2.《I just want to get away》

154 22 16
                                    

Jeszcze wtedy nie rozumiałem, jak bardzo źle jest z moją młodszą siostrą. A może raczej wolałem nie rozumieć. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że pewnego dnia będę musiał ją pożegnać i oddać w ręce istot, o których istnieniu nawet nie mamy pewności.

W domu zawsze miałem dobrze. Nie należałem do jakiejś patologii, a wręcz przeciwnie, byliśmy kochającą się mocno rodziną. Mama dbała o nas, jak należy i zawsze mieliśmy wszystko, jeśli tylko było rodziców na to stać finansowo. Oboje ciężko pracowali, żeby na nas zarobić oraz dopilnować, aby stan naszego dobrobytu ani trochę się nie pogorszył. A jak można było się już domyślić, była nas dwójka. Ja i moja siostra - Yeonrin. Ta sześcioletnia dziewczynka od zawsze była moim oczkiem w głowie. Nigdy nie odmawiałem jej wspólnych zabaw, pomocy w jakichś pracach plastycznych, których najbardziej nie lubiłem, bo mój talent sięgał więcej niż dna, ale dla niej starałem się, jak mogłem. Robiłem to wszystko dla jej uśmiechu, ponieważ był on najważniejszy w naszej rodzinie. A jej uroczy, dziecięcy chichot stanowił dla nas kojący balsam, który mówił, że nasza dziewczynka ma się dobrze i kocha żyć wśród nas. Z czasem jednak okazało się, że za tym śmiechem kryło się najprawdziwsze cierpienie małego dziecka, które samo nie zdawało sobie sprawy z tego, jak wielkie nieszczęście na nie czyhało od bardzo, bardzo dawna. Mówią, że najlepszą obroną jest atak, ale co wtedy, gdy nawet o tym nie wiesz, że musisz się przed czymś bronić? No właśnie, wtedy zostajesz ofiarą i dokładnie taką ofiarą stała się moja siostra. Nikt z nas nie mógł uwierzyć, że tej pełnej życia sześciolatce może zagrażać jakieś niebezpieczeństwo. Lekarze przypadkiem odkryli u niej nowotwór krwi, ale rozwijał się on już w jej organizmie od jakiegoś czasu, przez co szanse na ratunek znacznie zmalały. Doktor, pod którego opieką była Yeonrin oznajmił nam, że nie powinniśmy mieć do niego żadnych zażaleń, ponieważ wykrycie białaczki u dziecka w tym wieku, to nie jest taka prosta sprawa. Nie mieliśmy zatem wyboru, więc pozostało czekanie na ciąg dalszy wydarzeń. W ciągu kilku dni nasz żywot stracił swoje kolorowe barwy, a wszystko dookoła zaczęło się sypać. Ojciec już prawie w ogóle nie wychodził z pracy, bo specjalnie robił nadgodziny dla choćby trochę większego zarobku. Mama natomiast popadła w alkoholizm. Nie potrafiła na trzeźwo znieść tych tragicznych wydarzeń. Sama mi często powtarzała, że nie da już rady, nie poradzi sobie bez swojej córeczki, a potem przenosiłem ją nieprzytomną z kanapy do łóżka w sypialni na piętrze. To nie było jeszcze najgorsze, co mogło się dziać między nami, podczas gdy nasza mała nadzieja walczyła w szpitalu o swoje szczęśliwe życie. Najgorzej działo się wtedy, kiedy tata wracał późno z pracy, a mama po wypiciu kilku głębszych była jeszcze przytomna. Jak można się spodziewać, dochodziło wówczas do kłótni. Były sytuacje, w których to nawet musiałem osobiście interweniować i zazwyczaj mi się przez to obrywało. Rany, które otrzymywałem przez te ich bezsensowne awantury, nie bolały mnie tak bardzo, jak myśl, że mogę wkrótce stracić najważniejszą dla mnie osobę. Odkąd opuściła nasze przytulne gniazdko, zacząłem jeszcze częściej przebywać w jej różowym, pełnym pluszaków pokoju. Siedziałem na łóżku, wspominając nasze wspólne zabawy tymi samymi maskotkami, które teraz wpatrywały się pustym wzrokiem w jakiś punkt przed sobą. Bez niej nie były one już tak samo radosne i kolorowe. Wylewały łzy z tęsknoty za swoją właścicielką, niczym ja. Cisza oraz ciemność ogarniająca pomieszczenie, oddawała wrażenie, że wszystko dookoła umiera wraz z nią. Tak cholernie się bałem, a strach brał się wyłącznie z tego, że byłem