VI

274 35 9
                                    

Jasne, obszerne wnętrza. Liczne, pozłacane ozdoby. Duże okna oddzielające straszną, nocną rzeczywistość od bajkowej atmosfery panującej wewnątrz. Taki obraz Chanyeol zapamiętał, gdy był tu po raz ostatni. Jednak tamten wieczór nie miał nic wspólnego z bajką. Był raczej koszmarem, który wysoki brunet tak bardzo chciał wymazać z pamięci. Teraz, kiedy tu był, mógł tylko modlić się, by dzisiejsza noc nie zakończyła się jak tamta przed laty. Wysoko wiszące kandelabry oświetlały całą salę oraz tłum ludzi, który się w niej znajdował. Tysiące twarzy. Tysiące ust. Tysiące oczu. Nienawidził takich miejsc. Nienawidził tłoku i ludzi, którzy go tworzyli. Nie czuł się wtedy bezpiecznie. Czuł, że nie mógł ufać nikomu. Trochę się spóźnił, ale nie przejął się tym specjalnie. Wiedział, że ten, któremu miał towarzyszyć, jeszcze się nie zjawił. Stwierdził to po ciszy panującej w sali. Nie mylił się. Wkrótce ogłoszono pojawienie się tego, który rozbił mafię uderzając w samo ogniwo. Tego, który zachował zimną krew i trzeźwy umysł. Tego, który uratował Seul, Koreę, a może nawet i cały świat. Na całą tę długą, mozolną zapowiedź, Chanyeol zaśmiał się pod nosem, biorąc łyk szampana. Kilka osób spojrzało na niego pogardliwie, nie mogąc zrozumieć powodu jego zachowania. Nie byli oni świadomi, jaki widok za chwilę miał ukazać się przed ich oczami. Zapewne spodziewali się rosłego, potężnego bohatera. Ujrzeli jednak małego Byun Baekhyuna, który z szerokim uśmiechem nisko ukłonił się zgromadzonym. Mimo niemałego zaskoczenia, wszyscy zaczęli bić mu gromkie brawa, na co on uśmiechnął się jeszcze szerzej. Schodził po śnieżnobiałych schodach, szukając wzrokiem tej jednej osoby, o której wciąż nie mógł przestać myśleć. Wreszcie go zobaczył. Brunet patrzył się na niego z ogromną czułością i dumą. Chanyeol czuł, że ma przed oczami ósmy cud świata. Drobna postać wyglądała tak bezbronnie. Czarne odzienie kontrastowało z jego bladą cerą. Stale patrzył na bruneta, nie przestając schodzić po schodach. Kiedy w końcu dotknął marmurowej posadzki i począł zmierzać w jego kierunku, Chanyeol czuł jak podchodzi mu gula do gardła. Skądś znał już ten obrazek. Obrazek, o którym tak przeraźliwie chciał zapomnieć. Baekhyun stanął na palcach i delikatnie zatopił swoje wargi w tych Chanyeola. 

-B-Baekhyun...nie powinieneś tutaj, co jeśli twoi pracowni-

-Nie dbam o nich. Nie dbam o nikogo, kto znajduję się w tej sali poza tobą. Dziękuję, że ze mną tutaj przyszedłeś. Gdybyś się nie zgodził, w ogóle bym nie poszedł, nie miałbym odwagi.

To wyznanie czarnowłosego sprawiło, że Chanyeola przeszły dreszcze. Zaklął się w myślach. Zaklął, że się zgodził i musiał tu być z Baekhyunem. Zaklął, że Baekhyun musiał tu być. To wszystko jego wina. Nagle w całej sali przeraźliwie zabrzęczały głośniki. Wszyscy zgromadzeni zwrócili swój wzrok w kierunku przełożonego Baekhyuna. Chłopak odnosił wrażenie, że inspektor wszystkie zasługi przypisuje bardziej sobie, mimo że nigdy nie widział prawdziwego bohatera na oczy. 

-Zebraliśmy się tutaj, aby uczcić sukces nowego pracownika naszej komendy, Byun Baekhyuna! Jak wszyscy pewnie już wiecie, ten młody chłopiec wykazał ogromny talent detektywistyczny i przyniósł chlubę naszemu posterunkowi. Dlatego chciałbym mu dedykować ten taniec. Zatańczmy go na cześć naszego nowego detektywa! 

W sali rozległ się klasyczny walc. Utwór doskonale znany Chanyeolowi. Już go tańczył. Tańczył go na czyjąś cześć. On to wszystko widział. Tamta osoba też nie zwracała uwagi na wszystkich wokół. Tamta osoba też namiętnie go całowała. Tak bardzo go kochał, mimo, że między tamtym ukochanym a obecnym było tyle drastycznych różnic. Dla obu był gotów zrobić wszystko. Nawet kosztem własnego życia. Do obu czuł się przywiązany nierozerwalną nicią i od obu był uzależniony jak szaleniec. Przez nich tracił zmysły i żadnemu nie był w stanie odmówić. Obie te osoby posiadały swoisty czar, któremu Chanyeol nie mógł i nie chciał się oprzeć. 

Protect the murderer [chanbaek]Where stories live. Discover now