06

786 52 57
                                    

Zegarek znajdujący się w rogu ekranu laptopa coraz bardziej zbliżającego się ku rozładowaniu wskazywał kilkanaście minut po czternastej, gdy usłyszałam, jak drzwi wejściowe piętro niżej otwierają się. Mogła to być zarówno mama, lecz także Lucas. Nie słysząc jednak stukotu szpilek o panele przedpokoju upewniłam się, że był to brat, na którego czekałam blisko trzy godziny.

Wzięłam duży łyk wody mineralnej opróżniając tym samym szklankę, którą odstawiłam na blat biurka. Odsunęłam krzesło od niego w tył, po czym wstałam z niego i skierowałam się w stronę wyjścia z pokoju.

Lucasa zastałam w przedpokoju, podczas gdy ściągał buty.

  -Hejka- oparłam się plecami o ścianę czekając, aż zakończy czynność.

  -Cześć, Lau- wyprostował się, po czym podszedł do mnie i cmoknął w policzek.

  -Umm, jak ci minął dzień?- zadałam pierwsze lepsze pytanie jakie przyszło mi do głowy, byleby tylko nie zapadła między nami cisza.

  -Nic ciekawego, po prostu łaziłem z kumplami po mieście- wzruszył ramionami, kierując się w stronę kuchni. -Jadłaś coś?

  -Nie. Mama mówiła, że mamy wspólnie coś sobie ugotować.

  -Ygh, niezbyt chce mi się bawić w kucharkę- skrzywił się z mocno widoczną niechęcią. -Po prostu zamówię ci pizzę, ja nie będę już nic jadł.

  -Może być- uśmiechnęłam się. -Pamiętaj tylko, że ma nie być w niej salami, bo sam będziesz ją wpierdzielał.

Brat się zaśmiał i pokręcił głową. Oparłam się ponownie o ścianę i skrzyżowałam ręce na poziomie klatki piersiowej, po czym uniosłam brwi w górę i zlustrowałam wzrokiem brata.

  -Dobra, dobra. Idź do siebie, ja wrócę jak zamówię.

Po pół godziny Lucas wszedł do pokoju z zamówioną dla mnie pizzą, którą okazała się margarita. Całe szczęście, że bez tego przeklętego salami, którego nienawidzę, robi mi się niedobrze już od samego widoku. Jak można to jeść? Ohyda.

Usadowiłam się na moim łóżku, a karton postawiłam sobie na kolanach, następnie go otwierając. Obok siebie miałam laptopa, z którego cicho płynęła piosenka duetu The Chainsmokers. Niezbyt ich lubię, ale trzeba przyznać, że piosenki są na prawdę bardzo mocno wpadające w ucho.

  -I jak z ocenami na świadectwie, Lau?- odezwał się Lucas, zasiadając na fotelu przy moim biurku, a ja uniosłam na niego wzrok znad swojej pizzy.

  -Um, są całkiem dobre. Świadectwo leży tam gdzieś na biurku, poszukaj sobie- odparłam, odrywając jeden kawałek od całej pizzy.

Byłam na prawdę dumna z siebie. W porównaniu do średniej ocen mojej klasy, ja byłam całkiem sporo ponad nią co oznaczało, że zaniżałam jej. Kamień z serca, w przeciwnym razie mogłabym się już nie pokazywać na oczy mamie przez calutkie wakacje. 

Nah, ale jedyne co mi w tym wszystkim nie pasowało.. To moja ocena z muzyki. Mam szóstkę, jedną z pięciu szóstek w całej klasie. Nie zasłużyłam przecież na nią ani trochę, chociażby przez to, jaki cyrk odwaliłam z piosenkami na zaliczenie semestru. 

Te dwie które zrobiłam sama, były wykonane na tzw. odpierdol się, trzecia z pomocą.. ogromną pomocą, bo sama nie wykonałabym tak dobrej piosenki. A o czwartej to już nie ma co wspominać nawiązując do mnie, gdyż nie została nawet wykonana przeze mnie, a pan Garritsen bez mojej wiedzy ani zgody- ot tak mi ją oddał, podpisując moim imieniem i nazwiskiem.

Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony doceniam cholernie jego gest i jestem wdzięczna gdyż uratował mi tyłek.. A z drugiej strony, co miałoby to niby oznaczać? 

Music lesson || Martin GarrixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz