Rozdział 1

50 2 0
                                    

Następna lekcja starożytnych run była tuż przed obiadem. Hermiona niechętnie zajęła miejsce przy stoliku Malfoya, upewniając się, że siedzi jak najdalej. Kopnęła kolanem w nogę ławki, ale czuła, że zajmując miejsce tak daleko, najlepiej wyrazi swoją nienawiść do blondyna.— Przyniosłaś pracę domową? — zapytał przez tę głupio szeroką szczelinę między nimi.— Oczywiście — odpowiedziała, kładąc pergamin pośrodku ławki. Mimochodem podniósł go i przeczytał tłumaczenie, które zrobiła.— Uczniowie — powiedziała nauczycielka ­— dziś najpierw przejrzymy waszą pracę domową, a potem będziecie tłumaczyć w parach.Po sprawdzeniu zadań (Hermiona i Malfoy mieli odrobione bardzo dobrze, tak jak należało) i wskazała kolejne strony do tłumaczenia w parach. Poprosiła o złożenie dzisiejszych i ostatnich fragmentów na koniec zajęć na jej biurko.Hermiona rozejrzała się po sali. Każdy rozmawiał z ożywieniem ze swoim partnerem. Gdyby siedzieli w ciszy, wyglądaliby podejrzanie. Wzdychając, przysunęła swoje krzesło do niego i ułożyła tekst przed sobą.Siedzieli kilka chwil w kompletnej ciszy, nie odzywali się do siebie, jakby nie mieli o czym rozmawiać. Wreszcie Malfoy wskazał znak runiczny.— Czy to znaczy mieszkanie czy dom?— Dom. Zdanie oznacza Dom był chłodny i ciemny po upalnych dniach. — odpowiedziała Hermiona.Zapisał to starannie, zaokrąglając litery. Przyglądając się temu, Hermiona przypomniała sobie, jak charakter pisma wskazuje osobowość. Osobiście, uważała za stek bzdur wszystko, co kojarzyło się z profesor Trelawney. Jej pokój z kryształowymi kulami, fusami i ciągłymi omenami śmierci. Jednak było coś w sposobie, w jaki kreślił litery. Ostrożnie, z dokładną kontrolą. Kaligrafował tak schludnie, że miała ochotę wylać butelkę atramentu na jego notatki. Zachowywał się tak samo — ostrożny, kontrolujący. Nigdy nie okazywał swoich prawdziwych uczuć. Przynajmniej ja nigdy tego nie zauważyłam — pomyślała Gryfonka.Lekcja szybko się skończyła i nieszczęśliwa klasa dostała dużo pracy domowej. Po krótkiej i wrogiej rozmowie, Gryfonka i Ślizgon zgodzili się spotkać w bibliotece o tej samej porze, co poprzednio.Dziewczyna wybiegła z klasy za resztą uczniów, gdy tylko zadzwonił dzwonek. Nie kłopotała się, aby przytrzymać drzwi swojemu partnerowi. Uśmiechnęła się mściwie, kiedy usłyszała, jak uderzył w nie głową. Był jedyną osobą, która doprowadzała ją do szału wyłącznie dlatego, że istniała.Krótko szła do pokoju wspólnego, gdzie podała hasło Grubej Damie, rzuciła uśmiech Harry'emu i Ronowi, po czym szybko pobiegła do swojego dormitorium, aby odłożyć książki do szafki. Jęknęła, ponieważ jej kopia Laekalii była bardzo ciężka. Przypuszczała, że noszenie tego woluminu w torbie przez cały dzień doprowadziłoby do trwałego urazu kręgosłupa.Uczesała włosy szczotką, kontrolując efekt w lustrze Lavender, po czym zeszła na dół.— Jak tam runy? — jako pierwszy zapytał Ron.— Domyślam się, że pytasz o to, jak mi poszło z Malfoyem? — powiedziała Gryfonka. — Zazwyczaj nie pytasz mnie o moje lekcje, a wczoraj wieczorem groziłeś, że zamienisz jego wnętrzności w nietypowe dekoracje.— Jak bardzo zła była ta fretka? Czy zrobił coś, co daje podstawy do wypatroszenia?— Wielkie słowa jak na tak mały rozumek — powiedział Harry filozoficznie, po czym Ron uderzył go dobrze wypchaną poduszką po głowie. — Oczekujesz, że co powiem, skoro mówisz do mnie tak, że nie rozumiem?— Wypatroszenie oznacza usuwanie wnętrzności, Harry — powiedziała Hermiona automatycznie, chwytając poduszkę i opadła na kanapę obok nich. — Nie sądzę, żeby Malfoy zrobił coś złego. Ledwie ze mną rozmawiał.