3.《The best is yet to come》

169 18 9
                                    

- Seunghyun... - wymruczał z niezadowoleniem moje imię, marszcząc przy tym brwi. - Muszę ci wymyślić pseudonim. - oznajmił, spoglądając co jakiś czas na moją osobę. Westchnąłem rozbawiony, przeczesując palcami włosy, które upierdliwie targał wiatr. Wraz z Jiyong'iem postanowiliśmy przejść do rozmowy na zewnątrz. Uznałem, że ławka w altance na tyłach szpitala będzie idealna i o dziwo mój towarzysz sam się z tym zgodził. Słoneczne promienie, przedzierające się do drewnianej konstrukcji, w której obecnie przebywaliśmy, wywoływały u mnie ogromne szczęście, a co za tym szło - szeroki uśmiech na twarzy. Tak, w końcu nadeszła wiosna, a tuż za nią zawitało moje dobre samopoczucie. Lekarze twierdzili, że jestem typem sentymentalisty, co tłumaczyło moją bliską więź z przyrodą. Nie zaprzeczałem, gdy tylko nabyłem większą wiedzę na ten temat, a wręcz przeciwnie - zacząłem siebie przedstawiać, jako osobę powiązaną z sentymentalizmem. Lubiłem to określenie, ponieważ w jakimś stopniu mogło mnie oddawać i przedstawiać innym część mojego charakteru. Spojrzałem w górę na błękitne niebo z rozproszonymi gdzieniegdzie chmurami, biorąc głęboki wdech, który sprawił, że poczułem jak moje płuca zaznają lekkości. To uczucie było mi bardzo obce, więc moja radość była jeszcze bardziej spotęgowana.
- I co? Wymyśliłeś? - rzuciłem pytanie w stronę zamyślonego chłopaka, wpatrującego się w jakiś punkt przed sobą. Słysząc moje słowa, burknął coś pod nosem i po chwili przeniósł swoje brązowe tęczówki na mnie.
- Tabi. Będę tak na ciebie wołał, co ty na to? - odparł, na co ja kilkakrotnie zamrugałem z zaskoczenia.
- Skąd taki pomysł? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Jiyong momentalnie szeroko się uśmiechnął, co sprawiło, że jeszcze bardziej się zdziwiłem.
- Miałem kiedyś psa o tym imieniu. Bardzo mi go przypominasz z wyglądu. - oznajmił, a jego słodki uśmiech zmienił się w ułamku sekundy w cwany uśmieszek jadowitej żmii, jakby chciał w ten sposób zrobić mi na złość, czy też obrazić mnie tym porównaniem. Ja natomiast zaśmiałem się, bo jednak bardziej zdołało mnie to rozbawić niż w jakimś sensie sprawić mi przykrość. Nawet po dłuższym zastanowieniu odnalazłem dobrą stronę tego, co powiedział. W końcu dzięki mnie mógł powrócić do wspomnień związanych ze swoim zwierzakiem, więc chciałem się zgodzić na ten pseudonim, aby mieć kolejny, dobry uczynek na swoim koncie. Chłopak wpatrywał się we mnie zdziwiony, widząc moją nietypową reakcję na fakt, że właśnie przed chwilą porównał mnie do swojego nieżyjącego już psa. Humor za bardzo mi dopisywał, żeby tak dziecinnie zabawne słowa zdołały mi go zepsuć.
- Podoba mi się. Z chęcią będę dla ciebie Tabim. - posłałem mu szeroki uśmiech. Mój towarzysz zrobił duże oczy z niedowierzania, a na jego policzki wkradł się skromny rumieniec. Ten widok doprowadził do zniknięcia mojego uśmiechu z twarzy, a gdzieś głęboko pojawiło się dziwne uczucie, jak i zarówno w głowie myśl, że on potrafi być naprawdę uroczy. Zmarszczyłem brwi, odwracając speszony wzrok od Jiyong'a, a ten uczynił to samo, wbijając swoje spojrzenie gdzieś w podłogę. Nastała pomiędzy nami niezręczna cisza. Zaczynałem bardzo za nią nie przepadać, a dochodziło do niej doprawdy za często. Aish, nie sądziłem, że facet może być tak zabójczo słodki. Moja reakcja na jego zaczerwienione policzki zaskoczyła mnie samego, bo nigdy żaden osobnik tej samej płci nie wywołał u mnie takiego uczucia. Bardzo lubiłem rumieńce u dziewczyn, ale Jiyong robił to nawet lepiej niż większa część tych dziewcząt, u których miałem okazję to zaobserwować. Zerknąłem na chłopaka kątem oka, zastanawiając się jeszcze nad tym, co go tak bardzo zakłopotało. Czyżby mój uśmiech był dla niego czymś onieśmielającym? Raczej bym tak nie uważał, bo Kwon nie wyglądał na łagodnego, nieśmiałego chłopczyka, którego zdoła podniecić głupie szczerzenie się do niego. Postanowiłem jednak się tym aż tak nie przejmować. Każdego może zawstydzić jakaś niewygodna sytuacja.
- Ile ty właściwie masz lat, co? - odezwałem się niezdecydowanym tonem, jakbym nie był pewien tego, czy na pewno chcę wciąż prowadzić z nim rozmowę. Pomasowałem się po karku, przenosząc pewniej spojrzenie na mojego nowego kolegę. Ten trwał przez chwilę w bezruchu, ale ostatecznie zdecydował się powrócić swoimi brązowymi tęczówkami do mnie. Obserwowałem go wyraźnie ciekawy, ponieważ jego wiek pozostawał dla mnie zagadką.
- Mam już dwadzieścia osiem lat. - odpowiedział beznamiętnie, a mnie wręcz zatkało. Rozchyliłem nieco usta zaskoczony jego odpowiedzią. Byłem pewien, że jest o wiele młodszy. Przynajmniej na takiego wyglądał, a tu się okazuje, że nasz pan wolontariusz jest tylko o rok młodszy ode mnie. Byłem naprawdę pod wrażeniem, że trzyma się wizualnie aż tak dobrze, bo po mnie od razu można było łatwiej wywnioskować, że jestem bliski trzydziestki.
- Dziwi cię to? - zapytał, widząc moje zmieszanie. Zacisnąłem wargi w prostą linię i podrapałem się odruchowo po policzku.
- No cóż... nie będę ukrywał, że tak. Spodziewałem się u ciebie znacznie młodszego wieku, a-ale nie przeszkadza mi to. Jestem starszy tylko o rok i dzięki temu nic nie musi się zmieniać w naszej swobodnej relacji. - oznajmiłem z pojawiającym się na ustach uśmiechem, którym chciałem mu pokazać, że kierowane do niego słowa są całkowicie szczere. Chłopak lekko odwzajemnił uśmiech, ale jego twarz zdradzała, że jest jednak nieco zaskoczony. Często tak reagował na moją postawę, co wskazywało na to, że pewnie spodziewał się po mnie jakiegoś sztywnego, starodawnego podejścia do życia. Czasami jednak takowe się u mnie przejawiało, ale tylko w sytuacjach, w których nie wiedziałem jak się zachować, czy też jaką decyzję powinienem podjąć. Na co dzień starałem się być wyluzowanym staruszkiem, lecz wciąż obawiałem się, że kontakt z moim opiekunem będzie nad wyraz oficjalny. Z pewnością nie chciałem do tego doprowadzić, więc robiłem, co mogłem, aby mu pokazać prawdziwego mnie.
- Nieczęsto to mówię, ale dziękuję. Poczułem ulgę, bo bałem się, że zupełnie nie będziemy mogli się dogadać. - powiedział, unosząc wzrok ku niebu. Obserwowałem go z trwającym na moich ustach uśmiechem. Widok jego łagodnego wyrazu twarzy, gdzie pracowały tylko mięśnie odpowiadające za uśmiech, uznałem za ten, który chciałbym najczęściej oglądać w swoim życiu. Sam odczułem sporą ulgę, ponieważ mój umysł męczyła identyczna myśl, ale nie chciałem już się odzywać. Pozwoliłem mu na zupełne wyciszenie, którego z pewnością potrzebował. Widziałem to po nim. Jego zachowanie wiele zdradzało. Pokazywał się głównie z buntowniczej strony, ale kiedy widział, że ma do czynienia z kimś, kto to akceptował i nie odpowiadał w sposób wrogi, to uspokajał się, chcąc utrzymać łagodną atmosferę. Mogłem się oczywiście zawsze mylić w tej kwestii. Znałem go zaledwie godzinę, czy też dwie, a wszelkie stwierdzenia wyciągałem z własnych obserwacji, więc nie mogłem od razu ocenić jego charakteru. Miałem za to postanowienie, że ja pierwszy dam mu się poznać, aby mógł zauważyć, że on też śmiało może się otworzyć na mnie. Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że taka "operacja" wymaga mnóstwa czasu, bo prawda była oczywista, że Jiyong należał do osób niezależnych. Natomiast dobrze wiedział, że takie osoby, jak choćby ja potrzebują czasu innych oraz ich pomocy. Byłem ciekaw, czy to właśnie taka myśl skłoniła go do zostania wolontariuszem. Spuściłem z niego spojrzenie, wahając się, czy zapytać o prawdziwy powód, ale kiedy otworzyłem usta, chcąc już zadać pytanie do moich uszu dotarł dźwięk bijących dzwonów. Mój opiekun spojrzał w stronę dzwonnicy kościelnej, która widocznie wyrwała go z głębokich przemyśleń.
- Która godzina? - zapytał, zerkając na mnie. Popatrzyłem na zegarek na nadgarstku, wzdychając cicho przez swoje niepowodzenie.
- Już dziewiętnasta, do której masz przypisane przebywanie ze mną? - powróciłem wzrokiem na niego, czując, że nasz wspólny czas kończył się już właśnie teraz.
- Szybko to zleciało. - wstał z ławki, przeciągając się lekko i ciężko westchnął. - Nie mam przypisanych godzin przebywania na terenie szpitala, ale myślałem, że do dziewiętnastej ci wystarczy moje towarzystwo. - oznajmił, spoglądając na mnie z poważną miną. Odczułem jak smutek oblewa moje serce, ale nie chciałem tego po sobie pokazać, żeby nie uważał mnie za zbyt przywiązującą się osobę. Nigdy taki nie byłem, ale cały ten czas spędzony w samotności sprawił, że pragnąłem przy sobie go zatrzymać na dłużej. W dodatku przygnębił mnie fakt, że zachowywał się tak obojętnie w stosunku do mnie. Rozumiem, iż nie byliśmy jeszcze nawet dobrymi znajomymi, lecz oczekiwałem z jego strony choć odrobinę empatii. Mimo wszystko próbowałem zachować poprzednią postawę i obdarować go szczerym uśmiechem.
- Rozumiem i dobrze myślałeś. Tyle wystarczy, w końcu... ty też masz swoje problemy oraz obowiązki. - wzruszyłem ramionami, próbując pokazać mu, że również podchodzę do tej sytuacji neutralnie, ale narastający ból poprzez własne kłamstwo, wywołał na mojej twarzy lekki grymas. Jiyong ewidentnie to zauważył, bo od razu odwrócił wzrok w inną stronę.