kompletnie bezsilny wobec losu. Nie mogłem nic zrobić, aby jej ulżyć i przywrócić sprawy do normalności. A to sprawiało, że moje obawy przemieniały się we wściekłość. Moja psychika nie potrafiła pogodzić się z faktem, że jedyne, co mogę zrobić, to bezczynnie czekać. Marzyłem o ucieczce od rzeczywistości, ale nawet ona była niemożliwa. Nie miałem wyboru, musiałem się ostatecznie pogodzić z tym, że jestem bezradny i pozostanę do samego końca. I tak mijały mi dni, tygodnie, a zanim się zorientowałem, to miałem już za sobą kilka miesięcy. Nie odwiedzałem Yeonrin zbyt często, ponieważ nie chciałem, żeby jej obecny wygląd oddalił ten, jaki posiadałem we własnych wspomnieniach. Pragnąłem zapamiętać ją taką, jaka była przed chorobą. Rumiana na policzkach, zawsze uśmiechnięta od ucha do ucha, energiczna i zarażająca optymizmem każdego, kto miał okazję ją poznać. Ale byłem zmuszony ostatnie odwiedziny odbyć wraz z rodzicami. Osoba, która leżała na szpitalnym łóżku, nie była już moją siostrą. Blada skóra, zagubione spojrzenie, na głowie wyblakła chusta, ukrywająca brak jakiegokolwiek owłosienia. Nie musiałem długo się przyglądać, żeby w końcu pogodzić się z myślą, że ona była martwa. Nie kwapiłem się jakąkolwiek nadzieją, bo wiedziałem, że wkrótce Yeonrin od nas odejdzie na zawsze. Przygotowany byłem już na to od początku, ale teraz ten ostatni płomyk wiary, został bezczelnie zdmuchnięty przez samą śmierć. Pojednałem się nareszcie z faktem, że nie będę już mógł jej mocno przytulić ani usłyszeć jej słodkiego śmiechu. Wszystkie wspomnienia, jak i tak naprawdę każdy, nawet najmniejszy gest z nią związany, zamknąłem głęboko w swoim sercu. Rodzice martwili się bardzo o mnie oraz mój stan psychiczny, ale sami sobie uświadomili, że zacząłem się z tym godzić. Im nie było tak łatwo. Znosili to znacznie gorzej niż ja, bo nie potrafili przyswoić myśli, że ona naprawdę nas zostawi. Rozumiałem ich. W końcu osobiście do niedawna miałem identyczny problem. Dlaczego tak chłodno zacząłem to traktować?
To było przecież jasne, jak słońce. Nie powstrzymasz żniw śmierci. Ona wcześniej, czy później, zabierze ze sobą każdego. Młody, stary, bogaty, czy biedny, to nie miało żadnego znaczenia. Pewnego dnia wszyscy spotkamy się w jednym miejscu. Czy będzie nam lepiej? Tego nikt nie wie, ale jeśli słowa ludzi, że ta zmarła osoba jest teraz w lepszym miejscu są prawdą, to odczuwam znaczną ulgę. Nie musiałem się niepokoić o swoją siostrę, ponieważ wreszcie mogła uwolnić się od cierpień. I w końcu do tego doszło. Niecały miesiąc po naszych ostatnich odwiedzinach Yeonrin zmarła. Jej dusza opuściła swoje wycieńczone ciało i nareszcie odzyskała spokój. Czy znajdowała się teraz tam na górze, czy też na dole, to nie była już moja sprawa. Jednego byłem zdecydowanie pewien, że moja mała siostrzyczka uśmiecha się teraz na mój widok oraz że czeka tam na nas wszystkich, aby znów móc obdarzyć nas swoim ciepłym objęciem. Kiedyś znów się razem pobawimy, obiecuję, ale chcę, byś mi najpierw wybaczyła, że nie mogłem ci pomóc... Yeonrin...

- Panie Kwon! - z zamyśleń wyrwała mnie, stojąca w drzwiach od sali pielęgniarka. Spojrzałem na nią zaskoczony, bo kompletnie zapomniałem, że wciąż siedzę w tym cholernym szpitalu i czekam aż w końcu przydzielą mi jakiegoś pacjenta do opieki. No i chyba w końcu się doczekałem, bo miała mnie wołać, gdy będę musiał się przedstawić. Wstałem niechętnie z krzesła i ruszyłem w stronę sali, wycierając ukradkiem pojedynczą łzę, płynącą po moim policzku.

Zostałem wolontariuszem, bo miałem  dosyć bycia bezradnym.

***
Zaczynam dostawać depresji przy pisaniu tej książki, a moja historia wyszukiwań wygląda naprawdę przerażająco, bo co chwilę uczę się czegoś nowego na temat tych chorób.
;___;

The Last Breath; GTOPWhere stories live. Discover now