— Dobrze — powiedział Ron, uśmiechając się i przechylając do tyłu. — Mnie wystarczy złe spojrzenie.— Tsa, raczej nie chciałbyś wypatroszyć Malfoya — powiedział Harry.— A dlaczego u licha nie?— Ponieważ Filch prawdopodobnie miałby sprzątnąć ten bałagan. — Harry zrobił skwaszoną minę — Wyobraź sobie sprzątać jelita Malfoya.I tak cała trójka udała się na kolację, kłócąc się o wady i zalety niechlujnego zamordowania Malfoya.♥ ♥ ♥ ♥— Wiesz, dlaczego jestem od ciebie lepszy, szlamo?Słowa Malfoya przerwały lodowatą ciszę, która była między nimi od dziesięciu minut. Hermiona nic nie odpowiedziała, po prostu pisała na swoim kawałku pergaminu. Te spotkania w bibliotece stawały się nudniejsze od historii magii. Tłumaczenie, skrobanie piórem, gniewne spojrzenia. W kółko to samo.Malfoy uważał, że ich wspólna praca, może być powodem do zabawy.— Faktem jest, że ja jestem Ślizgonem, a ty Gryfonką — zadrwił. — Widzisz. Gryfoni udają odważnych, ale tak naprawdę są zbyt głupi, aby zmierzyć się z niebezpieczeństwem. A potem rzucają się w niebezpieczeństwo i umierają, a reszta świata mówi, że są heroiczni. Więcej niż idiotyzm.Przerwał na moment, aby zobaczyć reakcję dziewczyny. Kontrolowała się, jednak zauważył wściekłość w jej oczach.Sukces.— Tymczasem my, Ślizgoni jesteśmy bardziej inteligentnymi, przebiegłymi i zaradnymi intelektualistami. Oczywiście lepszymi.Świadomie mówił o mądrości. Musiał niechętnie przyznać, że dziewczyna była bardzo bystra. Wiedział, że jest z tego dumna. Szydzenie z tego mogło zadać jej ból.Panna Granger bardzo mocno naciskała piórem na pergamin, próbując zagłuszyć głos Malfoya drapaniem, które powodowało.— Poza tym, oczywisty jest fakt, że ja jestem czarodziejem czystej krwi, a ty jesteś jak... — Spojrzał na nią, jakby zbierało mu się na wymioty — brudna szlama.Złość, która wzbierała się w niej od dłuższego czasu, w końcu eksplodowała. Jej oczy płonęły gniewem. Zabawne — pomyślał Malfoy — ale zbyt proste.— Zamknij się, Malfoy, ty egoistyczna świnio!— Co za słaby komentarz. — Westchnął. — Naprawdę, szlamo, myślałem, że jesteś inteligenta. Egoistyczna świnia, cóż za riposta — wyśmiewał.Uderzyła piórem w stół. Wściekłość biła od niej jak ogień.— Malfoy, zamknij się! Nie chcę z tobą robić tego projektu, wolałabym wypić ropę z czyrakobulwy, ale naprawdę chcę mieć dobry stopień na SUMach, więc zamknij się wreszcie albo cię zamorduję, podrę twoje ciało na kawałki i nakarmię nimi mojego kota!Uniósł brwi.— Nie wiedziałem, że masz kota?Spiorunowała go wzrokiem, brązowe tęczówki spojrzały na lodowato szare, ale tylko na chwilę. Usiadła wygodnie, złość momentalnie z niej wyparowała, jakby zdała sobie sprawę z tego, że krzyczy w bibliotece. Wzięła pióro i kontynuowała pisanie. Miała zamyślony wyraz twarzy. Po kilku sekundach przemówiła.— Jeżeli naprawdę jesteś o wiele lepszy ode mnie — zaczęła, a jej ton głosu brzmiał szczerze, chociaż wyczuwało się nutę sarkazmu — to zadam ci pytanie. Masz coś przeciw oświeceniu mej skromnej osoby mugolskiego pochodzenia twoją nieskończoną mądrością?— Oczywiście. Pytaj.— Wyjaśnij mi, dlaczego czarodzieje czystej krwi są lepsi od mugolaków?Jej pytanie było dosadne i porządne. Według Malfoya brzmiało jak jedno z tych, które można znaleźć na egzaminach, z liczbą punktów na marginesie i pięcioma lub sześcioma linijkami poniżej na odpowiedź.On jej nie znał.To niemożliwe. Szalone. On, Draco Malfoy, prefekt Slytherinu, syn jednego z najbardziej wpływowych zwolenników Czarnego Pana, nie wiedział dlaczego czysta krew jest najlepsza.Hermiona po prostu siedziała, zajęta tłumaczeniem. Na jej twarzy błąkał się uśmiech. To