~Rozdział 6~

1.4K 119 3
                                    

Już od paru godzin siedzieliśmy z Evenem na balkonie paląc jakieś zioło, które znalazł w swoim pokoju. Pewnie jakiś imprezowicz zapomniał swojego towaru, a znalezione nie jest kradzione, więc je wzięliśmy.

Graliśmy w jakąś głupią grę na wzajemne zadawanie sobie pytań. Haczyk polegał na tym, że musieliśmy na nie odpowiadać bez wyjątku, bo w razie wymigania się od odpowiedzi zadający pytanie miał plus jedną przysługę u tego drugiego.

-Dobra, moja kolej. Hmmm… - miałem pustkę w głowie.

-Hmm?

-Daj mi pomyśleć! - machnąłem na niego ręką, co go rozbawiło.

-Dobra, masz dziesięć sekund. - powiedział i zaczął odliczać. - Jeden, dwa, trzy, cztery…

-Rozpraszasz mnie! - próbowałem zrobić obrażoną minę, ale przy moim uśmiechu marnie mi to wyszło.

-Oh, jak mi przykro. - droczył się ze mną.

-Dobra, już wiem! - krzyknąłem. - Dlaczego przeniosłeś się do Oslo?

-To głupio zabrzmi, ale przeprowadziłem się tu za Sonją, bo byłem w niej wtedy strasznie zakochany.

-Tak po prostu opuściłeś dla niej szkołę przed ostatnim rokiem? - zdziwił mnie. Naprawdę kochał tę dziewczynę. Musiało stać się między nimi coś okropnego, że zerwali.

-Właściwie to nie zdałem ostatniego roku i tutaj robię drugie podejście. - zawiesił swój wzrok na czymś za oknem.

-Czyli, że jesteś ode mnie starszy dwa lata…

-Przeszkadza ci to? - wrócił wzrokiem na mnie.

-Nie, jasne, że nie… Ale to dziwne, że się tak dobrze dogadujemy. - odparłem i zaciągnąłem się jointem.

-Po pierwsze: Wiek to tylko liczby. Po drugie: Kolej na moje pytanie. - zatarł złowieszczo ręce.

-Okej, pytaj.

-Opowiesz mi coś o swoich rodzicach? Tylko bez odpowiedzi typu tak lub nie.

Od razu się spiąłem. To nie był dla mnie łatwy temat.

-Nie wiem czy chcę o tym gadać…

-Dobra, ale przysługa u mnie może się źle skończyć, od razu mówię.

-Okej, okej… - przewróciłem oczami i westchnąłem. - Moja matka ma problemy psychiczne i bzika na punkcie Boga. Cały czas wysyła mi jakieś smsy z cytatami z Biblii. A mój ojciec odkąd się z nią rozwiódł sprasza tylko jakieś dziwki do domu. Mieszkanie z nim było tak okropne, że musiałem się wyprowadzić. Teraz nawet nie utrzymuje z nimi kontaktu. - powiedziałem na jednym wydechu.

-To przez nich chorujesz, prawda? - w jego głosie słychać było smutek.

-Taa, można tak powiedzieć… - czułem rosnące poddenerwowanie. Nie chciałem o tym dłużej rozmawiać.

-Przykro mi. - odetchnąłem z ulgą, bo zdecydował się nie drążyć tematu.

-A twoi rodzice?

-Są normalną, kochającą się parą.

Nastała między nami niezręczna cisza. Even patrzył wszędzie tylko nie na mnie, jakby wstydził się, że zaczął taki raniący dla mnie temat.

-Czyja teraz kolej? - zapytał w końcu.

-Chyba twoja.- w rzeczywistości była raczej moja, ale nie miałem na myśli niczego sensownego o co mógłbym zapytać Næsheima.

Spojrzał na mnie i z rysów jego twarzy wyczytałem, że się nad czymś intensywnie zastanawiał. Zacząłem się lekko obawiać o to, co padnie z jego ust.

-Lubisz chłopaków? - to mnie tak zaskoczyło, że aż zakrztusiłem się dymem.

-Słucham?

-Dobrze wiesz, o co pytam. - patrzył mi prosto w oczy. Zawsze kiedy to robił czułem się taki mały i bezbronny.

-Nie, nie lubię. Jestem hetero. - w tamtym momencie sam nie byłem pewny swoich słów.

-Jesteś beznadziejnym kłamcą, wiesz? - uśmiechnął się pokrzepiająco.

-Nie kłamię, Even. - próbowałem się jakoś bronić, ale byłem na przegranej pozycji. Næsheim miał jakiś pieprzony dar przeglądania ludzi na wylot.

-Wiesz, że bycie gejem to nic złego, prawda?

Moje serce zaczynało niebezpieczne przyspieszać swój rytm.

-Chyba już pójdę.

Zgasiłem i wyrzuciłem skręta przez okno trzęsącą się ręką po czym wstałem i ruszyłem szybkim krokiem w stronę wyjścia. Chciałem jak najszybciej być na zewnątrz, bo robiło mi się coraz bardziej duszno.

-Isak, stój! - poczułem uścisk dłoni na moim ramieniu a potem zostałem w szybkim tempie obrócony i przyciśnięty do ściany. Blondyn stał przede mną i swoim ciałem uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch. Do tego trzymał moje nadgarstki obok mojej głowy.

-Możesz oszukać wszystkich, nawet siebie, ale nie mnie. Ja wszystko widzę.- odparł.

Łzy cisnęły mi się do oczu, a serce wyrywało z piersi, ale nawet się nie ruszyłem. Even miał rację, miał cholerną rację… Nie potrafiłem przy nim tak dobrze udawać jak przy innych. To dlatego, że coś do niego czułem i było to na tyle silne, że moja codzienna maska znikała.

Nagle poczułem jego miękkie wargi na moich. Całował mnie i co ważniejsze - podobało mi się to. Postanowiłem wyłączyć myślenie i oddałem pocałunek. Było mi tak cholernie dobrze. Stado motyli szalało w moim brzuchu, ale i tak nie mogłem uwierzyć, że to robiłem.

Gdy tylko się od siebie oderwaliśmy odepchnąłem go i wybiegłem z budynku. Nawet nie zauważyłem kiedy się rozpłakałem.

Będąc na ulicy nie dałem odpocząć nogom i nie zwolniłem tempa dopóki nie znalazłem się pod swoim domem. Ludzie dziwnie na mnie patrzyli, ale miałem to gdzieś, to się dla mnie wtedy nie liczyło.

-Jak mogłeś to zrobić Isak?! Jak?! - powtarzał cały czas głos w swojej głowie.

Po dotarciu do domu i zamknięciu się w swoim pokoju, upadłem na łóżko i przykryłem się kordłą. Starałem się oddychać głęboko, żeby jakoś zniwelować duszności i nieregularne bicie serca, ale nie wychodziło mi to zbyt dobrze.

-Jak mogłeś to zrobić swoim rodzicom?! - panikowałem cały się trzęsąc.

Mimo, że to co się ze mną działo było spowodowane przez Evena, to w tamtej chwili żałowałem, że nie było go obok mnie. Ataki paniki nigdy nie były łatwym przeżyciem, szczególnie gdy byłem sam.

Love is Love. Open your heart. /Evak Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon