Rozdział 2

48 3 0
                                    


Na szczęście dla Malfoya pokój wspólny Gryffindoru był pięć minut spacerem od biblioteki, co pozwoliło Hermionie uspokoić się. Weszła przez dziurę pod portretem zła, ale zdała sobie sprawę, że gdyby powiedziała o tym, co zaszło, Harry'emu i Ronowi, prawdopodobnie doszłoby do wielu morderstw. I wydaleń ze szkoły. Malfoy nie ośmieli się zrobić tego ponownie... po prostu był zdenerwowany, bo po raz pierwszy skończyły mu się argumenty. Hermiona uśmiechnęła się tajemniczo do siebie.Skierowała się ku chłopakom, którzy siedzieli w dobrze oświetlonym kącie pokoju i rozmawiali. O skarpetkach.— Dlaczego u licha rozmawiacie o skarpetkach? — zapytała, siadając na kanapie obok Rona.— Dobre pytanie. Dlaczego rozmawiamy o skarpetkach?— Mnie nie pytaj.Hermiona wywróciła oczami.— Dobrze, pytam ciebie, Harry. Dlaczego u licha dwóch nastolatków spędza swój wieczór na rozmowie o skarpetkach?— Myślę, że to jedna z tych rzeczy, które powodują długie rozmowy, na dziwne tematy — oznajmił Harry. — A, i znalazłem parę różowych, kwiecistych skarpet na dnie kufra Rona.Dziewczyna prychnęła.— Mówię ci, że one są Ginny. Musiały się pomieszać, kiedy się pakowaliśmy. — Rudzielec spiorunował wzrokiem Hermionę, która nie mogła powstrzymać małego uśmiechu na twarzy. Myśl o chłopaku noszącym różowe skarpety w kwiatki była bardzo zabawna. Poza tym nie pasowałyby do jego włosów.Harry wciąż parskał śmiechem, a Hermiona walczyła ze sobą, aby powstrzymać histeryczny wybuch śmiechu. Weasley spojrzał na nich wyzywająco.— Dobrze Ron, wierzymy ci — uspokoiła go dziewczyna. — Ale ten pomysł, że nosisz różowe skarpetki... — Przestała parskać śmiechem. Nie na długo, bo już po chwili cała trójka zanosiła się śmiechem.Temat rozmowy szybko zszedł na skarpety, jakie założyli dzisiaj. Ron pokazał parę swoich nudnych czarnych skarpet, a Harry miał na sobie dwie niepasujące do siebie, będące prezentem od Zgredka. Wywołało to kolejną salwę histerycznego śmiechu. To jest życie — pomyślała Hermiona. Spędzanie wieczoru w pokoju wspólnym Gryffindoru, w otoczeniu przyjaciół, śmiejąc się z dość dziwnego tematu.W końcu się uspokoili i Hermiona pomyślała, że chciałaby nosić bardziej interesujące skarpety niż te proste błękitne, które włożyła dziś rano. Kiedy to powiedziała, chłopcy znowu wybuchli śmiechem. W tym momencie całkiem możliwe, byłoby to, że objawienie się Voldemorta, doprowadziłoby ich do kolejnego ataku histerii. Dziewczyna pochyliła się, aby zdjąć buty.— Co ci się stało w ramię? — zapytał nagle Harry. Cholera. Jej rękaw się zsunął.— Och, nic — powiedziała, uśmiechając się promiennie i przy okazji poprawiła szatę. — Spójrz na moje skarpetki, czyż to nie cudowny odcień?Wesoła atmosfera zniknęła nagle jak piórko na wietrze o sile dziewięciu w skali Beauforta.— Co ci się stało w ramię? — zapytał Ron.— Nie oszukasz mnie tak łatwo — oznajmił Harry. — Pozwól nam zobaczyć.Nieco zmartwiona — nie chciała robić zamieszania i była pewna, że przesadnie na to zareagują — odsunęła rękaw, aby pokazać ranę na ramieniu. Wyglądało gorzej, niż było. Kropla krwi spływała aż do nadgarstka, a ślady paznokci były wściekle czerwone.Mimo że było słychać rozmowy wokół nich, w kącie, gdzie siedzieli, nastąpiła cisza.Harry odezwał się pierwszy. Bardzo spokojnie powiedział:— Zabijesz go Ron, czy ja mogę to zrobić?— Wypruję jego jelita — odpowiedział Ron — i zjem je z omletem.— Słusznie — powiedział Harry, wstając i kierując się do dziury pod portretem.— O nie, nie — krzyknęła dziewczyna, łapiąc go za ramię. — Na miłość boską, to tylko zadrapanie. Nie pozwolę wam tam iść, bo was wyleją!— Nie zamierzamy zostać wydaleni — odpowiedział Ron — Zamierzamy zamordować go w ciemnym lochu i zostawić jego okaleczone ciało w miejscu, gdzie nikt go nie znajdzie.Hermiona popatrzyła na jednego i drugiego. Mieli identyczne wyrazy twarzy pełne spokojnego gniewu i czegoś na kształt determinacji. Ich myśli były całkowicie ukierunkowane na zamordowanie Malfoya.Pomyślała, że przyjęli to lepiej, niż się spodziewała.— Spójrzcie obaj, to prawie nic. Kłóciliśmy się, a on po prostu... przesadził. To była moja wina, podpuszczałam go. To zadrapanie...— Och, oczywiście, dzisiaj to zadrapanie — przerwał Ron. — Jeśli uniknie odpowiedzialności za to, niewiadomo, co zrobi w przyszłości. Dzisiaj zadrapanie, potem rana, następnie zanim się zorientujesz, będzie cię atakował Cruciatusem i...— Ron — powiedziała Hermiona uprzejmie, przerywając jego wywód — bądź rozsądny chociaż przez chwilę. Po pierwsze, klątwa Cruciatus jest bardzo zaawansowana i nikt po piątym roku nie jest w stanie jej rzucić, a po drugie zaczynasz rozprawiać. Usiądź.Spojrzenie dziewczyny było rozkazujące, co chłopcy z ponurymi minami spostrzegli.— Nie ma sensu iść i mordować Malfoya. To była głównie moja wina. Prowokowałam go. Jeśli byście to zrobili, jestem przekonana, że zostalibyście wydaleni i...— Dobrze, profesor McGonagall — wtrącił Harry — o świetnie, więc Hermiono — powiedział, widząc jej gniewne spojrzenie — nie musisz nas pouczać. Nie będziemy unicestwiać Malfoya.— Nie będziemy? — zapytał Ron, patrząc rozczarowanym wzrokiem.— Nie teraz. Może potem.— Nie możemy nieco go zabić?— Co ty mówisz Ron? — zapytała Hermiona.­ — Niecokogoś zabić? Albo ktoś żyje, albo nie. Nie ma czegoś takiego jaknieco zabity.— Ok — powiedział. — Ale jeśli znowu coś ci zrobi, wyrwę jego wnętrzności, nakarmię nimi sklątkę tylnowybuchową, a zakrwawione szczątki jego ciała rzucę do jeziora na pożarcie gigantycznej kałamarnicy.— Niezwykła wizja.— Dzięki.♥ ♥ ♥ ♥Tymczasem wiele pięter pod nimi w lochach Slytherinu, na swoim łóżku leżał chłopak. Myślał.Czy istniał jakiś cholerny powód? Musiał. Przecież nie mógł przez całe życie być wychowywany na kłamstwach i uprzedzeniach. Był mądrzejszy. Albo przynajmniej tak mu się wydawało.Ale myślał o wszystkim. Każdy możliwy obszar, w którym czysta krew ma przewagę, ale nie było żadnego. To niemożliwe. Inteligencja, umiejętności magiczne, siła fizyczna — zawsze szlamy zaburzały tą hipotezę.Cholerna szlama Granger! Dlaczego musiała zadać to pytanie? Niczego już nie był pewien. Wolałby pozostać w nieświadomości. Nie mieć problemów i nie myśleć, dlaczego czysta krew jest lepsza. Jego całe życie było zbudowane na tej prawdzie, a teraz uświadomił sobie, że to kłamstwo.Klął Hermionę wszystkimi przekleństwami, jakimi znał. Cholera z nią! To wszystko jej wina. Musiała z nim przebywać i zadać to pytanie, a teraz nie wiedział, co ma myśleć. Uświadomił sobie, że twierdzenie, iż szlamy są gorsze, było jak zamknięcie w bardzo ciemnym pokoju ignorancji. A Hermiona otworzyła te drzwi, wpuszczając przez nie światło. Spowodowało ono, że żałował, iż nigdy go nie widział. Chciał wrócić z powrotem do ciemnego pokoju, w którym tkwił całe życie. Zaprzeczał sam sobie, czuł początki szacunku.Jego ojciec zabiłby go, gdyby wiedział, o czym myśli. Potter i Łasica prawdopodobnie go ukatrupią, kiedy zobaczą co zrobił Granger. Naprawdę nie powinien był tego robić. On nie chciał — zrobił to bez zastanowienia. Może gdyby ją jutro przeprosił? Co on sobie myśli! Ona jest szlamą. Nie przepraszasz szlam. Ale dlaczego nie?Przez chwilę zastanawiał się, czy poczuła chłód jego skóry. Był prawie pewien, że poczuła, kiedy dotknęła jego dłoni. Ale czy zauważyła? Miał nadzieję, że nie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było to, żeby ta cholerna Gryfonka dowiedziała się o klątwie. Pewnie chciałaby mu pomóc.Draco uśmiechnął się do siebie. Myśli go rozbawiły. Dobrze wie, że na klątwę Glacios nie ma lekarstwa. Przejrzał większość książek, ale nic w nich nie znalazł. Do Działu Ksiąg Zakazanych nie mógł wejść. Może tam mógł coś znaleźć? Miał taką nadzieję. Zamarznięcie na stałe nie jest najfajniejszą rzeczą na świecie. Niemal zapomniał, jak to jest odczuwać ciepło. To było w okresie letnim, kiedy... zdenerwował swojego ojca o jeden raz za dużo.Tak go ukarał. Odtąd Draco nie czuł ciepła. Ani ciepłego migotania ognia, ani delikatnego blasku słońca. Tylko zmarzlinę, która go otaczała.Arktyczne kolory. Platynowe włosy, szare oczy. Zimne rysy twarzy, lodowata skóra, zamarznięte serce.♥ ♥ ♥ ♥Eliksiry były pierwszą lekcją następnego poranka. Cała godzina siedzenia w ponurych lochach, Snape krążący wokół biurka z podłością wypisaną na twarzy, chwalący Ślizgonów i krytykujący Gryfonów.Oczywiście niewielu uczniów domu lwa oczekiwało tej lekcji.Ponury i monotonny korytarz w lochach, otoczony zimnymi szarymi kamiennymi ścianami, oświetlały skąpym i migoczącym światłem magiczne pochodnie zgodnie ze średniowiecznym obrazem lochów. Połączone klasy Gryffindoru i Slytherinu zatłoczyły korytarz. Stali z daleka od siebie, jakby między nimi znajdowała się niewidzialna linia, której nie mogli przekroczyć. Rozmawiali ze sobą, w oczekiwaniu na przyjście profesora.Harry, Ron i Hermiona wykorzystali czas przed wejściem do sali, na piorunowanie wzrokiem Malfoya, który stał w przyciemnionej części lochów z Crabbe'em i Goyle'em, po obu jego stronach. Blondyn mówił coś do swoich „ochroniarzy", a oni kiwali głupio głowami. Z ich twarzy nie dało się odczytać żadnych emocji. W jednym przypadku wynikało to z dobrze wyćwiczonych zdolności i doskonałej samokontroli. U dwóch pozostałych tłumaczono to niekończącą się głupotą.— Dupek — powiedział Ron z uczuciem.— Pamiętaj, co ci mówiłam. Żadnych morderstw.Snape, wchodząc, wyglądał jak ponury żniwiarz, który gdzieś zawieruszył swoją kosę i był bardzo zły z tego powodu. Uczniowie niechętnie weszli za nim do sali.Trójka Gryfonów czekała, aż połowa uczniów wejdzie do klasy, przed dołączeniem się do tłumu. Hermiona rzuciła ostatnie spojrzenie przez ramię w miejsce, gdzie stał Malfoy, ale już go nie było.Kiedy zostały jej dwa kroki do drzwi, zatrzymał ją głos.— Granger.To był głos Malfoya. Poczuła podświadomie, że Harry i Ron są koło niej. Ucieszyło ją to.— Tak?— Przepraszam.Tego zdania dziewczyna prawdopodobnie nigdy nie spodziewała się od niego usłyszeć.— Przepraszasz? — wyrzuciła z siebie, wstrząśnięta.— Za ostatni wieczór. Twoje ramię. Czy wszystko w porządku?W jego oczach zauważyła błysk złośliwości, a jego głos był neutralny, nie wyglądał, jakby chciał przepraszać. Hermiona zastanawiała się, dlaczego? Nienawidził jej, ona jego także. Więc co spowodowało, że przeprosił? Zamrugała kilka razy, aby upewnić się, że to dzieje się naprawdę. Kiedy zorientowała się, że Malfoy nadal przed nią stoi, wzięła się w garść i powiedziała słabym, jakby nie swoim głosem:— W porządku.Krótko kiwnął głową, z doskonałą gracją obrócił się i dołączył go uczniów, którzy wlewali się do sali niczym powódź.— Czy Malfoy właśnie przeprosił? — zapytała Hermiona z trudem — czy miałam halucynacje?— Jeśli miałaś halucynacje, to ja także — powiedział Harry.Ron wyglądał smętnie. — Założę się, że ktoś dodał coś do jajek. Myślę, że smakowały śmiesznie.Harry i Hermiona zdążyli spojrzeć na Rona bardzo dziwnie, zanim weszli do sali.



Hej hej mam nadzieję, że ktoś to czyta 

*Dragon_Island

Dramione inna historiaWhere stories live. Discover now