Rozdział 7 cz.1

4.2K 377 116
                                    

Starszy mężczyzna w czarnym, aksamitnym płaszczu do ziemi, szedł długim, rozświetlonym korytarzem. Był zdenerwowany. Świadczyło o tym między innymi to, że co chwilę sprawdzał, czy aby na pewno cztery, pożółkłe zwoje, które trzymał w dłoniach, nie były pogięte, ani brudne. Wiedział, gdzie iść, praktycznie nie zwracał uwagi na trasę, którą szedł. Wiele razy przemierzał te korytarze. Mijał bogate w kinkiety, rzeźby, jak również zdobione dywany, pomieszczenia, ale od dawna żaden nie robił na nim zbyt dużego wrażenia. Znał je od tylu lat, że spokojnie mógł wymienić każdy szczegół na niezwykle realistycznych obrazach, czy powiedzieć, gdzie znajdowały się zabytkowe, najbardziej niezwykłe księgi.

Może dlatego, nikt do tej pory nie pomyślał o tym, aby go wyrzucić. Choć posiadał już swoje lata, odnajdywał się w posiadłości jak mało kto.

Był sam. Z wiadomością, którą miał przekazać, czuł się nieswojo. Gdy w końcu dotarł do celu, stanął przed odpowiednimi drzwiami, a następnie znieruchomiał. Policzył po francusku do dziesięciu i wyciągnął rękę, aby zapukać. Zatrzymał się z uniesioną dłonią pięć centymetrów od powierzchni drewna.

Jakby ktoś wyczuł jego niezdecydowanie, bo ze środka rozległo się głośne, choć lekko przytłumione:

Wejdź Sorenie.

Mężczyzna, nie mając zbytniego wyboru, nacisnął mosiężną klamkę. Zacisnął palce na zwojach, po czym, z sercem na piersi, wkroczył do pomieszczenia.

Witaj. – przywitał się mężczyzna siedzący za dużym, mahoniowym biurkiem, na którym leżało mnóstwo dokumentów. Kilka białych, palących się świec, ustawionych na pozłacanym kandelabrze, oświetlało część jego twarzy i nadawało mu tajemniczości. – Co sprowadza cię do mnie o tak późnej porze?

Soren zawahał się. Tamten nie spuszczał z niego swoich szafirowych, połyskujących oczu, jakby próbował wyczytać prawdę z jego nerwowych ruchów. W przeciwieństwie do nowo przybyłego, zachowywał stoicki spokój.

Starzec pochylił głowę. Był zaufanym doradcą, ale wciąż nie potrafił patrzeć Najwyższemu Radcy zbyt długo w twarz. Casimir Reagarte krępował go nie tylko swoją wysoką, zaskakującą jak na tak młody wiek rangą, ale i opanowaniem. Nawet w takiej chwili, kiedy na zegarach wybijała druga nad ranem, a wszyscy już dawno odpłynęli w sen, Radca potrafił być niezwykle życzliwy i oficjalny. Biła od niego niesamowicie potężna aura, przyćmiewająca nie jednego maga, czy księcia. Soren nie miał wątpliwości, że gdyby i on okazał się reinkarnacją jakiejś dawno żyjącej postaci, byłby to potężny lord lub władca.

Panie Regarte... – Soren ostrożnie położył przed Radcą wszystkie zwoje i wycofał się szybko, pamiętając o zachowaniu elegancji. – Wystąpiła pewna komplikacja.

Przeczuwam, że ma ona związek z ostatnią próbą włamania do Wielkiej Biblioteki. – mężczyzna rozwinął pierwszy dokument. Pokiwał głową, jakby samemu odpowiadając sobie na pytanie, które nie padło. – Tak jak myślałem...

Podejrzewa pan, że mógł to zrobić Dorian Magelli? – Soren ośmielił się poruszyć kwestię, która od dawna niezwykle go nurtowała.

Najwyższy Radca skrzywił się na wspomnienie tego imienia. Niby niepozorne, powodowało więcej problemów, niż przez cały okres panowania mężczyzny. Od kilku tygodni figurowało na ustach wszystkich, którzy coś znaczyli. Casimir Regarte musiał zostawać w biurze po nocach, aby planować strategię, czy podpisywać tysiące dokumentów związane z tą jedną, tylko na pozór niegroźną osobistością.

Księżniczka Żywiołów: Księga WspomnieńTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon