Zapomniana rzeczywistość - część 1

53 7 7
                                    

To całkiem zabawne, jak jedna sytuacja może wywrócić wszystko do góry nogami. Jak jedna chwila może wyrządzić coś złego. Coś, co będzie się tak długo za nami ciągnęło i nigdy nie da nam spokoju. Zdaje się, że wszystko, co się jednak zdarza, od samego początku jest w pewien sposób zaplanowane. Tak miało być. Innego wyjścia nie ma. Bowiem nie zawsze życie daje nam tak rozmaity wybór. Co więc takiego stoi na przeszkodzie? Odpowiedź jest dosyć prosta.
Czas.
,,Jedna sytuacja'', ,,jedna chwila'', ,,planowanie'', ,,zdarzenie'' - wszystko, nieważne jakby na to spojrzeć, odnosi się do czasu. Czas ma kontrolę nad wszystkim, co istnieje, co przemija i przekwita. Jest on ściśle powiązany z życiem, ponieważ dzięki niemu, ów życie dalej może trwać. Bo jakby wyglądał ten świat bez czasu? W istocie byłby on chaotyczny i nieuporządkowany.
Ludzie są więc podlegli czasowi. Podlegli decyzjom, które wykonają w danym momencie. Dlatego trzeba odpowiednio wyważyć podejmowane czyny, wydzielić te najsłuszniejsze, by niczego potem nie żałować.
By jedna chwila nie wyrządziła zła, które odbije się na nas wszystkich.

~

Biały, martwy pokój zdawał się mieć w sobie jeszcze mniej życia niż kiedykolwiek przedtem. Wiało tu przerażającym chłodem, jakby cały był skuty prawdziwym lodem. Jakoby wszystko leżało w grubej warstwie śniegu. Światło, pragnące wtargnąć uporczywie do jego wnętrza, odbijało się jedynie od niebieskawych, zakurzonych rolet i wracało z powrotem do wielkiej, gazowej kuli. Zza drzwi słychać było jedynie plaski płaskich klapek, brzdęki kluczy i wózków z jedzeniem, a także zduszony odgłos ludzkich głosów. Niższych lub wyższych, jednak zawsze zwiastowały jakieś nieszczęścia. Dobre nowiny bywały tu rzadkością. Takie czasy.
To trochę jak życie w umieralni.
A jednak pośród całej tej martwicy istniało malutkie ciepło skupione w jednym punkcie. Powoli uwalniało się, zalewając całe ciało. Napełniając tkanki i komórki energią. Siłą, która mogłaby rozpalić wszystko wokół. Czarne, zamglone ślepia otworzyły się, widząc nad sobą jedynie siwy, smutny sufit z niestarannie zamontowaną żarówką. Chłopiec, leżący pod grubą, wyblakłą pościelą, sam zdawał się niknąć w całej tej bladości. Jego twarz była wręcz koloru świeżej kredy, policzki miał lekko zapadnięte, a pod oczami widocznie kontrastowały fioletowo-szare sińce.
Nie rozumiał.
Nie potrafił nawet rozpoznać dziwnego, cierpkiego zapachu ścian, które były nim przesiąknięte. Nie potrafił rozpoznać dźwięków, które przenikały do jego uszu. Mozolnie podniósł się do siadu i przyłożył dłoń do głowy. Wszystko bardzo go bolało. W żyłach krew tępo pulsowała, przyprawiając go o mdłości. Skulił się, przybliżając nogi do swojego brzucha.
Przestraszył się tego miejsca.

- Gdzie... ja...? - wypowiedział krótko, oddychając płytko. Jak dziecko, które jeszcze nie jest przyzwyczajone do tworzenia prostych zdań.

Jego oczy migały przez jakiś czas we wszystkich kierunkach, szukając chociaż jednego punktu zaczepienia. Kiedy go znalazły, wzbudziły zainteresowanie młodzieńca. Niewielka, żółta karteczka samoprzylepna leżała tuż na rogu jego kołdry.

,,Kiedy się obudzisz, przyciśnij, proszę, przycisk przy Twoim łóżku''

Jego umysł był... tak okropnie pusty. Przerażająco pusty. To wzbudzało w nim lęk. Lęk, który potrafił wstrząsnąć całym sercem. Dlatego pokierowany tą jedyną wskazówką, obrócił się i zauważywszy niewielki, kwadratowy przycisk z dzwonkiem, posłusznie go nacisnął.
Cisza.
Kompletnie nic się nie stało, a to sprawiło, że chude, duże dłonie jeszcze mocniej zacisnęły się na kawałku żółtawego papierka. Odetchnął niespokojnie i usiadł na brzegu łóżka. Rozejrzał się dookoła. Był w pokoju szpitalnym.
Dopiero teraz to do niego dotarło, ale wciąż nie umiał w to uwierzyć.
Wstał na równe nogi, ale prędko się zachwiał i o mało nie uderzył w parapet. W ostatnim momencie oparł się ręką o zimną, chropowatą ścianę. Podniósł głowę, spoglądając w lustro, które znajdowało się tuż obok. Dotknął śliskiej, szklanej powierzchni, która zdawała się w tamtym momencie cieplejsza od niego. Przeraził się widoku samego siebie w takim stanie.
Bandaże, okalające jego głowę, nadgarstki i klatkę piersiową. Niemały opatrunek na prawym policzku. To było takie... nielogiczne. Osiemnastolatek rozchylił szerzej spierzchnięte, bladoróżowe wargi, chuchając prosto przed siebie, aż zakrył parą cały ten widok.
I w tym momencie usłyszał otwierające się z wolna drzwi. Brzdęk kluczyków. Plask klapek. Do pomieszczenia weszła młoda kobieta o blond włosach w białym, prasowanym fartuszku. Pielęgniarka. Również zdawała się wtapiać w całe to beznadziejne, bezkresne, martwe tło pokoju. Zrobiła zdziwioną minę, gdy tylko zauważyła, że nastolatek zamiast leżeć i odpoczywać, stoi i patrzy się tępo w jeden punkt.

Ostatnie brzmienie AniołaWhere stories live. Discover now