×2×

9 0 0
                                    

Minął tydzień. Dokładny tydzień od tamtej cudownej sytuacji, od tamtego momentu czakałem aż się odezwie. Oczywiście chłopcy niekoniecznie byli tak bardzo tym zauroczeni jak ja. Trochę się nie dziwię, przyszła i odeszła. Po czym zniknęła jak kamfora, znaczy dla mnie. Jestem przekonany, że mnie unikała. To jakaś jej gra? Jak tak, to nie jest ona zabawna. Nie miałem przez ostatnie dni jednak czasu rozmyślać nad tym. Dopiero co minął bal jesienny, trzeba już organizować zimowy. Dlatego ten tydzień poświęciłem się temu zadaniu, by już mieć to z głowy. Chociaż wiem, że będę musiał przypilnować Harrego by wywiązał się ze swojej części.

Opierałem się właśnie o szafkę, rozmawiając z kilkoma dziewczynami. Były to kandydatki do czirliderek, ostateczny głos miał mój przyjaciel jako kapitan więc każda myślała że ja mogę coś zdziałać. Ha ha ha. Przeliczyły się, co jak co ale tym Hazz zajmował się w pełni sam. Nagle usłyszałem bardzo dobrze znany mi głos, znaczy no .. Dyskretnie zacząłem się rozglądać, w końcu zauważyłem ją wraz z jej najlepszą koleżanką. Swoją drogą jej imienia też nie pamiętam. Stały po drugiej stronie korytarza i patrzyły się w moją stronę, wymieniając na wzajem co chwilę kilka słów. Gdy Hailey przyłapała mnie na spojrzeniu od razu ukazała szereg białych zębów. Jej uśmiech też zniewalał, ale to te oczy mnie zachipnotyzowały. Mój wzrok był całkowicie skupiony na niej, co chwile tylko przytaknąłem na nic nie znaczące pytania. Dziewczyna pogroziła mi jak małemu dziecku, na co przygryzłem moją wargę. Nie chciałem by otaczające mnie dziewczyny myślały, że interesuje się tym co mówią. Ruchem ust wyszeptałem w jej stronę to słynne "help". Rozbawiło ją to, chociaż mam wrażenie że cała ta sytuacja po prostu ją bawi. Ona wie. Mówi coś blondynce obok niej. Miała chyba na imię Beatrice, tak zdecydowanie to ona zawsze gdy stawała obok mnie wyglądała jak mały śmieszny skrzacik. Słodko się wkurzała. Ale to Hailey, była i jest tą którą pragnę. W końcu zlitowała się nade mną i przyszła mi ku pomocy. Sprytnie ominęła dziewczęta zgromadzone w około mnie i zaczęła grać.

-Lukey kochanie pisze do ciebie od kilku minut mógłbyś odpisać. -powiedziała słodko i przytuliła się do mojego boku.

-Po co pisać jak można porozmawiać sunny. - objąłem ją ramieniem, to było spełnienie moich marzeń.

Mimo, że sytuacja nie była do tego odpowiednia cieszyłem się jak cholera. Przytulałem ją! Jest taka przytulaśna... Okej, za dużo czasu z Michaelem. Używałem bezpiecznych słów jednak.. no cóż w tej szkole każdy wiedział, że ona mnie kręci. Czuć było na kilometr. Jak to mawiał swego czasu Calum. Ona też wiedziała i to chyba ją nakręcało, byłem świecie przekonany że ona ma plan. Dokładnie wie co dla niej mogę zrobić. Czułem, że jeśli będziemy w to brnąć obkreci mnie sobie wokół palca. Jednak to jak mnie przytuliła było magicznym spełnieniem moich pragnień. I w tamtym momencie nic innego mnie nie obchodziło. Hailey podniosła się delikatnie na palcach, tak by mogła bez problemu mówić mi do ucha.

-Wiesz panie Hemmings. - jedna z jej dłoni krążyła po mojej klatce, nie powiem ale zacząłem zdecydowanie szybciej oddychać - One całkowicie nie zdają sobie sprawy jak beznadziejnie jesteś we mnie zakochany. - wiedziała, wykorzystywała to już w tym momencie - Połowa z nich nie przyszła tu ze względu na Stylesa, a na ciebie. Panie Hemmings nie powinien pan bawić się ich uczuciami. Robisz im złudną nadzieję. - ty mi też Hailey, ty mi też.

Powoli widząc mój brak zainteresowania rozchodziły się, Hailey dotknęła mojego szorstkiego policzka na którym widniał kilkudniowy zarost. Po chwili poklepała go, w końcu gdy nikogo już nie była stanęła wprost przede mną.

-Powinien się pan ogołocić, proszę pana. Do seminarium przyjmują tylko tych z pupcią niemowlaka skarbie. Chciałaby pan zgrzeszyć panie Hemmings ?

Patrzyła się na mnie wyczekująco, bawiło ją wszystko. Szczególnie to jak bardzo stresowałem się przy niej. Bawiła się swoimi palcami, to był jej nawyk gdy nie miała nic w rękach.

-Unikałaś mnie. -powiedziałem skupiając się na jej oczach, które tak bardzo uwielbiam.

-Dałam ci czas do podjęcia decyzji. Szansę na pozbycie się mnie z głowy.

-Tak się nie da, wiesz sama za długo w niej jesteś aby nagle zniknąć.

-Panie Hemmings witam w piekle.

Nie rozumiem, nie zrozumiałem. Była spełnieniem marzeń każdego chłopaka w szkole. Nawet nauczyciel wychowania fizycznego pan Adams się za nią oglądał.

Uśmiechnęła się delikatnie, a w jej oczach było coś szalonego czego jeszcze nie widziałem. Mruknęła coś pod nosem i tak po prostu odeszła.

-Hemmo co ci ?

-Co?

Louis zaśmiał się z mojej reakcji i poklepał mnie po ramieniu. Calum otworzył szafkę i wyciągnął z niej jakaś reklamówkę którą zaraz wręczył koledze. Zmarszczyłem brwi na ich dziwne zachowanie i westchnąłem. Schowałem zeszyt który cały czas ściskałem moich dłoniach. Wiedziałem, że nie mam już tu co robić a nie chciało mi się czekać na kędzierzawego który miał trening. Chwyciłem mój plecak leżący na spodzie szafki i ją zamknąłem. Nie widząc żadnego z chłopaków w pobliżu, ruszyłem sam w stronę domu.

×
Ja i moje sprawdzanie rozdziałów poslzo się jebać, przepraszam za złą składnie zdań i wgl

lost in reality Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz