Time jump (~~~~)

259 38 40
                                    

16.05.2017r. Pamiętacie, co wspominałam o dręczącym mnie pomyśle przy opku o Strażnikach? Historia poniżej jest z tej samej kategorii.

***

Yuri wracał z treningu, z Victorem i Jurijem, jak co piątek zresztą - odwozili przecież młodego na wieś, na weekend do dziadka, żeby się nie tłukł transportem miejskim wątpliwej jakości i sprawności.  Byli już o krok od parkingu przecznicę od lodowiska, gdy zrobiło się totalnie ciemno. Tak po prostu. Jakby nagle wpadli w trójkę do pudełka pomalowanego wewnątrz czarną farbą do tablic. I tylko przed sobą mieli troje drzwi, które tak po prostu stały. Każde były innego koloru. Seledynowe, granatowe i fioletowe.

- Co jest, kurwa?- Plisetsky zaczął rozglądać się dookoła pierwszy, podczas gdy Yuri chwycił się nerwowo mocniej ręki srebrnowłosego.

- Gdzie jesteśmy?

- W drodze na parking, Yuri. Tak myślę...

- Victor, boję się...

- Przymknij się, Wieprzu! Lepiej chodźcie mi pomóc w szukaniu wyjścia!

- Skorzystajmy z drzwi - zaproponował powoli Nikiforov.

- Których?

- Niech po prostu każdy otworzy jedne - rzucił Jurij, podchodząc do seledynowych drzwi.

- To brzmi logiczne, które chcesz, Yuri? - Katsuki odetchnął głęboko, zerkając z wahaniem na mężczyznę, a później zbliżył się powoli do fioletowych.

Nikiforov, starając się wyglądać pewnie, ujął klamkę granatowych.

- Na trzy, a gdyby było tam coś złego... zatrzaśnijcie.

Młodsi pokiwali powoli głowami. Brunet przełknął z trudem ślinę.

- Adin, dva... tri!

Szarpnęli za klamki i... niezależnie od tego, co chcieli zrobić, coś dziwnego, na podobieństwo podmuchu wiatru,  zmusiło ich, aby przekroczyli próg i zagłębili się w obcej przestrzeni.

***

Jurij ślizgał się po czymś, co bardzo przypominało lód. Otaczały go tylko dziwne, grafitowe opary. I obrazy, którym nie był w stanie się przyjrzeć. Rozmazywały się, gdy tylko próbował odkryć, co przedstawiają.

Czy potrafisz zmotywować innych, tak, jak siebie?

- Że niby co?

Czy potrafisz zmotywować innych?

Powtórzył obcy, poważny głos, kojarzący się z opowiadaczem baśni, który gra rolę mrocznego czarodzieja. Albo ze wściekłym, pijanym Victorem.

Miał ochotę zapytać jeszcze raz, życząc sobie szczegółów, ale poślizg wtedy się zakończył i runął - dosłownie - na kolana, padając ciężko na posadzkę w lustrzanej sali do ćwiczeń baletowych. Rozejrzał się ostrożnie dookoła. Były tu tylko dwie osoby. Blondyn, z dłońmi opartymi na biodrach i patrzący na niego wielkimi, ciemnymi oczami, dobrze - jak na dzieciaka - zbudowany brunet. Mały Jurij krzyczał rozzłoszczony na chłopaka, wytykając mu, jak bardzo jest sztywny i niezgrabny.

Pamiętał to.

Pamiętał, chociaż dopiero kilka lat później dowiedział się, że tym skrytykowanym był Otabek Altin, który został później jego najlepszym przyjacielem.

Obserwował, jak mniejszy Otya zaczyna robić się coraz bardziej ponury, chociaż już wtedy trudno było to zauważyć.  Miał w tych przeszukujących dusze oczach jakiś żal. Coś trochę jak Wieprzek, gdy mu się odpowiednio przygada.

Łyżwiarski światekWhere stories live. Discover now