- Ta, wiadomo. - odpowiedział przyciszonym głosem. - Chodźmy już. - dodał po chwili znacznie pewniejszym tonem. Wstałem leniwie z ławki, wypuszczając powietrze z ust i ruszyłem w stronę wejścia do budynku, nie czekając nawet na swojego opiekuna. Ten przyspieszonym krokiem podszedł, by znaleźć się tuż obok mnie. Był znacznie niższy. Sięgał mi ledwo ponad ramiona, co uważałem za całkiem słodkie. Aish, coraz częściej myślałem o nim w sposób w jaki myśleć nie chciałem. Niepokoiło mnie to, że z taką łatwością się do niego zacząłem przywiązywać, a szczególnie dlatego, że on tego nie robił. Potrząsnąłem lekko głową na boki, starając się wyrzucić te żałosne myśli, a przy okazji zwróciłem tym uwagę Jiyong'a.
- W porządku? - rzucił pytaniem z nutką zmartwienia w głosie. Miałem ochotę głośno prychnąć, widząc jak ta zbuntowana dziewica nagle się o mnie troszczy, ale niestety musiałem się powstrzymać. Nie miałem ochoty się z nim głupio kłócić.
- Tak, zakręciło mi się tylko trochę w głowie. - odparłem, posyłając mu delikatny uśmiech. Tak bardzo bolało oszukiwanie samego siebie.
Po kilku minutach drogi dotarliśmy do wnętrza szpitala. Zatrzymaliśmy się na środku korytarza, co od razu odebrałem jako scenę pożegnania. Unikałem jego wzroku, bojąc się, że te głębokie, brązowe spojrzenie może za bardzo zapaść mi w pamięć, co i tak pewnie się już stało.
- Dziękuję za wszystko. Mam nadzieję, że nasza współpraca nie będzie dla ciebie nieprzyjemnym obowiązkiem. - zacząłem zmieszanym tonem, drapiąc się po głowie.
- Nie, robię to z własnej woli, więc luz. - chłopak machnął ręką, pokazując znów po sobie tą obrzydliwą obojętność. Musiałem koniecznie coś z tym zrobić, zmienić go. Podniosłem głowę, by móc spojrzeć dzisiaj ten ostatni raz na niego. Obserwował mnie, utrzymując beznamiętną minę, a ja próbując to zignorować, przymknąłem oczy w uśmiechu.
- To do zobaczenia... przynajmniej tak myślę. - zaśmiałem się, myśląc, że w ten sposób jakoś odgonię jego ponury nastrój, ale nic z tego. Zdziwiłem się, bo jednak wcześniej był bardziej pogodny. Może jednak chociaż trochę przeżywał tą rozłąkę.
- Jasne, będę jutro. Przynajmniej postaram się być. Do zobaczenia. - odpowiedział, uśmiechając się prawie niewidocznie i zrobił kilka kroków w tył, jakby się wahał, czy taka forma pożegnania jest aby na pewno poprawna. Uniosłem dłoń na wysokość klatki piersiowej, machając lekko palcami na przemian w jego stronę, na co odpowiedział znacznie cieplejszym uśmiechem. Ucieszyło mnie to, a wewnątrz poczułem się o wiele lepiej. Gdy tylko odwrócił się do mnie plecami, idąc już zdecydowaniej ku wyjściu, uczyniłem to samo, lecz ja skierowałem się w przeciwną stronę - w stronę swojej sali. Smutek wciąż mnie ogarniał i teraz w końcu zacząłem go po sobie pokazywać. Spodobała mi się czyjaś obecność, więc nie dziwiłem się swoim uczuciom. Od tego dnia naprawdę zapragnąłem zatrzymać kogoś przy sobie. Wyłącznie dla siebie - jedynie na zawsze. Jutro znów go zobaczę, ale najpierw od spotkania oddzielała nas jedna noc. Nie przeżywaj jej tak bardzo, Seunghyun. Przecież zawsze śniłeś samotnie.

***
Przepraszam za wszelkie błędy, ale nie chciałam przeszkadzać mojej kochanej korektorce, która jutro wyjeżdża na wakacje. quytam69 uważaj na siebie, kochanie i nie zabijaj mnie za jakieś głupie błędy. Będę tęsknić ;__; <3

The Last Breath; GTOPWhere stories live. Discover now