14

9.4K 641 647
                                    

Pomieszczenie pomalowane było na biało. Na podłodze leżały białe kafelki. Na środku pokoju stały dwa stoły, a na nich coś, co wyglądało, jak prezent od miejscowego rzeźnika. O dziwo, ani jedna kropla czerwonej mazi nie spłynęła na nieskazitelną posadzkę, chyba dzięki prawie niewidocznej łunie oplatającej stoły. Z sufitu zwisała żarówka, której światło docierało do każdego zakamarku.

Niski mężczyzna z białymi rękawiczkami pochylił się właśnie nad większym z kawałków. W kącie, przy szczelnie zamkniętym oknie stał czarnoskóry człowiek w fioletowej szacie. Przykładał do nosa zapachową chusteczkę, ale i tak w powietrzu unosił się mdławy zapach krwi i powolnego rozkładu.

- To cud, że zostawił głowy w nienaruszonym stanie - wymamrotał przysadzisty czarodziej, a pióro leżące na małym stoliczku drgnęło i machnęło parę zdań na czystym pergaminie. - Wspomnienia będą w stanie wręcz idealnym. Czaszka nawet nie pękła, dzięki temu nie ulotniły się. Ministrze, czy byłby pan łaskaw przynieść te fiolki, które stoją na parapecie i pomóc mi w wyodrębnieniu wspomnień?

Minister Magii Kingsley Shacklebolt wzdrygnął się, jakby myślami był gdzie indziej. Usłużnie zdjął z parapetu tacę z fiolkami i zaniósł ją do stołu, starając się jak najmniej patrzyć na kawałki mięśni, kości i organów. Pośród tego, niczym dynie na grządkach, spoczywały dwie, napuchnięte i zakrwawione głowy pozwalające na identyfikację ciał. Wstrzymał oddech i starając się opanować drżenie rąk, dotknął różdżką czoła pierwszej ofiary. Przeżył dwie wojny, widział mnóstwo paskudnych rzeczy, a jednak ledwo powstrzymywał wymioty. Odwrócił więc wzrok, pozwalając uzdrowicielowi robić swoje.

Pracowali w ciszy. On wydobywał wspomnienia, a uzdrowiciel segregował je i wkładał do fiolek. Kingsley wiedział, że pracujący w Mungu badają nitki pamięci i na podstawie ich gęstości czy barwy potrafią określać, kiedy powstały. Dlatego część białej mazi lądowała w koszu.

- Podobno zrobiono dziewczynie pranie mózgu - przerwał ciszę. Minister zacisnął usta i odwrócił się do okna. Nie wiadomo, co chciał w nim zobaczyć, skoro szyba była mlecznobiała. - Domyśla się pan, panie ministrze, kiedy to się stało?

Przypomniał sobie to, co więzień krzyczał przez pierwsze cztery dni po zamknięciu go w Azkabanie. To, o czym mówiła, nie miało sensu, ale znał ją na tyle, że wiedział, że nie należy ignorować tego, co mówi.

- Podobno, jako twórczyni percepcyjnego, magicznego więzienia była zbyt niebezpieczna, dlatego ministerstwo postanowiło wszczepić jej nową osobowość, tuszując starą.

- Ależ to zakazana praktyka - oburzył się uzdrowiciel, przez co drgnęła mu ręka i jedno z wspomnień zmieszało się z osoczem. Czarodziej zaklął i zaczął oczyszczać nitki. - Nie wydał pan, panie ministrze, takiego rozkazu, prawda?

- Oczywiście, że nie - Kingsley przymknął oczy. - Ale nie wiem, czy nikt z komisji tego nie zrobił. Więzień się nie skarżył. Wygrał konkurs, dostając przepustkę do ministerstwa...

- Słyszałem, że była asystentką zmarłego - rozległ się nowy głos. Obaj czarodzieje spojrzeli na drzwi, w których stał wysoki i szczupły mężczyzna. Miał łysą głowę, czarną brodę i przejrzyście niebieskie oczy. Przelotnie spojrzał na szczątki i kiwnął głową do ministra. - Pozwoliłem sobie znaleźć pana, panie ministrze i zapytać o parę rzeczy. Nie raczył pan odpowiedzieć na moje wiadomości.

Kingsley zmełł w ustach przekleństwo. Edward Ehrlichmann, lat trzydzieści siedem, czarodziej pochodzenia niemieckiego, zamieszkujący Anglię od siedmiu lat. Z zawodu prawnik, jeden z pierwszych, który skończył magiczne prawo. Od jedenastu dni obrońca więźnia Hermiony Granger. Hermiony Granger, z którą od tygodnia nie było kontaktu.

Dramione: WięzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz