Rozdział 6

28 1 0
                                    

Zielone płomienie szybko go porwały. Przelatywał przez różne kominki, tysiące różnych miejsc, tysiące różnych historii. Aż wyszedł kominkiem w Malfoy Manor. Jego dom.Nic się nie zmieniło, był taki sam jak go widział całe życie. Stał na jednym z głównych korytarzy, szare ściany pokryte były standardowymi rodzajami gobelinów: słoneczne lasy, magiczne stworzenia, brutalne bitwy i tym podobne. Ogromne drzwi na końcu korytarza prowadziły do pokoju jego ojca, przeznaczonego na spotkania śmierciożerców. Draco słyszał niewyraźne głosy z wewnątrz: najwidoczniej jego ojciec zaprosił swoich „przyjaciół" na uroczystego drinka.Harry potknął się, wychodząc z kominka kilka sekund po Draco. Za nim wyszedł Ron.– Którędy do lochów? – szepnął Harry. Wyglądał na zdenerwowanego ale jednocześnie podekscytowanego.– Tędy – odpowiedział Draco i zaprowadził ich do małych drzwi rozpoczynających korytarz. Na pierwszy rzut oka wyglądały niepozornie, jakby ktoś prowadził ich do szafy na szczotki, ale kiedy otworzył drzwi, zobaczyli schody prowadzące na dół.I tak cała trójka zaczęła schodzić, tworząc ciekawe trio. Skradali się powoli po kamiennych schodach, zużytych od wielu wieków, przez wiele stóp. Jasne światło z korytarza zastąpił półmrok, co sprawiło, że niewiele widzieli. Draco usłyszał, jak jeden z Gryfonów mamrotał przekleństwo, kiedy prawie spadł. Nie wiedział który. Ciemność przerywało zimne światło od dołu i trudno było zidentyfikować.Dotarli do końca schodów. W przeciwieństwie do stereotypowego lochu, z masą celi w długich czarnych rzędach, w Malfoy Manor były tylko dwie. Malfoyowie, jeśli to było możliwe, woleli zabójstwo od kary pozbawienia wolności. Drzwi po stronie schodów prowadziły do krętych podziemi dworu: kuchni, kryjówek na rzeczy ojca i ogromnych obszarów, zajmowanych przez kurz i pająki.Cele były typowe: kamienna podłoga, pojedyncze zakratowane okno i coś w rodzaju łóżka zamontowane przy ścianie. Cela po prawej stronie była pusta, ale po lewej stronie leżała skulona postać.– Hermiona? – zawołał Ron, biegnąc do krat. Harry był tuż za nim.Postać obróciła się. Draco nie był zaskoczony, widząc długą krwawiącą ranę na jej policzku. Podejrzewał, że klątwa Cruciatus była na niej używana wiele razy. To czego się nie spodziewał po sobie to lekkie uczucie... sympatii? Niemożliwe.– Ron! Harry! – zawołała, patrząc słabo. Draco nigdy jej takiej nie widział. Zakaszlała słabo, a chłopcy uklękli obok niej, wyciągając ręce przez kraty, aby pocieszyć przyjaciółkę. To była szansa Draco.Szybko rozejrzał się po lochach, zobaczył stół. Z ciemnego mahoniu ze złotymi wykończeniami, używany przez ojca do przechowywania różnych eliksirów i przedmiotów stosowanych podczas tortur. Draco nigdy nie wiedział jakie przedmioty są tam ukryte. Pewnie wkrótce wróci. Musieli się spieszyć. W której szufladzie ojciec to ukrył? Wrócił myślami do snu. Ta na końcu. Wyciągnął różdżkę, kierując ją do dziurki od klucza. – Alohomora – szepnął, bez skutku. Skrzywił się, że zamyka ją coś więcej niż klucz. Rozglądając się, ukradkiem uderzył łokciem w szufladę.Na szczęście, mechanizm zamka był słaby — stół miał dobrze wyglądać, a nie chronić jego zawartość — i pomimo zaklęć blokujących, usłyszał kliknięcie. Powoli, ostrożnie otworzył szufladę. W środku było kilka kolorowych eliksirów, puste butelki... i świecące jasno Malus Orbis. Wyciągnął je szybko i zamknął szufladę. Było piękne, jak wiele złych rzeczy. Ozdobione poskręcanym wzorem, który wydawał się poruszać, gdy nie patrzyło się wprost na niego. I było jego. Wszystko co musiał zrobić, aby być jej właścicielem to włożyć jeden włos...