18.Przeprosiny

236 19 3
                                    

Wracamy w kompletnej ciszy, która powoli zaczyna działać mi na nerwy. James niewyobrażalnie skupiony na drodze prowadzi zaciskając co chwila ręce na kierownicy i sprawiając tym samym, że kostki mu bieleją. Mam wrażenie, a raczej pewność że jest obrażony, bo od kiedy wyszedł z pokoju nie wypowiedział do mnie ani jednego słówka.

-Nie zamierzasz się do mnie odzywać?-pytam nie potrafiąc utrzymać języka za zębami.

-A zamierzasz powiedzieć mi prawdę?-odpowiada pytaniem na pytanie, a mnie jeszcze bardziej to irytuję. Kręcę głową i wbijam spojrzenie w pokrętła radia.

-Nie.

-No to sama odpowiedziałaś sobie na pytanie.-odzywa się szorstko.

Odwracam od niego głowę i czuję ból w piersi. Czuję się tak jakby ktoś właśnie porządnie mnie skopał. Nie mam pojęcia dlaczego tak silnie na niego reaguje. Nie umiem niczego z tym faktem zrobić i czekam aż ten ból rozleje się po całym moim ciele niczym trucizna. Nawet nie zauważam jak dwie ogromne łzy spływają po moich policzkach. Zagryzam wargę by się opanować.

Kurwa. Ogarnij się Rose. Jesteś silną kobietą. Dasz radę.

Komiczne te moje przemyślenia, ale pomagają mi się choć po części uspokoić. Słyszę jak James nabiera głośno powietrza w płuca.

-Ej...- szepcze po chwili.-Przepraszam... Zachowałem się jak kretyn.

-Kontynuuj.-mówię i widzę, że powstrzymuje się od śmiechu.

-I skończony dupek.

-Fakt.-przyznaję w końcu i pociągam nosem. Chłopak podaje mi paczkę chusteczek, a ja patrzę na niego spod uniesionych wysoko brwi.

-No co? Patrzysz na mnie jakbym był pieprzonym kosmitą.

Wybucham śmiechem i kręcę głową wydobywając jedną sztukę z opakowania.

-Przyznaj się. Ile mascar w ten sposób uratowałeś?

 -Och...spadaj.-mruczy i unosi kącik tych swoich idealnie skrojonych ust.

-Mój ty bohaterze.-mówię z kpiną i ocieram oczy oraz wydmuchuję nos, przez co on zaczyna się śmiać.

-Jak parowóz...-słyszę.

-Słucham??!

-Nic, nic...-mówi z miną niewiniątka. Próbuję utrzymać powagę ale już po chwili się śmieję.

-Słuchaj...-odzywam się pod dłuższej chwili milczenia i niepewnie spoglądam na ciemnowłosego młodego Boga, który teraz drapie się po karku. Widząc, że odrywa obie ręce od kierownicy zapominam na moment o tym co zamierzałam powiedzieć.- Ty debilu skończony kieruj, a nie poprawiasz swój wygląd! To nie Top Model!

Śmieje się i powraca rękami na kierownicę. Kręci głową i odzywa się po chwili.

-To co chciałaś powiedzieć panikaro?

Posyłam mu spojrzenie, które mogłoby zabijać z prędkością światła i wracam do przerwanego tematu.

-Musisz wiedzieć, że ja z nikim nie dzielę się swoim prywatnym życiem. Z nikim.-podkreślam ostatnie słowo i obserwuję jak uśmiech znika z jego przystojnej twarzy. Zdecydowanie wolę go oglądać we wcześniejszym wydaniu. Te jego dołeczki w policzkach są po prostu...

Wstrzymaj się kretynko!!!

-Nie ufasz mi.-szepcze.

-Nie.-odpowiadam chociaż całe moje ciało mówi mi zupełnie inaczej, a każda komórka dąży do tego by się zbuntować. I to w tym momencie.

HopeWhere stories live. Discover now