Niespodziewany krzyk

1.4K 71 3
                                    

Mari westchnęła głęboko, opadając na poduszkę. Było jej bardzo duszno, pomimo otwartych okien i drzwi balkonowych. Podwinęła ku górze bluzkę, odsłaniając lekko zarysowane mięśnie brzucha. Wzdrygnęła się na wspomnienie snu. Poczuła się idiotycznie, uświadamiając sobie, że prześladuje ją uczucie obecności chłopaka przez ten sen. Rozczochrała włosy, zamykając przy tym oczy. Wręcz czuła jego intensywnie zielone, świdrujące tęczówki na swoim ciele. Bezsens. Zerwała się z łóżka i powoli zeszła po drewnianych schodach z antresoli, na której znajdowało się duże łoże o okrągłym kształcie. Antresola była drewniana, jak cała podłoga w pokoju z lakierowanego drewna o jasnym kolorze. Otaczała ją barierka, z dwoma przejściami na przedzie przy obu krańcach platformy. Tam znajdowało się po pięć schodków. Podwyższenie wyłożone było białym dywanem typu shaggy. Znajdowała się tam w rogu mała biała szafka nocna z lampką o czerwonym abażurze. Kilka książek porzuconych na dywanie. Przeciągnęła się i rozejrzała w poszukiwaniu kompletu odzieży, który przed snem przygotowała. Leżał, ładnie ułożony na białej kanapie na środku pokoju. W centralnym miejscu pomieszczenia znajdował się kwadratowy dywan, identyczny, jak na antresoli. Na nim ustawiono dwie trzy-siedzeniowe kanapy równolegle, a pomiędzy nimi czerwony stolik. Na kanapach ułożono po dwie czerwone poduszki. Wazon na stoliku pełen złotych lilii zachybotał się, gdy rzuciła tam telefon. Wnętrze pokoju było przytulne, dziewczęce, ale zarówno eleganckie. Po prawej stronie od antresoli, w kącie, stał duży regał w kolorze dopasowanym do drewna w pokoju. Półki aż uginały się od książek. Zaraz obok na roścież otworzono drzwi balkonowe, a białe firany do ziemi powiewały na wietrze. Balkon był niewielki, obwieszony kwiatami dookoła. Po ścianie domu od samego dołu pięła się jasna pergola, opleciona bluszczem i kwiatami róż wysokopiennych. Posadzka wyłożona była płytkami w piaskowym odcieniu, a po lewej stronie stał jeden fotel i przy ścianie malutki stoliczek. W pokoju, idąc dalej od balkonu stało biurko i szafka na szkolne rzeczy. Na blacie znajdowało się mnóstwo kartek, długopisów, kredek, gumek, zeszytów. Gdzieniegdzie widoczne były drobinki brokatu. Na podwyższeniu na monitor komputera stał czarny laptop. Dziewczyna ziewnęła, otwierając swój skarb i szybko włączając ulubioną playlistę. Głośniki na parapecie za biurkiem zadudniły lekko. Ptak za oknem zerwał się raptownie do lotu. Dwa kroki dalej ustawiono stołek barowy i sztalugę do malowania. Kilkanaście płócien różnego rozmiaru szeregowo oparto o ścianę. W koncie stało kilka obrazów dużego formatu, część z nich była niedokończona. Na stoliczku obok sztalugi W szklanych pojemnikach umieszczono pędzle, ołówki, kredki, pastele. Przy ścianie za stołkiem stał regał pełen przyborów do malowania i rysowania. Białe drzwi prowadziły do niewielkiej łazienki z wanną, połączoną z prysznicem. Wąskie okno. Dwa niewielkie dywaniki. Niebiesko-morskie płytki na podłodze, ścianach i wbudowanej, dużej wannie. Z drugiej strony blat ze zlewem, prawie na całą długość pomieszczenia. Wbudowane półki koło ogromnego lustra. Pełno kosmetyków, akcesoriów i kilka ręczników do twarzy leżało na blacie dookoła. Wąska, wysoka szafka z przyborami kąpielowymi i łazienkowymi. Dziewczyna rozebrała się powoli, podczas gdy wanna wypełniała się gorącą wodą. Piana rosła, aż po sam brzeg wanny. Powoli wsunęła się do wody i zaklęła cicho, przyzwyczajając się do temperatury. Czuła, jak jej mięśnie z każdą kolejną chwilą się odprężają bardziej. Pół godziny później stała gotowa na trudy kolejnego dnia w pełnym umundurowaniu, z lekkim makijażem, wysokim kucem i okularami przeciwsłonecznymi na głowie. W końcu późna wiosna rozpieszczała Paryżan słońcem i piękną pogodą. Chciało się rzucić wszystko i przysiąść z błogim uśmiechem w Lasku Vinceńskim. Wyłączyła muzykę i zgarnęła plecak z kanapy. Dziś na szczęście zaczynała zajęcia od 11 i wcześnie kończyła. Jej czarna, tiulowa spódniczka zafalowała w przeciągu, gdy wychodziła z pokoju. Bluzka w kropki i czerwone trampki dopełniały kompozycji. Poprawiła czerwoną bandamkę, którą związała włosy i przywitała się z rodzicami. Szybki buziak w policzek. Śniadanie wyborne, jak zawsze. Kawa i słodkie drożdżówki własnego wyrobu. Cieszyła się, że rodzinny interes dobrze się kręci. W samym Paryżu jej rodzina miała kilkanaście piekarnio-cukierni oraz kilka kawiarenek. Wiedziała, że ludzie uwielbiają tam przychodzić, gdyż w zeszłe wakacje znalazła swoje ukojenie w pracy w jednej z rodzinnych kawiarni w pobliżu. To wtedy wszystko całkiem się zawaliło, gdy Adrien stracił matkę z powodu choroby, zmienił się i obrócił jej uczucie w zabawę. Westchnęła, przewracając oczyma, na samą myśl. Ojciec zerknął na nią znad gazety. Był to rosły mężczyzna o krótkich, nigdy nieułożonych po ludzku, brązowych włosach i szerokim wąsie. Najczęściej chodził w lekko rozpiętej, białej koszuli z podwiniętymi po zgięcia łokcia rękawami oraz ciemnych spodniach. Mógł wyglądać groźnie przez swoją barczystą, muskularną sylwetkę i zmarszczki na czole. Jednak był z natury osobą ciepłą, pełną zaufania i cierpliwości. Matka miała nieco ciemniejsze włosy od Mari, krótko ścięte. Nie była wysoka, nie była też zbyt szczupła. Krągłości, jak na kobietę podchodzącą pod czterdziestkę oraz duże i ciemnoniebieskie oczy - warto dodać, lekko skośne przez wzgląd na pochodzenie kobiety. Cera gładka, jak u dwudziestolatki i małe usteczka. Zdecydowanie Mari odziedziczyła urodę po matce. Była drobna, miała podobny kolor włosów (oczywiście, gdy chodziło o naturalny kolor), niebieskie oczy, jasną cerę - tak, wykapana matka. Chociaż charakteru nie odziedziczyła po żadnym z rodziców. Matka była łagodna, spokojna, unikała konfliktów i wszystkich traktowała z dozą sympatii. Mari była z kolei dość... inna. Potrafiła być wybuchowa, jej nastrój często się zmieniał, nigdy nie udawała sympatii i była dość wyszczekana, jak na swój wiek. Niestety, była nieśmiała w pierwszych kontaktach i wielu uważało ją za nieco ekscentryczną i dziwną. Spojrzała na wyświetlacz telefonu. Jej najlepsza kumpela już była w szkole. Nie rozumiała jej, gdyż Alya zawsze zjawiała się sporo przed czasem, podczas gdy ona najczęściej była spóźniona. Szybko zebrała rzeczy i porwała ciastko z talerza na stole i chwilę później już jej nie było. Dzisiejszy dzień zapowiadał się rewelacyjnie.

Przyjaciółka ubrana w obcisły, biały top, podkreślający jej opaleniznę i obfity biust oraz czarne, stylizowane na porwane jeansy stała zaraz przy wejściu do szkoły. Poprawiła czarną torbę, wyglądającą na dość ciężką i przywitała się. Pochwaliła wygląd dziewczyny i jeszcze przed wejściem do budynku sprzedała ciemnowłosej newsa, na którego ta może podświadomie liczyła. Adrien Agreste nie był widziany dzisiaj w pobliżu szkoła, a Nino powiedział jej, że blondyna nie będzie w budzie w ogóle. Mari aż pisnęła z radości, gdy wchodziły po schodach w kierunku klasy. Ten dzień nie mógł być piękniejszy...


// Dzisiejszy rozdział trochę inny, ale obiecuję, że szykuję coś dobrego w zamian. Cóż, mam taką nadzieję... Mam również nadzieję, że Wam się (którzy to czytacie) podobało :) Sayoo!

Love in the cat's eyesWhere stories live. Discover now