untitled #3

91 7 2
                                    


Podeszła do niego powoli, położyła rękę na jego ramieniu i najzwyczajniej w świecie zapytała:

- Czemu płaczesz?

Zareagował niespodziewanie, bo zaśmiał się lekko, jednak bez cienia wesołości, chociaż w jej pytaniu nie było nic zabawnego. Ona, niezrażona, ukucnęła obok, wciąż patrząc na niego z taką samą cierpliwością.

- Bo świat schodzi na psy. Bo ludzkość to dranie, zachowujące się gorzej niż wygłodniałe zwierzęta, bez zasad moralnych, czy resztek człowieczeństwa. Bo moje słońce już dla mnie nie świeci, i nie wiem czy świeci w ogóle, bo nie mam możliwości, żeby to sprawdzić, przez rozdzielającą nas grubą ścianę. Bo przyszłość jest niepewna i wszystko co przyjmuję za stałą, tak naprawdę nią nie jest, ale jestem zbyt głupi, żeby to sobie uświadomić. Bo wszystko co złe musi spadać też na tych, którzy nikomu nigdy go nie wyrządzili, nawet w myślach. Bo nigdzie nie czuję się już bezpiecznie, nawet pośród czterech ścian, kiedyś nazywanych przeze mnie domem. Bo oszukuje mnie mój własny umysł i nie wiem już, czy naprawdę chcę zrobić to, co robię i czy robię to słusznie. Bo nie mam wiary, którą mogę się wesprzeć, czy pocieszyć, bo bezmyślnie ją odrzuciłem. Bo nie chcę być zraniony tak, jak ja raniłem. Bo nie wiem czy chcę końca, jednocześnie tylko o nim, marząc.

Nie odzywała się jeszcze przez chwilę, pozwalając jego ostatnim słowom wybrzmieć w pustym pokoju i zniknąć, zamieniając się w ciszę. Bujała się przez cały czas, niczym dziecko, na podkulonych nogach, obejmując kolana.

- Całkiem przykre. - podsumowała w końcu.

- Tak, całkiem przykre. - potwierdził, przecierając oczy końcem rękawa.

writing to say somethingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz