×3×

7 0 0
                                    

Wstałem godzinę szybciej niż zazwyczaj. Od wczoraj mówiłem sobie, że tego nie schrzanię. Szansę ma się tylko raz. Przy śniadaniu, na które tym razem przyszedłem przed czasem i no przyszedłem.. - w zwyczaju miałem jadać w biegu do samochodu Stylesa - poprosiłem ojca o kluczyki do samochodu. Powołałem się na kilka powodów, aż w końcu otrzymałem klucze do Jeppa mojego starszego brata który wyjechał na studia. Byłem zaskoczony, bo myślałem że będę musiał prosić mamę o pomoc w przekonaniu go.

Trzydzieści minut później zaparkowałem pod szkołą, byłbym szybciej jednak zachaczyłem o stacje paliw. Było jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia lekcji. Dlatego po prostu usiadłem na masce auta, ba! Nawet się położyłem. Na nosie miałem swoje ukochane czarne okulary przeciwsłoneczne, nie wiem ile minęło gdy usłyszałem ten bardzo charakterystyczny śmiech Ashtona. Uśmiechnąłem się pod nosem, a chwilę potem poczułem czyjąś obecność zaraz obok. Chłopak położył się tuż przy mnie, zerknąłem na blondyna i wpadłem w niepochamowany śmiech. Chłopak fuknął pod nosem.

-Nie śmiej się. -uslyszałem, za nim poczułem mocne uderzenie w udo na co podskoczyłem.

-Spierdalaj Styles. -mruknąłem po czym się podniosłem na nogi -Czy to jakaś sekta ? -zapytałem widząc kolejne dziwne okulary tego dnia.

Kawałek dalej zauważyłem Beatrice, która idąc za rękę z Liamem zmierza w naszym kierunku. Przystając obok mnie i obrażonych idiotów zaśmiała się.

-Sekta?

-Ha! Mówiłem!

-Pieprz się Hemmings. -powiedzieli w tym samym czasie czwartoklasiści.

Westchnąłem cicho i spokojnie zacząłem się rozglądać za tą ważną osobą. Coraz więcej osób zaczęło się schodzić. Dostrzegłem nawet kilka znajomych twarzy. Hood pomachał w naszą stronę idąc w stronę palarni. Uzależnienia. Moim uzależnieniem były cudowne oczy Hailey, które tak często widziałem przed twarzą.
Po chwili ogarnąłem, że on przywoływał mnie gestem ręki. Zabrałem plecak i jeszcze raz sprawdziłem czy zamknąłem auto, w końcu teraz było w pełni do mojej dyspozycji.

-Dlaczego mnie tu ciągniesz? Zresztą nie ważne, mam wreszcie auto.

Chłopak roześmiał się i pokręcił głową. Wspomniany Jeep był dość znany moim znajomym. Był przekazywanym prezentem między moimi braćmi, jednak gdy teraz ich nie ma auto już zostanie moje. Najzabawniejszym aspektem dla wszystkich było to że lakier był żółty. A ja nienawidzę tego koloru, oczywiście nabawił się go specjalnie dla mnie.. Jeszcze rok temu miał śliczny niebieski odcień morza, jednak moi bracia zrobili mi super zabawną niespodziankę.

Witaliśmy się z co którąś osobą, zasiadłem na jednym z murków opierając się o siatkę za mną. Brunet zdarzył już odpalić jednego z papierosów, których posiadał przy sobie multum. Oczywiście wszystkie pochowane, jego mama nie mogła znieść używek wszelkiej maści. Pamiętam jak siostra przyjaciela w raz z moim bratem chowała wszystko w moim aucie. Przymknąłem oczy dosłownie na mniej niż dziesięć sekund bo poczułem ból w kostce. Pieprzony Cal. Posłałem mu niezrozumiałe spojrzenie, jednak chłopak zaraz po tym powiódł swój wzrok kilka metrów dalej. Nie wierzyłem własnym oczom, na jednej z opon siedziała moja Hailey. Tak już sobie ją przywłaszczyłem. Śmiała się wraz z Zaynem, który mimo że był strasznym skurwielem to w sumie dało się go lubić. Robił świetne graffiti i prace artystyczne. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc dokładnie przekazu mojego przyjaciela.

-Hailey pali jak smok od kilku lat. -powiedział tak bym ją tylko słyszał.

-Co?

-Papierosy to jej miłości stary, zresztą za niedługo sam będziesz śmierdzieć nimi i tym razem nie przezemnie.

-O! Czyli przyznajesz wreszcie, że śmierdzisz! -zaśmiałem się wesoło, brunet dołączył chwilę później.

Nie spodziewałem się tego po Hailey, mimo że wiedziałem w jakim środowisku się obraca. Tak właściwie dopiero wpatrując się w nią zdałem sobie sprawę z najważniejszej kwestii. Uganiałem się za nią jak piesek, zapominając o poznaniu jej charakteru. W końcu nie wszystko się da po prostu zauważyć. Byłem przeświadczony, że ona czuje mój wzrok.

Cały dzień - odkąd brunet siłą zaciągnął mnie na lekcje - nie widziałem mojej lubej. Co dziwnie brzmi, ale akurat tylko to określenie zostało mi w pamięci po dzisiejszej lekcji polskiego.

Usiadłem na masce, a zaraz obok mnie przycupnął Michael. Obserwowaliśmy jak ludzie wychodzą ze szkoły wypatrując Irwina, wraz z nim podeszła do nas Hailey.

-Fajne okulary. -powiedziała patrząc się na mnie.

-Moge ci takie załatwić. -powiedział Ashton.

-O nie do żadnej sekty jej nie wciągnięcie! -zaśmiałem się.

Podeszła bliżej mnie, teraz stała między moimi nogami na których trzymałem dłonie. Swoją drogą ze stresu zaczęły mi się pocić. Hailey zrobiła dwa ruchy rękoma, a słońce dało o sobie znać. Ubrała je, wyraźnie były za duże.

-Chyba polubię te. -zaśmiała się, cmokając.

-Myślę że będziemy się zbierać. Na razie, choć Ash.

Skubany Clifford zrobił to specjalnie. Dziękuję ci za takich przyjaciół Boże.

-Teraz nie musisz się kremować. -posłałem jej niezrozumiałe spojrzenie, na co westchnęła cicho. Chwyciła moje dłonie i ułożyła po obu stronach swojej tali.

-To nie tak, że to ty powinnaś tu siedzieć?

-Cicho panie Hemmings, gramy na moich zasadach. A teraz mnie przytul. -rozkazała.

Wzmocniłem uścisk przyciągając ją jeszcze bliżej do mojej klatki piersiowej. Pocałowałem ją we włosy, w tamtym momencie tego potrzebowałem. Mogłem przysiąść, że czułem jak uśmiecha się w moją koszulkę.

×
Loll

lost in reality Kde žijí příběhy. Začni objevovat