Rozdział 20. cz.2

1.5K 161 82
                                    

Nim dotarłam pod salę, gdzie miało odbywać się moje przesłuchanie, zdarzyły się dwie nietypowe rzeczy. Trzy, jeśli liczyć sytuację, gdy nieomal nie zauważyłam idącej korytarzem Vanessy, której w pierwszej chwili nie poznałam. Dziewczyna momentalnie usunęła mi się z drogi, a kiedy mnie wymijała i dostrzegła różowe pasemka, zacisnęła usta niemal do krwi. Miałam już stuprocentową pewność, że coś się z nią działo i było to związane z moją osobą.

– Violetta! – zawołałam za nią, jednak zdążyła skręcić za róg i przyśpieszyć kroku. Chciałam za nią pobiec – porozmawiać i dowiedzieć się, czemu mnie unikała – ale była już daleko.

Chciałam krzyknąć jeszcze raz, zapytać, dlaczego się tak ode mnie odsunęła, jednak w tej samej chwili zamarłam z otwartymi ustami i ręką wyciągniętą w dal... Czy ja nazwałam wieszczkę Violettą?

W tym momencie uświadomiłam sobie, że w tym całym zamieszaniu, skupiając się na samym zatrzymaniu dziewczyny, bezmyślnie wykrzyczałam nie to imię, co trzeba.

Zaskoczona, gapiłam się na korytarz, w którym zniknęła. Było już za późno, by przeprosić, więc bezradna przyłożyłam sobie dłoń do czoła, a z moich ust wymknęło się przekleństwo. Znałam Vanessę już od dobrych paru miesięcy, a nigdy wcześniej mi się coś takiego nie zdarzyło! Nie! Błąd! Nie zdarzyło mi się to w przypadku żadnej osoby!

Pokręciłam głową, a kilka różowych pasemek podskoczyło. Z rezygnacją wsunęłam dłoń do kieszonki swetra, aby upewnić się, czy malutka, opróżniona dwadzieścia minut wcześniej fiolka wciąż bezpiecznie spoczywa na jej dnie. Wyczułam pod palcami zimny, szklany pojemniczek, w którym od tylu tygodni uwięziona była niewielka porcja eliksiru Misurie. Może zielonowłosa zapomniała wspomnieć, że efektem ubocznym spożywania mikstury będzie chwilowa amnezja? Poprzednio nie miałam wprawdzie żadnych problemów po jej wypiciu, ale wtedy nie czułam na sobie aż tak wielkiej presji otoczenia.

Wypuściłam spomiędzy palców fiolkę i rozluźniłam ramiona. Rozważania na temat wyrobów Lutyanki byłam zmuszona odłożyć na później. Nie zostało mi zbyt wiele czasu do przesłuchania, więc również poszukiwania wieszczki musiały niestety poczekać. Wiedziałam, że w najlepszym wypadku powinnam ją przeprosić. Może nastolatka już wcześniej przewidziała, że pomylę jej imię i dlatego mnie unikała – była zwyczajnie dotknięta tym, co miało się dopiero wydarzyć.

Druga dziwna rzecz wydarzyła się zaledwie trzy minuty później, kiedy wschodziłam po schodach na wyższe piętro. Gdyby towarzyszył mi Leon, pewnie poprowadziłby mnie do sali przesłuchań jakąś szybszą, mniej zawiłą drogą. Jako że mężczyzna był jednak ostatnio zmuszony uczestniczyć w wielu arcyważnych spotkaniach strażników (które odbywały się regularnie od ostatniego ataku klanu na budynek), Najwyższy Radca wyraził zgodę, bym poruszała się po siedzibie Rady bez „eskorty". Zrobił to już kilka dni wcześniej, czym wywołał lawinę szeptów wśród innych strażników, a także serię dwuznacznych (chociaż w jej przypadku dość jednoznacznych) komentarzy ze strony Misurie.

To właśnie nastolatkę spotkałam, gdy znalazłam się na samej górze schodów.

– Ami! – Wyszczerzyła zęby w przesadnie szerokim uśmiechu. – Tak myślałam, że gdzieś tu się na ciebie natknę. Idziesz na przesłuchanie?

Przytaknęłam, nie mogąc powstrzymać się od podobnego uśmiechu. Ostatnimi czasy brakowało mi naszych wspólnych rozmów z dziewczyną, byłabym nawet skłonna przyznać, że w równej mierze, co spotkań z Zanderem. Z żalem zauważyłam, iż odkąd przyjechaliśmy do Rady oddaliłam się od niemal wszystkich przyjaciół, jednak brak czasu, ciągła obecność strażników, jak również stres nie pozwalały mi znów ocieplić naszych relacji. Miałam nadzieję, że kiedy przesłuchania już się skończą, a moje badania księgi Blaise'a przyniosą skutek i uda się odkryć kryjówkę Doriana, Casimir pozwoli nam wrócić do Cennerowe'a. W szkole nie męczyło mnie tak wiele problemów, nie było seksownych, eks-wampirzyc (dosłownie i w przenośni), a już z całą pewnością nikt nie oczekiwał, że będę prosić o pozwolenie na spacer po okolicy. No i przyjeżdżając do szkoły dla Nersai i Careai nikomu nawet przeszło myśl nie przeszło, by kogokolwiek tatuować.

Księżniczka Żywiołów: Księga WspomnieńWhere stories live. Discover now