19. Nazwisko

236 15 5
                                    

-Może wyjdziemy gdzieś razem?-usłyszałam jak James wypowiada to zdanie i zamarłam w poszukiwaniach kluczy do tych cholernych drzwi. Wpatrzyłam się w ich fasadę zastanawiając się czy przypadkiem się nie przesłyszałam i nie mam przewidzeń.

-Możesz powtórzyć?-wybąkałam i odwróciłam się w jego kierunku. Stał pod daszkiem werandy próbując ukryć się przed deszczem, który niespodziewanie zasnuł Chicago w nieprzyjemnej wilgoci. Chłopak pochylał nieco głowę w nadziei, że nie uderzy o jedną z wystających z konstrukcji belek. Niestety łapacz snów zawieszony na niej i smagany wiatrem raz po raz uderzał go w lewy policzek, tak że piórka wchodziły mu do oczu. On jednak wspaniałomyślnie to ignorował, a ja natomiast miałam ochotę roześmiać się na ten widok. W końcu ulitowałam się i jako bohaterka, stojąc na palcach odpięłam ozdobę i zawiesiłam w innym wygodniejszym miejscu. Oczy ciemnowłosego wyrażały wdzięczność, a mi drgnęły kąciki ust.

-Powiedziałem, że może byśmy się umówili?-powtórzył by rozwiać moje wątpliwości związane z omamami. Przez chwilę nie wiedziałam co ze sobą zrobić.

-Po co?-zapytałam w końcu po dłuższej chwili ciążącego nam milczenia.

-Zawsze musisz zadawać tysiące pytań?

-Owszem.-odparłam bez jakiegokolwiek wahania, na co on zaśmiał się lekko by na powrót spoważnieć.

-Chcę się z tobą umówić. Okay?

-Nie pójdzie ci tak łatwo.-zacmokałam i pokręciłam głową wstrzymując śmiech.

-Kurwa dziewczynko, nie należysz do najłatwiejszych.

-Uznam to za komplement i nie będę krzyczeć. -dumnie uniosłam podbródek z myślą, że jak jeszcze chwilę tu postoję to:

Po jeden: przemoknę, przemarznę i skończy się na chorobowym.

A po dwa: Stanik sukienki naprawdę wpijał mi się w skórę powodując nieprzyjemne uczucie, więc jak najszybciej chciałam się pozbyć odzieży.

Dlaczego kurwa nie wzięłam niczego na zmianę? Och... no tak! Bo jestem idiotką!

-To co mam zrobić byś się zgodziła?-odezwał się James nie zauważając mojego dość niekomfortowego położenia.- Może uklęknąć?

-Ooo nie!! Nigdy więcej nie narobisz mi takiego wstydu!

-Och.. Daj spokój, przecież widziałem że ci się podoba sztywniaro.

-Może troszeczkę.-szepnęłam wbrew sobie, zaklinając za długi język.

-Dobrze, w takim razie zrobię to oficjalnie panno wybredna.-westchnął z nutką śmiechu.- Rose...Jak ty w ogóle masz na nazwisko?

-White.-wybąkałam i obserwowałam jak chłopak unosi wysoko brwi, a w następnej chwili wybucha śmiechem mierząc mnie wzrokiem za co oberwał ode mnie po głowie. Niewzruszony nadal nabijał się z czegoś czego nie rozumiałam i powoli zaczynałam tracić cierpliwość i spokój ducha.

-No i co tak rżysz idioto skończony?-warknęłam.

Pokręcił głową nie będąc w stanie powiedzieć czegokolwiek. Ciężko się odezwać kiedy prawie dusisz się ze śmiechu. Cudownego, płynnego, melodyjnego...

Wstrzymaj się Rose White!

Teatralnie wywróciłam oczyma i skierowałam się na powrót do torebki by wydobyć z niej klucz, jednocześnie obracając się tyłem do osobnika z ilorazem inteligencji równym okrągłemu zeru. W końcu po szarpaniu się z zamkiem spróbowałam uchylić drzwi, ale zatrzymał mnie łapiąc za przedramię.

HopeWhere stories live. Discover now