81. "Nazywam się..."

7.4K 634 74
                                    

Fabian nie żartował. Naprawdę muszę zamykać dzisiaj lokal. Dlatego rozejrzałam się po sali uświadamiając sobie, że została tylko jedna osoba oprócz mnie. Mężczyzna w czarnych okularach przeciwsłonecznych czytający gazetę. Nic gorszego dzisiaj nie mogło mnie spotkać. Mimo wszystko muszę się trzymać reguł. Jestem w pracy i nie mogę go tutaj zostawić. Nie mogę także zamknąć go tutaj. Muszę niestety podejść do niego a z racji tego, że niczego nie zamawia to także i wyprosić co może się spotkać z oburzeniem i kulką w mojej głowie. Jednak jeśli tego nie zrobię to on dowie się że znam prawdę i i tak dostanę kulkę w głowę.

Dlatego nie przedłużając podchodzę do mężczyzny w okularach z firmowym uśmiechem na twarzy. Serce zaczyna mi skakać już po pierwszym kroku, a nogi zrobiły się jak z waty. Dlatego moje normalne kroki zamieniły się w chód pingwina. Mimo to podeszłam do mężczyzny z y śmiechem, którego nie potrafię zetrzeć ze zdenerwowania. Spoglądam mu w okulary i widzę swoje odbicie. Stwierdzając, że mogło być gorzej a nie lepiej zdecydowałam się w końcu na mówienie.

- Bardzo mi przykro, ale lokal już dawno powinien być zamknięty. - Mężczyzna podnosi na mnie swój wzrok i uśmiecha się lekko. Pewnie w młodym wieku z powodu tego uśmiechu nie jedna chciałaby być jego dziewczyną. - Jako iż nic pan już nie zamawia jestem zmuszona uprzejmnie wyprosić pana z lokalu.

- Harley Vince we własnej osobie. - Żołądek robi się węższy, a zdolność oddychania zanika, kiedy mężczyzna wypowiada jak się nazywam. - Usiądź, proszę. - Nie dlatego, że on mnie o to poprosił ani też nie dlatego że może gdybym tego nie zrobiła to dostała bym kulkę w łeb, ale dlatego że nogi zrobiły mi się jak z waty, a serce próbuje wyskoczyć mi z piersi. - Poznajmy się bliżej. - Uśmiecha się ponownie, a następnie ściąga okulary. - Moje imię w tej sprawie nie jest ważne, ale najważniejsza jest dla mnie tylko jedna osoba. - Nic nie mówię, ale nie dlatego że się boję. Dlatego że chyba wiem jaka będzie to osoba. - M...

Mężczyzna nie zdążą nic powiedzieć, bo do środka wpada trzech mężczyzn. Każdy z bronią w ręku i okularami przeciwsłonecznymi. Czy są ze mną? Wątpię, bo byłby tu także Matt. Sądząc po ich wyglądzie są razem z mężczyzną, który przed chwilą ze mną rozmawiał. Jakby rozmówca czytał mi w myślach, bo od razu sięgnął do swojej walizki, którą w sumie widzę pierwszy raz. Nie wiem gdzie on ją trzymał, ale jakoś teraz mało mnie to obchodzi. Zwłaszcza kiedy mężczyzna celuje we mnie. Chociaż lufa nie dotyka mojego czoła to i tak się boję. Kto by się w sumie w tej sytuacji nie bał?

- Odsuń się od niej, bo odstrzelę ci łeb. - Chociaż teraz wiem że mężczyzna w okularach jest po mojej stronie to i tak się boję jeszcze bardziej. Szczególnie dlatego, że teraz każdy z mężczyzn wyciągnął broń i celuje w naszą stronę. - Zanim zaczniemy chciałbym wam coś opowiedzieć. - Mężczyzna rozsiada się wygodnie na drewnianym krześle i wyciąga nogi na stół. - Zacznijmy od tego, że najpierw rozstrzele mu głowę. Następnie rozwale krzesło na jednym z was, aby ona kopnęła go w krocze. Pisk faceta rozwali wszystkie okna przez co ludzie wezwą policję, a Joker będzie tu jeszcze przed nimi. Zajmie się trzecim z was. Chyba nawet mu pomogę. - Uśmiechnął się tak samo jak Paula kiedy jej plan jest czymś złym. Uśmiech klowna, który uciekł z psychiatryka. - Zaczynamy czy może już się wycofujecie?

Rozejrzałam się po dwóch facetach, bo trzeci stał z tyłu mojej głowy. Jeden z nich stoi za mężczyzną w okularach, a drugi przy stole między nami. Oni mają miny jakby właśnie chcieli wycisnąć największe gówna świata. Na samą tą myśl aż się uśmiechnęłam, ale szybko mój uśmiech zmienił się w przerażenie, kiedy usłyszałam nabijanie naboji.

- To miało mnie niby wystraszyć? Nie wiem czy...

Nie dokończdokończa znowu, bo teraz wchodzi ktoś jeszcze. Nie widzę kto, bo siedzę tyłem do drzwi, ale sądząc po uśmiechach wszystkich dookoła mogę śmiało stwierdzić, że nikt im przyjazny. Dlatego może to być ktoś przyjazny mi, oczywiście myśląc optymistycznie.

- Nie spodziewałem się ciebie tak szybko - mówi mężczyzna.

- Nie spodziewałem się tutaj Luan'ów. Z tego co pamiętam kazałem wam spierdalać i wyraziłem się wtedy wystarczająco jasno. - Szybko rozpoznałam głos Matta, który pewnie jest w przebraniu Jokera. Nie wiem dlaczego, ale moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy go tylko zobaczyłam. - Lepiej ją puśćcie. Póki jeszcze jestem spokojny. - Uśmiech klowna zdecydowanie pokazuje to, że już ma plan jak ich zabić.

- Zabiłeś trzech z naszych, więc co ci po jednej zwykłej dziewczynie? - mówi mężczyzna stojący przy stoliku. - Gdyby teraz umarła przejął byś się? Pewnie nie, więc po co mam ją puścić?

- Jestem ciekaw jaka jest w łóżku - odpowiada ze spokojem Matt. - Lubię sprawdzać kobiety, które są ofiarami wojennymi. Już nawet mogę sobie wyobrazić jak oplata mnie nogami w pasie, kiedy jest przygwożdżona do ściany, a ja ją rżnę jak tylko chcę. - Spoglądam na Matta, który mówi to wszystko ze spokojem. Nie wiem czy on rzeczywiście tak myśli czy może dlatego że chce mnie uratować. - Ciekawi mnie również czy jest ciasna. Może nadal jest dziewicą. - Dobrze wie, że tak, więc pewnie chodzi mu o ratunek.

- Jesteś obrzydliwy - mówi mężczyzna za mną i pociąga mnie do góry, aby następnie popchać na Jokera. Mimo, że jestem szczęśliwa z tego powodu to nie okazję tego. Moja mina wyraża bardziej zniesmaczenie. - Odbierz to jako podarunek od nas. Niech ci służy.

Mężczyzna wskazuje ręką na drzwi, które prowadzą do kuchni, a ja od razu uświadamiam sobie jedną ważną rzecz. Gdzie jest reszta ekipy? Gdzie jest Chris czy Nicklaus, nawet Izzy byłaby tu bardzo potrzebna. Gdzie oni są? Nie zadaję jednak żadnych pytań. Jestem zbyt przerażona, aby cokolwiek powiedzieć czy zrobić. Dlatego Joker pcha mnie do drzwi. Nie obchodzi się ze mną nawet delikatnie. Po prostu musi stwarzać pozory, że idzie się tylko zabawić. Po chwili znajdujemy się w kuchni, gdzie jeszcze dziesiaj Kent rozmawiał tutaj z kucharką.

- Co tu jest grane? - pytam w końcu. Przy nim czuję się dziwnie spokojnie i bezpiecznie. Choć to on jest niebezpieczeństwem. - Gdzie jest reszta?

- Wszystko jest dobrze. - Już przynajmniej wiem jaką ma definicję słowa dobrze. Zabiją nas, ale wszystko jest dobrze. - Musisz mi tylko coś powiedzieć. - Nie wiedząc czemu pokiwałam głową. - Czy mężczyzna w okularach cię jakoś zaniepokoił. Na przykład...

- Zaniepokoiło mnie to, że...

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo przerwały mi trzy wystrzały w tym samym czasie. Po chwili coś upadło. Spojrzałam na Matta, który się tylko uśmiechnął. Nie ma na sobie żadnego rodzaju uszkodzeń ciała. Tylko szybko mnie łapie za głowę. Nic nie czuję ani nic nie potrafię odpowiedzieć kiedy Matt łączy nasze usta. Szok i niepokój z dodatkiem pocałunku wymalował na mojej twarzy obojętność. Jednak najgorzej jest wtedy, kiedy on się ode mnie odsuwa. Jeszcze do tego z uśmiechem na twarzy.

- Przepraszam, to było pod wpływem chwili. - Może dlatego, że wykorzystał do tego akurat mnie, a może dlatego że przeprasza za pocałunek ze mną mnie właśnie tak rozłościło. - Chodźmy sprawdzić co się tam dzieje.

Przechodzę obok niego uderzając go z bara. Jestem nadal na niego zła, ale przynajmniej znalazłam temu powód. Pocałunek z nim, który tak naprawdę sprawił, że to wszystko na prawdę wyglądało dobrze, był wspaniały. Najlepszy z naszych wszystkich, a on za właśnie niego przeprosił. Wiem, że nadal mam ten niby związek z Robertem, ale mógł pocałować mnie na przykład wczoraj.

Wychodząc na salę zauważam już Izzy, która celuje w mężczyznę w okularach, a on w nią. Nie wiem co się stało z innymi mężczyznami, ale mam nadzieję, że za niedługo się dowiem. Zwłaszcza, kiedy kałuża krwi płynie w dół aż do moich stóp. Nie mogąc dłużej tego wytrzymać patrzę w górę na sufit, a wtedy dochodzi do mnie głos mężczyzny w okularach.

- Nazywam się Patrick Rate i przyszedłem wam pomóc.

Fucking mazeWhere stories live. Discover now