#9.

2.8K 313 115
                                    


Jestem szkalowana przez tego fika, jak polska w 39' XD

-Przestaniesz ty beczeć? – spytał Jin, popijając białe, półsłodkie wino prosto z kryształowego kieliszka, czytając jednocześnie książkę pod tytułem „Nana". W normalnych okolicznościach nie wybrałby takiej lektury podczas rozmowy z Taehyungiem, lecz tym razem aktor wyglądał tak żałośnie; zasmarkany, rozmazany, czerwony trochę ze złości, trochę z goryczy swojego życia, że szatyn stwierdził, iż naturalizm świetnie to wszystko dopełni w jego głowie i pomoże wczuć się w tę sytuację.

Otóż nawet jeżeli Seok cieszył się, że, jakby nie było, wrócili do normalności i znów może pełnić rolę iście wrażliwego wsparcia rozhisteryzowanego blondyna, tak tym razem pojawił się problem. Mianowice, Kim nigdy nie miał... Jakby to ująć, by nikogo nie zranić...? A jebać. Tae nigdy, przenigdy nie miał zbyt głębokich powodów do zmartwień. Jin nie wiedział, czy to kwestia tego, że zawsze był zbyt płytki i narcystyczny, czy może jednak zwalić winę na przeszłość V, która była iście bogata w komplementy i pochwały... Chwila. Jedno i drugie i tak prowadzi do płytkości jego mózgu... No trudno.

Tak więc jak już ustaliliśmy, Taehyung był płytki. Bardziej płytki niż brodzik dla dzieci w Aquaparku, bardziej płytki niż butelka wina po nocnym maratonie Jina z Rosario Dawson, bardziej płytki niż stanik Sue... Może to akurat bardziej wklęsły, ale wiecie, o co chodzi!

Teraz jednak sytuacja się trochę zmieniła. Tae miał PRAWDZIWY i POWAŻNY powód do zmartwień, a w jego kłopot wchodziły jakieś głębsze emocje, jakieś miłości, powikłania zdrowotne konia jego faceta, owy mężczyzna, który chyba zapomniał, że jego partnerem jest nieradząca sobie z otwieraniem puszki coli kluska...No cholera! Jin nie mógł znów olać tej sytuacji, zapodać jakimś cytatem dobrej literatury lub po prostu najebać Tae tak, by gwiazdki zobaczył i powiedzieć paru mądrych bzdetów, które jak mantra są powtarzane w każdej dramie o miłości. No nie mógł, nie wypadało! Teraz razem musieli ten problem ROZWIĄZAĆ, co przy ich doświadczeniu życiowym graniczyło, kurwa, z cudem.

Wszak nie znali się ani za bardzo na medycynie, ani na zwierzętach, ani na roślinach trujących, ani nawet nie byli zbyt dobrzy w relacjach międzyludzkich, by tego głupiego Jeona jakoś uspokoić.

Sytuacja wydawała się iście beznadziejna, dlatego Jin pozwolił sobie o wyjście z pokoju i pójścia po kolejną butelką swojego ulubionego trunku – jeśli wino nie pomoże, to już nic nie pomoże, a zaszkodzić nie zaszkodzi, prawda?

Może pijany wymyśli jakiś sposób?

***

Tae ryczał i ryczał, a jego rozpaczy nie było końca. Był pewien, że dostał już depresji, a jego dół psychiczny stał się kanionem bez dna. Jak mógł tak skrzywdzić Jeona? Jak Jeon mógł tak skrzywdzić jego? Czy w związku ludzie nie powinni się czasem wspierać w trudnych sytuacjach?

Cholera i ten biedny koń na dodatek. Jakby nie patrzeć, to on ucierpiał w tej sytuacji najbardziej. V naprawdę nie chciał skrzywdzić niczemu winnego zwierzątka, po prostu się zagapił.

Ale... To zagapienie prawdopodobnie kosztowało go życie Hopiego, jak i związek z Jungkookiem.

Taehyung wiedział, że jeśli Hoseok by umarł, to nawet gdyby Kookie mu to kiedyś wybaczył ( a kurwa, nie wiedział co by musiał zrobić, by tak się stało), ich życie nie wyglądałoby tak samo. W końcu to jedna z najważniejszych rzeczy, jakie pozostawił jeźdźcowi dziadek, który prawdopodobnie odwalił naprawdę wiele godzin ciężkiej pracy, by Jeon wyszedł na ludzi. Ba, na ludzi! Na kogoś naprawdę cudownego i wyjątkowego.

-Cholera! Jinnnn – jęknął iście żałoście blondyn, chowając twarz jeszcze mocniej w poduszkę, o ile to było w ogóle możliwe.

- Cóż mam ci poradzić, gwiazdko? Narozrabiałeś, to teraz musisz jakoś to naprawić – mruknął przyjaciel, starając się brzmieć spokojnie, chociaż prawda była taka, że i on drżał z strachu i o zdrowie zwierzaka Jungkooka, jak i o związek chłopaka z Tae. Mówcie, co chcecie, ale Seok miał swoją intuicję, której zawsze ufał, a owa właśnie krzyczała mu coś mniej więcej „ JAK ONI ZE SOBĄ ZERWĄ, TO SZLAG TRAFI TWÓJ SPOKÓJ I DOŻYWOTNI ZAPAS WINA, FRAJERZE"!

Czyli sytuacja była dość frustrująca, moi drodzy.

- Kurwa, jak ja mogę to naprawić?! – zapytał, choć sam nie wiedział, do kogo kieruje to zdanie- Do Jina, siebie, Boga czy może jakiejś wróżki, która znałaby się na sprawach damsko... znaczy, męsko męskich, oczywiście.

- No, yy... - Mężczyzna mocno skupił się na tekście powieści, by choć trochę mniej wyglądać na takiego, który nie ma nic do powiedzenia. Bo nie miał. Nie wiedział, co ma zrobić, jak pomóc i ta bezradność doprowadzała go do istnego szału. W końcu byli przyjaciółmi...

***

Jeon leżał na niebieskim, puchatym kocu, głaszcząc jednocześnie swoją prawą ręka szyję konia. Nigdy nie sądził, że kiedykolwiek dojdzie do sytuacji, że będzie leżał obok Hopiego, a nie na nim. Po raz kolejny tej nocy jego oczy zaszkliły się, a z ich kącików poleciało kilka małych, słonych kropelek. Hoseok był nie tylko pamiątką czy ukochanym zwierzaczkiem. Ten koń był jak jego członek rodziny... Gdy miał złe dni, bądź po prostu trudne, wystarczyła jedna jazda, jedna przejażdżka na tym niesamowitym rumaku, by humor mu wrócił.

A teraz co? Teraz zwierzę ledwo oddychało, kaszląc co jakiś czas.

Czy to koniec? Czy teraz Hopi naprawdę umierał?

Nie maż się, Jeon... - warknął do samego siebie w myślach, starając się zapanować nad emocjami.

Był w końcu, do cholery, mężczyzną. Nie mógł ulec słabości, to on miał się opiekować i pomagać innym, być ich podporą, a podpory musiały być twarde... Ale co on pierdoli? Czy to, jak dzisiaj się zachował w stosunku do Taehyunga było męskie? Odważne? On go zbeształ, kazał zejść sobie z oczu!

Jeon, ty debilu...

Brunet wstał bardzo szybko, przez co lekko zakręciło mu się w głowie, ale zignorował to uczucie. Wyciągnął telefon i sprawnie wszedł w ikonkę kontaktów, wybierając ten jeden właściwy, podpisany serduszkiem.

I nic nie zrobił.

Okropna, tchórzliwa niemoc ogarnęła całe jego ciało. Jeśli Tae go już nienawidzi? Czy chce się o tym dowiedzieć akurat dzisiaj? A jeśli przez niego płakał? Przecież to całkiem prawdopodobne...

Chłopak upuścił urządzenie, które dość bezpiecznie wylądowało na miękkiej słomie (jeszcze tego by brakowało, by uszkodził srajfona, co to to nie!), a zaraz padł na kolana, niczym jakiś męczennik.

Znów łzy, znów ból...

-Dziadku... DZIADKU POMÓŻ MI! – krzyknął, zaraz popadając w żałosny szloch.

***

- Jak myślisz, mniej boli powieszenie się czy skok z trzeciego piętra? – spytał Tae, patrząc się w sufit i nie wyrażając żadnych emocji (co z obrazkiem sprzed godziny było iście kontrastujące, ale blondyn po prostu pogodził się już ze swoim losem).

- Ponoć z trzeciego piętra mało kto umiera- odpowiedział już dość wcięty Jin, przewracając książki na półce w poszukiwaniu tej jednej, odpowiedniej.

- Fuck. Mamy jakieś porządne wieżowce w okolicy?

- Taehyung, nie przesadzaj, dobrze? Na pewno jakoś to wszystko naprawimy, tylko się uspokój. – Gdzie to kurwa było...

-Jin... Jest tylko jedna osoba, która może mi pomóc.

Chłopak aż podskoczył, bo co jak co, ale w końcu usłyszał dzisiaj coś pozytywnego z ust blondyna.

- No to pięknie! A kto to taki?

-Jin... Dzwoń po Sue. 

Prrr, nie tak szybko! TaekookWhere stories live. Discover now