeczy na wyjazd. Wpakowałem ciuchy do małej torby i łapiąc za jej rączkę, wyszedłem z sypialni. Skierowałem się korytarzem do schodów, a następnie zszedłem na dół do jadalni na śniadanie.

- Dzień dobry – przywitałem się z kucharkami, przy okazji życząc im szczęśliwego, nowego roku. Wyszedłem z domu, włożyłem torbę do bagażnika, po czym wróciłem i usiadłem przy stole. 

Nie chciało mi się za bardzo jechać na to spotkanie z Garcią, ale wiedziałam że muszę załatwić to osobiście. Nie mogłem wysłać tam nikogo z moich ludzi, ponieważ byłaby to w pewien sposób zniewaga dla szefa brazylijskiego kartelu. Takie rzeczy, załatwialiśmy jedynie między sobą i twarzą w twarz. Takie były zasady, więc trzeba było się ich trzymać. Miałem tam spędzić zaledwie kilka dni, ale nie miałem ochoty rozstawać się z Eleną. W pewnym momencie nawet pomyślałem, że mogłaby jechać ze mną, ale tak szybko jak ten pomysł wpadł do mojej głowy, tak szybko z niej wyleciał. To byłaby totalna głupota.

King Of Cocaine |J.B|Where stories live. Discover now