Księga IV

1K 132 34
                                    

   Adam siedział zdenerwowany na swojej ulubionej sofie. Przeglądał swoje papiery; znalazł kilka rozpoczętych wierszy, 3 egzemplarze "Faraona" i jakąś zaczętą lekturę. Wtedy przypomniał sobie, że zostawił u Elizy swój rękopis "Pana Tadeusza". Uświadomił sobie, że nieważne, co by robił, i tak jego myśli sprowadzą się do Eli. Nie czekając długo, zerwał się z miejsca i pobiegł do kuchni, gdzie, jak powiedział mu Juliusz, miała znajdować się Orzeszkowa.
   - Nie mogę dłużej czekać, musimy porozmawiać - powiedział głośno, wpadając do środka, gdzie poczuł odurzający smród kotletów, czekolady i ziemniaków.
   - Jak dobrze, że jesteś! Właśnie miałam po ciebie iść. - Eliza w dłoniach trzymała obiad.
   - Słuchaj, mam do ciebie sprawę, a właściwie to nawet dwie - zmieszał się lekko - nie wiem jak zacząć.
   - Powiesz mi za chwilę, najpierw to zjedz, starałam się specjalnie dla ciebie. - Kobieta podsunęła mu talerz pod sam nos.
   Adam nie wiedział, co zrobić - z jednej strony nie chciał jej zasmucać, zaś z drugiej zbierało mu się na wymioty.
   - Wiesz, Elu, ja naprawdę chyba nie powinienem... - zaczął szukać jakiegoś wyjścia z sytuacji - jestem teraz na diecie, muszę ograniczać cukier i cholesterol...
   - Ty? Daj spokój, powinieneś jeść więcej, jesteś taki szczupły... Tym bardziej, że to twoje ulubione danie. Trzymaj - podała mu talerz - a ja pójdę po sok. Usiądziemy przy stole i wszystko mi opowiesz.
   Kiedy Orzeszkowa wyszła, Adam zaczął gorączkowo myśleć, co zrobić z nieszczęsnym obiadem. Zastanawiał się, czy nie zmusić się i zjeść paskudztwo, które przed nim leżało. Jednak wtedy wpadł na to, że może wyrzucić trochę do doniczki z kwiatkiem, więc szybko wyciągnął roślinę z ziemi, wrzucił tam połowę, a talerz położył na blacie kuchennym.  Ale została jeszcze druga.
   Wtedy do kuchni wróciła Eliza. Spojrzała zszokowana na Mickiewicza.
   - Szybki jesteś.
   - Taak, wygląda na to, że się najadłem. To może teraz porozmawiamy, co?
   - Ależ zaraz, zaraz. Muszę zobaczyć twoją minę, gdy to jesz. Naprawdę się starałam.
   Mickiewicz skrzywił się mimowolnie, co nie uszło uwadze Elizy.
   - Coś nie tak?
   - W żadnym wypadku! Ja po prostu - westchnął ciężko, bo wiedział, co musi zaraz nastąpić - nie mogę się już doczekać - po czym skosztował dania.
   Z bólem powstrzymywał odruchy wymiotne i starał się jednocześnie szeroko uśmiechać. Wtedy do kuchni wpadł Juliusz, który dobrze wiedział, że musi to wszystko dobrze rozegrać - z jednej strony pomóc Adamowi, zaś z drugiej nie narażać się Eli, aby obydwoje myśleli, że mają w nim przyjaciela.
   - Elizo! Cóż to za pyszne danie? - powiedział, wskazując na stół. - Wybacz Adamie, ale muszę skosztować.
   Wziął dużą łyżkę, nabrał na nią ziemniaki z czekoladą i z błogą miną je zjadł. W tym momencie Adam prawie popłakał się ze szczęścia. Julisz poczuł, że także zbiera mu się na łzy, jednak w jego przypadku nie były to bynajmniej łzy szczęścia. Mimo to był z siebie dumny, gdy zobaczył delikatny rumieniec na policzkach Elizy, która wpatrywała się w niego, jak zajada jej danie, co jakiś czas rzucając "Jakie to dobre!" czy też "Uwielbiam twoją kuchnię". Jego uwadze nie uszło też pochlebne spojrzenie Mickiewicza, które wyrażało dozgonną wdzięczność. Gdy wydawało mu się, że jego plan idealnie się toczy, wszystko wywróciło się do góry nogami. Do kuchni wpadł Norwid.
   - NORWID?! - krzyknęli wszyscy równocześnie, nie kryjąc wielkiego zdziwienia.
   - Elizo, proszę cię, wróć do mnie! Ja wiem, nabroiłem, ale ja się zmienię, obiecuję ci to tu, w obliczu Wieszczów - krzyczał na cały głos "czwarty".
   - Ale... Nie rozumiem, skąd wiedziałeś, gdzie ja jestem? Śledzisz mnie? - zapytała zaskoczona Orzeszkowa.
   - Dostałem list od "Gala Anonima", w którym poinformował mnie, gdzie jesteś. - Norwid był bardzo poważny.
   - Moment! Co tu się dzieje?! - wtrącił się Mickiewicz.
   Wszyscy byli co najmniej skonsternowani.
   - Proponuję aby wszyscy się uspokoili - zaczął Juliusz. - Po pierwsze, wspaniały obiad Elu. Po drugie, Cyprianie, z tego, co wiem, ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego. I w końcu, Adamie, muszę powiedzieć ci coś strasznego. Otóż przyszedłem tu po to, by niezwłocznie poinformować cię o zachowaniu Olka, który pod wpływem upojenia alkoholowego wyciągnął rękopis 'Pana Tadeusza' z torebki Elizy i przeczytał już ponad połowę. Uprzedzając pytania - próbowałem mu go odebrać, ale skubany zmówił się z Homerem i nie dali mi go dotknąć. - Juliusz czuł się wspaniale, patrząc na reakcje towarzyszów. Wszystko szło zgodnie z jego planem.
   Nagle do pokoju wolnym krokiem wszedł Prus, klaszcząc spokojnie w dłonie:
   - Bardzo ładnie, Juliszu, ale zapomniałeś, że nie mamy tu alkoholu.
   - Wino to też alkohol, drogi Bolku - uniósł się Juliusz. Nikt nie będzie krzyżować jego planów.
   - To zupełnie zmienia postać rzeczy. - Prus zaczerwienił się. - To ja wracam do lektury, zostało mi 60 stron.
   - Zaraz, zaraz - wtrąciła się Eliza - czyli ty jednak byłeś pijany, Juliuszu?!
   - Nie - spokojnie odpowiedział Wieszcz. - Piłem sok grapefruitowy.
   - Więc całkiem na trzeźwo pytałeś mnie o takie rzeczy?! - oburzyła się kobieta, a Mickiewicz zdezorientowany patrzył to na nią, to na swojego współlokatora.
   - Julek, o co chodzi? - zapytał Adam.
   - Myślę - spojrzał na zgromadzonych - że wspominanie o tym przy tak szerokiej publice mija się z celem. Pozwolę sobie przemilczeć ten temat, przynajmniej do momentu, aż pozostaniemy sami. Ponadto, Elu, zrobiłem to dla dobra ogółu. Adamie, a ty miałeś z nią o czymś porozmawiać. - Juliusz raz jeszcze spojrzał na wszystkich. - Panowie, powinniśmy zostawić ich samych, wychodzimy.
   - Samych? - Eliza spojrzała na Adama. - Czy to jest aż takie ważne? Zaczynam się bać, Juliuszu, lepiej mnie tak nie straszcie...
   - Nie, zostańcie! - zaoponował ostro Mickiewicz. - Nikt stąd nie wyjdzie, dopóki nie dowiem się, o co chodzi.
   - Nie pozostawiasz mi wyboru, Adamie. - Juliusz nadal był bardzo pewny siebie. Nie wahał się ani chwili, choć podświadomie wiedział, że wszystko się pokomplikowało trochę bardziej, niż chciał. - Wszystko wam wyjaśnię, ale skoro Homer stoi tutaj, mam szansę odebrać Olkowi twój rękopis.
   - Rękopis może zaczekać! - odezwał się Adam. - A ty natychmiast się wytłumacz. A ty - zwrócił się do Norwida z obrzydzeniem w oczach - najlepiej jak najszybciej stąd wyjdź, bo Eliza nie będzie rozmawiała z tak okropną osobą nigdy więcej, jasne?
   Norwid chciał coś powiedzieć, postawić się, walczyć, ale nie mógł znieść pełnego gniewu wzroku Mickiewicza.

   Eliza wstała i rzuciła się w objęcia Adama krzycząc:
   - Jakiś ty władczy, kocham takich!

Jednak było to tylko wyobrażenie Juliusza, który nagle zdał sobie sprawę z tego, że przecież Adam i Eliza się do siebie zbliżają i wkrótce naprawdę mogłaby się w ten sposób na niego rzucić.
   W rzeczywistości jednak Ela tylko uśmiechnęła się pod nosem i potaknęła Norwidowi, który, rozumiejąc jak wygląda sytuacja, ze łzami w oczach, wolnym krokiem opuścił mieszkanie Wieszczów.
   Wtedy do kuchni wpadł roztrzęsiony Prus i drżącym głosem wyszeptał:
   - " Pan Tadeusz"... Zostawiłem go na stole... Adamie, on zniknął!
   Mickiewicz zbladł i zrobił coś, czym później zainspirował się Juliusz - zemdlał.

Przygody Julka i AdasiaWhere stories live. Discover now