– Możesz otworzyć drzwi? – zapytał Harry, patrząc mu przez ramię. Draco wsunął kulę do kieszeni płaszcza, gdzie ciężko opadła i odwrócił się w kierunku swoich nowych „sojuszników". Hermiona spojrzała nad swoimi przyjaciółmi, próbując skupić się na nim.– Draco? – szepnęła zdziwiona.Skinął głową i poczuł dziwną ochotę, żeby się uśmiechnąć, ale nie zrobił tego. Zamiast tego podszedł do drzwi i wskazał różdżką zamek.– Stiria – powiedział i zamek otworzył się.Ron i Harry szybko pobiegli do celi, gdzie otoczyli Hermionę. Draco słyszał jej słaby głos, gdy odpowiadała na pytania.– Nie sądzę, że mogę chodzić... tak... Myślałam, że umrę... dzięki Bogu, że przyszliście...Draco stał w drzwiach do celi, szukając proszku Fiuu na powrót do Hogwartu. Miał Malus Orbis, był wystarczająco bezpieczny. Im szybciej odłączy się od trójki Gryfonów, tym lepiej.– Chodźmy stąd – powiedział Harry. Ron stał obok niego starając się nieść półświadomą Hermionę. Draco, który miał doświadczenie w „sesjach tortur" ojca, nic nie powiedział.Ledwo wyszli z celi, gdy nagle zatrzymały ich głosy dobiegające ze schodów. Draco zaklął w duchu.– Uciekamy! – syknął i ruszył do bocznych drzwi, Harry i Ron biegli blisko niego.Korytarz za drzwiami nie był używany od lat. Było ciemno, przez wysokie okna wlatywało światło księżyca. Kamienna podłoga pokryta kurzem stłumiła ich ślady. Kiedy dotarli do skrzyżowania, schowali się za ścianą, starając się milczeć i modlili się, żeby śmierciożercy ich nie usłyszeli. Mogli pomyśleć, że misja ratunkowa się zakończyła i nie będą szukać swojego zakładnika... może.Draco otworzył oczy i zobaczył swój oddech, białą mgłę przez oczami. Kątem oka zobaczył, że Ron stara się nieść Hermionę. Wydawało się, że znowu traci świadomość. Usłyszał odległe i niesłyszalne krzyki śmierciożerców, którzy odkryli zaginięcie ofiary.A potem, ze zgrzytem, który wydawał się być jedynym hałasem na świecie, drzwi otworzyły się. Nie brzmiało jak wiele: około połowa grupy. Ale pięciu śmierciożerców było czymś więcej niż zawody dla trzech nieuzbrojonych chłopców. Draco słyszał zmierzające się kroki, krążące po korytarzu i zaklął w myślach.– Jakieś wspaniałe pomysły, Malfoy? – zapytał Harry szeptem.– Jeden – odpowiedział. – Podążajcie za moim cieniem.Dał im chwilę na to, aby załapali, a następnie pobiegł korytarzem, najszybciej jak mógł.– Tam są! Za nimi! Nie pozwólcie im uciec!Draco uciekał, rzucając zaklęciami na oślep. Biegł tak szybko, jak tylko mógł, upadł na kamienie, gdy zaklęcie przeleciało świstem koło niego. Uciekał od śmierciożerców. Uciekał od tych, którymi kiedyś chciał być. Zajęli wszystkie kąty, mając nadzieję zgubić ich w labiryncie zakrętów. Biegli przez pomieszczenia, kuchnię i pusty magazyn, ale nie mogli zgubić śmierciożerców.Draco zwrócił uwagę na otoczenie. Biegł tam, gdzie niosły go nogi, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że ucieka od tego, co było kiedyś. Rozglądał się na oślep za jakąś nadzieją na zbawienie, nie oczekując, że znajdzie. Drzwi, podobne do tych, które zaprowadziły ich tutaj, były w połowie otwarte.– Tutaj! – powiedział do Rona i Harry'ego na tyle głośno, żeby nie było go słychać w głębi korytarza. Podbiegł do drzwi i wślizgnął się do środka, a za nim Harry i Ron niosący nieprzytomną Hermionę. Harry zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie mocno, opadając na podłogę.Był to mały pokój, jedyne światło dochodziło z wysokich okien. Przeznaczony na przechowywanie szpargałów, pełen kartonów, na których Ron położył Hermionę i usiadł głośno na podłodze.Na chwilę zapadła cisza, chłopcy nasłuchiwali wrogów. Kroki śmierciożerców zbliżały się. Kiedy były obok drzwi, niespodziewanie, ucichły.Dopiero po kilku minutach ucichły zupełnie. Zapanowała napięta cisza. W końcu ktoś przemówił.– Cóż, było blisko – powiedział Harry.Draco posłał mu sarkastyczne spojrzenie. – Gratuluję – wycedził. – Wygrałeś milion galeonów za wskazanie oczywistości.Harry zignorował ten komentarz i zwrócił się do Rona – Z Hermioną dobrze?– Tak – odpowiedział rudzielec – oczywiście, oprócz bycia torturowaną przez zwolenników Czarnego Pana.Draco poczuł na sobie jego spojrzenie. Biorąc po uwagę, że ryzykował życie dla nich i dla Hermiony, myślał, że to o wiele za dużo.– Muszę ci przypomnieć, Weasley, że gdybym nie ryzykował swojego życia, aby ta misja ratunkowa się udała, prawdopodobnie byłbyś schwytany lub martwy.Zapanowała niezręczna cisza. Draco lubił nieprzyjemne milczenia. Głównie dlatego, że zazwyczaj były spowodowane, czymś co powiedział.– Dobra. Jak mamy się stąd wydostać? – zapytał Harry, przejęty sytuacją. – Powrót przez rezydencję zdecydowanie odpada.– Pozostaje nam okno – zauważył Draco.– Co? Mamy iść pieszo do Hogwartu? – wybełkotał Ron – Prawdopodobnie umarlibyśmy z głodu, zanim tam dotrzemy.Harry myślał. – Co jest w tych pudełkach, Malfoy?– Nie wiem. Prawdopodobnie śmieci – odpowiedział. – Zerknijmy.Harry otworzył najbliższe pudło, wypuszczając pył, powodujący kaszel. – Ten jest pełny starych ubrań. – Podniósł straszną sukienkę o wyblakłym zielonym kolorze z białą koronką, na której siedziały ćmy.– Oczywiście Malfoyowie nie mają gustu jeśli chodzi o ubrania.– Mamy najlepszy gust, Weasley. To prawdopodobnie było bardzo modne kilka lat temu.Ron otworzył kolejne pudło. – Albumy ze zdjęciami – powiedział. – Ugh, to muszą być zdjęcia Malfoya z dzieciństwa!Draco, który patrzył mu przez ramię, poprawił go. – Właściwie to mój prapradziadek. Albo praprapradziadek.– A niech to – powiedział Harry, otwierając pudełko starych pamiętników. – Bardzo chciałbym, powiększyć jedno, do gigantycznej wielkości i powiesić nad stołem Slytherinu...– Nadal możemy to zrobić i powiedzieć wszystkim, że to Malfoy – dodał Ron z nadzieją.– W twoich snach, Weasley. – Draco wyciągnął rękę i zamknął książkę, wrzucając ją z powrotem do pudełka.Rozejrzeli się po pokoju w ciszy. Hermiona wolno oddychała, co było jedyną wskazówką, że żyje.Ron usiadł za pudełkiem książek, które właśnie otworzył. – To jest bezużyteczne. To wszystko jest tylko kupą śmieci Malfoyów.– O nie, to nie jest – powiedział Harry, uśmiechając się szeroko. Podniósł się z podłogi obok pudełka, w którym grzebał i pokazał im, co znalazł.Miotły.– O nie, Harry. Nie ma sposobu, żeby przetransportować Hermionę na miotle do Hogwartu.– Zaopiekuję się nią. To lepsze, od czekania na śmierć tutaj.Draco wziął jedną z mioteł do ręki. – Zmiatacz 1000. Dość nowy. To nie Błyskawica, ale jest na tyle szybki, że dotrzemy do Hogwartu w pół godziny.– Harry, upuścisz ją. Nie obrażam Hermiony, ale ona nie jest lekka.Draco nie mógł powstrzymać chichotu.– Będę ostrożny. A jeśli spadnie, możemy ją lewitować.Ron wyglądał na bardzo zmartwionego – Harry, jestem poważnie zaniepokojony twoim zdrowiem psychicznym.Harry odpowiedział wątpliwym uśmiechem.

Dramione inna historiaWhere stories live. Discover now