11. Make' Em Laugh (Part 2)

1.3K 135 78
                                    

Na początku chciałabym wam oznajmić, że oficjalnie zdałam wszystkie egzaminy semestralne *brawo ja, trochę się chwalę*. Nie zanudzam opowieściami o moim prywatnym życiu i zapraszam do czytania.

Ej, ej, ej, ale czy to nie jest już przypadkiem koniec? 

-Och, co się dzieje, moi drodzy? Nie podobało wam się? Klaskać, do cholery! - krzyknął Jerome. - W porządku, chyba chcecie bym odstrzelił kolejną główkę, nie ma sprawy  - brzmienie nerwowych oklasków połączonych z cichym szlochaniem przerażonych kobiet wypełniło całą salę. - Od razu lepiej - dodał. - Kogo my tu mamy? Przepiękna doktor Thompkins, jak mniemam - ukłonił się przed brunetką, przywiązaną do ruchomego koła, które służyło do... No cóż, rzucania w nie nożami. Na pewno niejednokrotnie spotkaliście się z tą sztuczką w cyrku. - Nie mam w zwyczaju wchodzić między zakochane pary, więc pozwolę swojej uroczej asystentce, by zajęła się tobą przez dłuższą chwile. Barbaro, nie baw się zbyt dobrze - skinął na blondynkę w różowym kostiumie. - Ale - zrobił krótką pauzę. - Nadal czuję się nieco samotny i korzystając z chwili wolnego czasu, wymyśliłem więc nową maksymę. Co dwie panie doktor, to nie jedna! Zapraszam więc Roxanne Wilson! Moi drodzy, powitajcie ją gromkimi brawami - zmarszczyłam brwi, słysząc swoje imię i nazwisko. Zapowiedział mnie zupełnie, jakbym była znaną wszystkim dookoła gwiazdą, ukazując ponownie swoją egoistyczną stronę. Prosiłam, by mnie w to nie mieszał, mówiłam, że wolę pozostać w cieniu, jednak dla Jerome'a wszystko musiało być jednym, wielkim przedstawieniem.

Wiedziałam jedno - cokolwiek się wydarzy, nie mogłam okazać zdenerwowania.
Nie mogłam być słaba.

-Roxanne, nie słuchaj go! Uciekaj i sprowadź Jim'a - krzyknęła Lee. Szybko uciszył ją skuteczny cios blondynki o imieniu Barbara, o której wspominałam przed chwilą. Mimo stosunkowo niewielkiej masy, jaką dysponowała, te uderzenie... Uch, to musiało piekielnie boleć. W tej chwili mogłam cieszyć się, że nie byłam na jej miejscu.
-Kochanie, stęskniłem się za tobą. Przyznasz, że stąd mamy o wiele lepszy widok, nieprawdaż? - nerwowo przełknęłam ślinę, niepewnie przytakując. - Chciałbym przedstawić wam moją najcudowniejszą kobietę i przyszłą królową Gotham - o czym on do cholery mówił? - Jest nieco przerażona nową sytuacją, jednak szybko się przyzwyczai do życia w blasku jupiterów - śmiał się. - Powiesz nam coś od siebie, kochanie? - milczałam. - Słuchaj - zacisnął palce na moim ramieniu, zostawiając na nim paskudne, czerwone ślady. - Korona ci z głowy nie spadnie, księżniczko, jeśli ten jeden raz zrobisz to, co ci każę. Bądź grzeczna, nie chcę być kojarzony z kimś, kto nie potrafi się zachować wśród ludzi.

-Okłamałeś mnie - szepnęłam tonem pozbawionym jakichkolwiek uczuć.

-Wybacz - parsknął. - Plany uległy zmianie, więc usiądź na krzesełku i nie odzywaj się, jeśli nie masz nic sensownego do powiedzenia. Nie chcesz współpracować? W porządku. Jeśli jednak pozwolisz mi w spokoju dokończyć to, co zacząłem, to może obejdę się z tobą nieco łagodniej - dodał ostrzejszym tonem. - Przepraszam za chwilową nieobecność, te kobiety - pokręcił głową. - Jak powszechnie wiadomo, im większe towarzystwo, tym lepsza impreza, więc pozwolę sobie zaprosić do siebie małego bogacza, bez którego nie odbyłoby się dzisiejsze przedstawienie! Bruce Wayne, drodzy państwo! - wskazał na ciemnowłosego nastolatka. - Myślę, że jakoś się dogadamy. Uwierz, że mamy wiele wspólnych tematów. Dasz wiarę, że ja również jestem sierotą? Co prawda, sam zabiłem swoich rodziców, jednak pozwolę sobie przemilczeć tę kwestię.

  To była pierwsza chwila zwątpienia. Wszystko zmierzało w złym kierunku, a ja byłam szczerze przekonana, że wszystkie najgorsze przeczucia zaczynają brutalnie wdzierać się do świata realnego.
Czułam, jakby czas zatrzymał się w miejscu, a wszystkie ideały zaczęły gwałtownie upadać. Krzta zdrowego rozsądku ponownie zawitała do mojego umysłu. Zdałam sobie sprawę z tego jak niestabilną emocjonalnie osobą stałam się. Jeszcze kilka miesięcy temu byłam przykładną córką, ambitną pracownicą lub, po prostu, zwykłym człowiekiem, którego cieszył każdy nowy dzień. Nie miałam kasy, nie miałam faceta, nie miałam nawet pełnej rodziny, ale nie przeszkadzało mi to w celebrowaniu każdej chwili w gronie osób, na które zawsze mogłam liczyć. Ojciec, Jim, Lee... Od kiedy pamiętam, mogłam liczyć na ich pomoc. Widzieli jak zbaczam na złą drogę, jednak nie przekreślili mnie. Mimo prywatnych problemów, zaangażowali podwójne siły, by wyciągnąć mnie z bagna, w którym nieświadomie tonęłam.
Tymczasem ja odwróciłam się od nich, w pogoni za nowymi doznaniami, które okazały się zwykłą złudą. Dziś nie byłam lepsza od Jerome'a Valeski. Dałam się omamić, zmanipulować, wykorzystać - teraz musiałam zapłacić za to najwyższą cenę.
Przetarłam mokre powieki, by rozejrzeć się dookoła. Co my zrobiliśmy...Przerażeni mężczyźni, obejmujący zapłakane kobiety, szepczący im do ucha, że wszystko będzie dobrze. Naprawdę będzie? Nie. Oni doskonale wiedzieli, że okłamują swoje partnerki. Wiedzieli, że za chwilę któreś z nich może wylądować na zimnej posadzce, ginąc z rąk młodocianego psychopaty. A jednak ślubowane przed Bogiem troska, wsparcie i zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, będące jednymi z fundamentów prawdziwej miłości, wygrywały. 

black&blue ● jerome valeskaWhere stories live. Discover now