Prosze cie

21.2K 887 33
                                    

-To tutaj-mężczyzna zatrzymał się,a ja otworzyłąm posklejane od łez oczy.
-Dz..dziękuje.Jestem panu na prawdę wdzięczna.Ja zapłace jak będe miała pieniądze.
-Nie musisz-machnął ręką.-idź szybko,a potem do szpitala.Muszą cie obejrzeć.
-Dziękuje jeszcze raz-skinełąm głową i wyszłam z samochodu.Pokuśtykałam pod dom.Bałam się.Bałam się jak zareaguje.Może będzie się mnie brzydził,bo jestem brudna i cała we krwi?Zacznie na mnie krzyczeć,albo...zerwie ze mną?

Na samą myśl znowu zaczęłam płakać.Zapukałam chociaż i to sprawiało mi ból.

-Prosze,otwórz-mówiłam sama do siebie.Usłyszałam kroki więc przeraziłam się jeszcze raz.

A co jak tam będzie Austin?Albo ci faceci?Nie,Soph.Spokojnie.To tylko twoja wyobraźnia.
-Czego znowu chcecie?-usłyszałam jego głos gdy otworzył drzwi.Stał z butelką piwa.Gdy mnie zobaczył zrobił wielkie oczy,jakby zaraz miały mu wypaść i upuścił butelke która rozbiła się,a piwo stworzyło na podłodzę kałużę.
-To sen.To nie może być prawda-pociągnął się za włosy nie dowierzając,że stoje przed nim.Na sam jego widok zaczęłam szlochać jeszcze bardziej.
-Prosze cie-wyszlochałam.-pomóż mi.Prosze.

Widziałam jak Patrick na mnie patrzy.Przez chwile nic nie mówił.
-To...to na prawdę ty?-spytał w końcu,a ja nie odpowiedziałam.
-P...przytuj mnie-wyjąkałam pociągając nosem.Patrick w mgnieniu oka przyciągnął mnie do siebie,a ja syknęłam z bólu.Owinęłam małe ręce w okół jego talii i zaczęłam szlochać w jego koszulke.Znó go czułam,dotykałam i byłam tutaj.Nie brzydził się mnie.Nie brzydził się tego,że jestem brudna.Po prostu mnie przytulił i nie oddzywał się.

Płakałam coraz głośniej.Nie mogłam w to uwierzyć,żę tutaj jestem.
-Gdzieś ty była?-wyszeptał po chwili i mocniej mnie przytulił,a ja syknęłam z bólu.-boże,nie wierze,że tu jesteś.Tak...tak się bałem.Ja cie na prawde szukałem.Przysięgam.
-Wierze ci-wyłkałam patrząc jego oczy.Miał je czerwone,jakby...płakał?
Wielki Patrick Roberts płakał?
-Nie wierze.Zabije ich.Zabije.I nie będe miał zahamować-po czym znowu mnie przytulił całując w brudne włosy.-nie wierze.To na prawde ty?
-Ja?-wyjąkałam.
-Nie.To nie jest prawda.Jak...uciekłaś?
-Jakoś mi się udało-mruknęłam wciąż płacząc.Nie chciałam go wypuszczać.
-Boże.Jakie to szczęście,że cie znów mam-mówił przytulony do mnie.-wyglądasz strasznie.Soph,jak się czujesz?
-Źle.Patrick...nie brzydzisz się mnie?Jestem brudna,śmierdze...
-Przestań-syknął od razu-nie o tym mówie.Jesteś zakrwawiona i pewnie masz wiele złamań bo ledwo trzymasz się na nogach.Jak mam sie ciebie brzydzić?Nie gadaj głupst-znowu mnie do siebie przyciągnął.-jedziemy do szpitala,dobrze?
-Jutro.
-Nie.Teraz.Jedziemy i koniec.
-Będziesz tam ze mną?-spytał.
-Głupie pytanie-prychnął.-księżniczko,ja zawsze przy tobie będe.

Wtuliłam się w niego czując jak mnie podnosi w stylu panny młodej.Wkłada do auta wcześniej całując w suche usta.Było zimno,więc Patrick dał mi jakiś koc i ruszyliśmy.
-Nie wierze,że jesteś-odezwał się po chwili.-tak bardzo tęskniłem.Upijałem się.Myślałem,że to koniec.Że cie nie znajdę.
-Austin-powiedziałam,a on na chwile na mnie popatrzył jakby nie wiedział o co chodzi.-było z nim dóch gości.I Austin.On z nimi współpracuje.
-Soph,czy...czy on ci coś...-zaczął,a ja zaczęłam szlochać tak jak jeszcze nigdy.
-KURWA!-wrzasnął i uderzył rękami o kierownice.-nie daruje mu.Nie po tym co ci zrobił.Nie wierze.To jest jakiś pojebany sen!-krzyczał.Wspomnienia wróciły.Ten jego krzyk,jego dotyk.Odsunęłam się bardziej od niego płacząc coraz bardziej.
-Przepraszam Soph-powiedział i połorzył ręke na moim kolanie,a ja zaczęłam znowu płakać.
-Zostaw mnie!Nie dotykaj!-wrzeszczałam i szarpałam się jak w jakimś transie.Przed oczami miałam Austina dobierającego się do mnie.
Patrick zatrzymał samochód przed spzitalem.
-Soph,spójrz na mnie.To ja.Nie zrobie ci krzywdy-mówił kojącym głosem.-obiecuje.Sophie,uspokój się.
Gdy chycił mnie za ręke spojrzałam na niego i przetarłam oczy.
-Przepraszam-wyszeptałam.-ja...ja się bałam.
-Wiem.Rozumiem cie-starł łze z mojego policzka.-nie bój się.Zaufaj mi.Nie zrobie ci krzywdy.

Patrick wyszedł z samochodu i wziął mnie na ręce kierując się do szpitala.Przytuliłam się do niego nie chcąc go wypuszczać.Gdy weszliśmy do środka poczułąm tego okropny,szpitalny zapach.Ludzie krzyczeli cicho widząc mój stan.Matki zasłaniały dzieciom oczy,aby na mnie nie patrzyły.

To przykre.

Po chwili poczułam jak mnie kładzie na jakimś łóżku,a lekarze gdzieś zabierają.
-Patrick,pomóż mi!-znów wpadłam w histerie.To pewnie Austin.Austin mnie zabiera.-Patrick!
-Kochanie,spokojnie-chwycił moją ręke.-to lekarze.Oni się tobą zajme.Będe w poczekalni,dobrze?Zaufaj mi.Jestem tutaj.

Niepewnie kiwnęłam głową,a on pocałował mnie w czoło.Potem wjechaliśmy na sale.Czułam się słaba.Lekarze biegali,mówili coś do mnie i robili różne badania,ale ja nie kontaktowałam.Nic już nie czułam.Oczy same mi się zamykały,aż w końcu zasnęłam.



No i uratowana!

Mam nadzieje,że rozdział się podobał :D

To tylko układWhere stories live. Discover now