była bitwa. Wojna na słowa — jedno mogło przechytrzyć drugiego.On nie mógł pozwolić jej wygrać.Musiało być jakieś uzasadnienie — pomyślał szaleńczo. Myśl, Draco. Bądź metodyczny. Czy to inteligencja? Nie, ponieważ szlama Granger jest co najmniej tak mądra jak on. Crabbe i Goyle mają czystą krew, ale są głupi jak but z lewej nogi. Podobnie było z umiejętnościami magicznymi. Wiele mugolaków o wiele lepiej radziło sobie z magią niż czystokrwiści czarodzieje. Między nimi nie ma żadnych fizycznych różnic.Więc dlaczego jesteśmy lepsi?Cholerna szlama! — pomyślał, złoszcząc się jeszcze bardziej. Na zewnątrz był spokojny i łagodny, niemal jak góra lodowa przed zrobieniem dziury w boku Titanica. Powinien to wiedzieć, powinien mieć odpowiedź. Powinien mieć odpowiedź na wszystko. Dlaczego nigdy nie zdał sobie sprawy z tego, że nie wie? Obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Musi być chociaż jedna. On i jego ojciec są zbyt inteligentni, żeby żyć według uprzedzeń. Nienawidził swojego ojca z mroźnym wstrętem, ale przecież Draco Malfoy nigdy się nie myli.Hermiona wciąż czekała na jego ruch. Nie mógł skłamać, ponieważ wyczytałaby to z jego twarzy. Cholera z nią!— Po prostu jesteśmy. Nie muszę uzasadniać naszej przewagi na szlamami, takimi jak ty — w jego głosie było tyle złośliwości i pogardy, ile tylko się dało.Spojrzała na niego z ukosa, w jej oczach było doskonale widać irytację.— Malfoy, proszę, powiedz mi. Chciałabym się dowiedzieć tego od kogoś bardziej inteligentnego ode mnie. — powiedziała sarkastycznie, po czym uśmiechnęła się złośliwie i odwróciła głowę do pergaminu.— Przestań się do mnie uśmiechać, Granger. Wyglądasz, jakbyś miała zaparcia.— Cokolwiek, Malfoy.Nie mógł powiedzieć niczego, co mogłoby odwrócić sytuację. Karty były po jej stronie. Pobiła go w jego własnej grze. Wiedziała o tym. I nienawidził jej za to.Siedziała zadowolona w milczeniu, pisząc tłumaczenie, podczas gdy on patrzył, zachowując pozory spokoju. Ale w duchu gotował się ze złości. Jak śmiała go przechytrzyć? Była szlamą. W jaki sposób stała się lepsza od niego? Musiał coś wymyślić, aby wyrównać wynik.Kilka minut później skończyła, tryumfalnie pisząc ostatnie słowo na pergaminie. Uśmiech nie opuszczał jej twarzy. Zwinęła pracę domową, schowała rzeczy do torby i odwróciła się do wyjścia.— Poczekaj, Granger.Odwróciła się i spojrzała na niego pytająco. I zarozumiale. Co spowodowało, że chciał ją udusić.Słowa ugrzęzły mu w gardle. Wstał z krzesła i stanął naprzeciwko niej.Uświadomił sobie, że nie ma absolutnie nic co mógłby powiedzieć, aby wygrać. Uśmiechnęła się, czekając.— Co chcesz powiedzieć, Malfoy?Spiorunował ją wzrokiem.— Nie pozwolę ci wyjść stąd z tym zwycięstwem, szlamo. Być może wygrałaś bitwę, ale to ja wygram wojnę.— Naprawdę? Nie byłam nawet świadoma tego, że walczyliśmy — powiedziała niewinnie i ruszyła do wyjścia. Oczywiście wiedziała, że rywalizowali. Wiedziała i wygrała. A on nie mógł jej odpuścić. Nie mógł.Chwycił ją za przedramię, ciągnąc mocno w swoją stronę i zmroził ją wzrokiem z siłą mroźnej śnieżycy bezpośrednio w jej oczy.— Nie okłamuj mnie, szlamo — wysyczał.Nagle skrzywiła się i odsunęła. Spojrzał na jej ramię i zobaczył wgniecenia w kształcie półksiężycy w jej skórze po jego paznokciach. Czy chciał to zrobić? Pojawiła się kropla jaskrawoczerwonej, błyszczącej krwi. Ledwie zadrapanie, ale jednak... Dlaczego to zrobił? Chciał to zrobić? Czy to był przypadek?Patrzyła na niego oczami pełnymi wstrętu. Odwróciła się i wyszła. Tym razem jej nie zatrzymał. Czuł, że coś poszło nie tak jak powinno.

Dramione inna historiaWhere stories live. Discover now