Rozdział 1.3

42 5 13
                                    

Wszyscy mentorzy siedzieli przy okrągłym stole. Większość z nich zastanawiała się, co tam robią i gdzie są. Jedynie Haymitch zachowywał spokój i powoli pił alkohol ze swojej piersiówki. Zdawał sobie sprawę z tego, że musi być trzeźwo myślący, żeby pomóc Katniss. Wszyscy inni mentorzy patrzyli na niego, jak na człowieka niespełna rozumu. Może i mieli racje? 

Ponownie rozejrzał się dookoła siebie. Facet na wózku próbował z niego wstać, ale mu się to nie udawało. Jakim cudem on ma to niby zrobić, skoro jest niepełnosprawny? Oni wszyscy zachowywali się jakoś dziwnie. Facet z długą brodą machał kijkiem, jakby chciał coś zrobić. Może to czarodziej i wyczaruje butelkę whisky? Pozostali nie byli lepsi. Każdy wyglądał, jakby był z innej epoki.

— Czy ktoś wie, co tu robimy? — spytał młody, czarnoskóry chłopak.

— To jest bardzo dobre pytanie, ale ja mam lepsze — powiedział chłopak, który na głowie miał kaptur. — Ma ktoś jakiś alkohol?

To zdanie zainteresowało Haymitcha, ale nie dawał tego po sobie poznać. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej o swoich towarzyszach, żeby wiedzieć, jak pomóc Katniss. Poza tym, gdyby jej nie pomógł, to ten chłopak by go zabił. Ona na niego nie zasługiwała...

— Nie jesteś za młody na alkohol? — spytał facet na wózku.

— Kurde facet! — wybuchnął chłopak. — Skoro już umarłem, to może dacie mi się w spokoju napić? 

Ta wypowiedź wprowadziła ciszę. Jak to umarł? Każdy zastanawiał się nad tym, co powiedział chłopak w kapturze. Skoro on umarł, to znaczy, że wszyscy, którzy tu są nie żyją? Raczej to nie możliwe, ale czy aby na pewno? Każdy wpatrywał się w chłopaka, który zaczął bawić się nożem, który wyciągnął zza pasa. Nikt mu nie przerywał, a wszyscy byli zatopieni we własnych myślach.

— Zamorduję się za to... — mruknął do siebie Haymitch, po czym rzucił chłopakowi swoją piersiówkę. — Tylko zostaw coś dla mnie...

Po tych słowach znowu pozostała cisza. Każdy momentalnie szukał w swoich myślach tego ostatniego wspomnienia. Dla niektórych były to sceny śmierci, a dla innych rozmowy z kimś, albo jakieś wydarzenia, które nie powinny wywołać śmierci.

— Coś tu nie gra... — powiedział facet na wózku, kiedy w końcu skończył próbować wstać z niego.

— Co ty nie powiesz? — mruknęła nieprzyjaźnie jakaś kobieta.

— Nie powinniśmy się kłócić, tylko jakoś dogadać. Wszyscy nie wiemy, gdzie jesteśmy, ani co tu robimy. Powinniśmy zawiązać sojusz, a nie walczyć...

Haymitch nie powiedział nic. Oczywiście, że on również nie wiedział, co tu się dzieje, ale podejrzewał. Te podejrzenia wcale nie były przyjemne, tylko brutalne. Jednak jego myśli przerwał głos jakiegoś z zebranych.

— Wy również dostaliście kartkę z trzema imionami?

Wszyscy momentalnie pokiwali głową. To wszystko wydawało się bardzo dziwne. W końcu w Igrzyskach powinny brać udział po dwie osoby, a nie trzy. Poza tym mentorów było tylko ośmiu, a nie dwunastu. Nikt nie wiedział, gdzie jest, ani, jak się tam znalazł. Wszystko było owiane tajemnicą...

— Dzięki — powiedział chłopak, który oddał mu piersiówkę.

Haymitch kiwnął głową i spojrzał na zebranych. Próbował wywnioskować o co w tym wszystkim chodzi, ale żeby tego się dowiedzieć potrzebował kilku informacji...

— Z którego dystryktu jesteście? — spytał, a nagle cała uwaga spadła na niego, a te prychnął. — Co się tak patrzycie? To normalne pytanie. 

— Co to są dystrykty? — spytał facet na wózku, a Haymitch udawał zdziwienie. Zupełnie, jak podejrzewał... Wszyscy, którzy pochodzą z dystryktu wiedzą, czym są igrzyska, a oni tego nie wiedzieli. Nie podejrzewał jednak, że ich odpowiedzi tak bardzo go zdziwią...

— Wiecie, co to są frakcje. Prawda? — spytał chłopak w kapturze.

Tego Haymitch się nie spodziewał. Ponownie wszyscy spojrzeli na chłopaka, a ten zdawał się tego nie zauważać, bo był pogrążony we własnych myślach.

— To to nie jest kolejna próba Labiryntu? — spytał czarnoskóry chłopak, a wtedy już nic nie miało sensu.

— Może łatwiej będzie, jeżeli powiecie skąd jesteście? — podpowiedział Haymitch nadal odgrywając swoją rolę.

— Ja pochodzę z Forks. — Pierwszy powiedział facet z czerwonymi oczami.

— Hogwart. 

— Londyn.

— Chicago.

— Nowy Jork.

— Coldwater.

— Nie pamiętam. Całe życie byłem w Labiryncie. — odpowiada czarnoskóry chłopak.

To wszystko nie mówiło nic Haymitchowi. Wydawało mu się, że powiedzą coś prostego, jak Kapitol, ale nie. Z tego, co widział po minach innych oni również nie kojarzyli większości z tych miejsc. Tym bardziej ten tajemniczy Labirynt, w którym znajdował się tamten chłopak. Wziął swoją piersiówkę i wypił kilka łyków alkoholu, który od razu spłynął w głąb jego przełyku.

— Jesteśmy bardziej różni, niż nam się wydaje... — stwierdził długobrody.

Wtedy usłyszeli nad sobą jakiś głos. Nie minęło wiele czasu, a na samym środku stołu znalazły się kartki i długopisy. Na jednej z nich była instrukcja.

Możecie do swoich zawodników napisać jedno zdanie. Wszystko zostanie dokładnie sprawdzone. Witamy w Głodowych Igrzyskach zupełnie innych, niż reszta...

I wtedy na ścianie pojawił się regulamin, który wzbudził w wielu dziwne emocje. Był on zupełnie inny, niż zwykle. Bardziej morderczy i nieprzewidywalny...

Myślę, że to gg może się wam spodobać, ale nie mam zdania xdd. Piszcie swoje reakcje oraz To, czy chcecie systematyczne rozdziały, czy nie. Od razu mogę powiedzieć, że przez brak czasu rozdziały mogą się pojawiać co tydzień/dwa tygodnie.

Piszcie, co wam palce na klawiaturze wystukają!

Igrzyska [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz