Klisza n.0

584 58 201
                                    

UWAGA! Rozdział zawiera opis zmuszania do seksu, więc jeżeli ktoś jest czuły, to bardzo proszę pominąć. Odznaczyłam go pogrubieniem.

O Priscilli „Sissi" de La Rochette mówi się wiele rzeczy. W środowisku akademickim twierdzi się, że ma bardzo błyskotliwe poglądy na temat współczesnego ujęcia hedonizmu. We własnym domu mało kto uważa ją za inteligentną, natomiast krewni męża szepczą pomiędzy sobą o jej domniemanej diaboliczności oraz pociągu do sadyzmu. Mało kto jednak, oprócz Anthelme'a i Eleonory de La Rochette, rodziców Edgara, wierzy tym plotkom. Reszta członków kręci głowami z enigmatycznym uśmiechem, tłumacząc sobie liczne siniaki na ciele mężczyzny podłożem seksualnym. W końcu cztery miesiące temu Sissi i Edgar zostali związani świętym węzłem małżeńskim przed Bogiem, a wcześniej nieświętym przed urzędnikiem.

Za idealne przedstawienie charakteru Priscilli uznaje się zdjęcie wykonane w październiku 2013 r. w paryskim mieszkaniu małżeństwa de La Rochette'ów. Można na nim zaobserwować wiele fascynujących szczegółów. Na pierwszy plan oczywiście wychodzi wyżej wspomniana bohaterka ze swoimi ognistymi włosami oraz fiołkowymi oczami, które zostały tak nazwane z powodu swojego intensywnie niebieskiego koloru. Zdjęcie wykonane polaroidem oczywiście go nie oddaje. Dokładnie tak samo sprawa ma się z alabastrową skórą, która zdaje się niezdrowo szara. Kontury, z powodu wybranego typu kliszy, są dość zamazane, jednak bez problemu da się dostrzec sporych rozmiarów nos oraz mocną linię żuchwy. Owinięta muślinową zasłoną Priscilla de La Rochette kusi swojego męża stojącego za obiektywem i uśmiecha się uwodzicielsko, unosząc lekko prawy kącik średniej wielkości ust w malinowym kolorze.

Niektórzy przypatrujący się temu zdjęciu utrzymywali, że właśnie objawiła im się sama Wenus, ale co bardziej sceptyczni widzieli w Priscilli de La Rochette jedynie syrenę. Są to jednak tylko plotki i nie należy dawać im wiary.


⋅⋅⋅⊰⋅⋅⋅⋅⋅⋅⋅☾∘∙•⋅⋅⋅⋅⋅⊰⋅⋅⋅⋅⋅⋅⋅


— Dzięki za podrzucenie — woła Edgar, jednocześnie zatrzaskując drzwi samochodu. Wygląda na zadowolonego, odmachując swojemu koledze z uczelni – zdecydowanie zbyt zafascynowanemu Starożytnym Rzymem historykowi, który podobno pragnął kiedyś zmienić imię na Maximus. Edgar jednak zawsze patrzy na te plotki z przymrużeniem oka i uśmiecha się na swój lekko hollywoodzki sposób, odsłaniając białe, proste zęby. Dokładnie to samo robi teraz, obserwując, jak auto ponownie utyka w paryskich korkach.

Nie przepada za tym miastem – wydaje się zatłoczone, niecierpliwie, a życie w nim przecieka przez palce. Tylko praca magisterska na Sorbonie, z dziedziny literatury krajów zachodnich, pozwalała Edgarowi przeżyć kolejny dzień w tym mieście. I właśnie teraz wraca z uczelni nadal przepełniony ładnymi zdaniami ze starych książek oraz pięknem ich języka.

Staje naprzeciw drzwi wejściowych do kamienicy, biorąc głęboki oddech. Nagle, w tym jednym momencie, niepewność pojawia się w jego sercu. Ma ona wiele daleko sięgających powodów, które trudno byłoby przedstawić w kilku zdaniach. Należałoby pewnie zacząć od dokładnie sześciu sinoróżowych kropek na ramionach, wykonanych przez Sissi w przypływie złości, potem zauważyć narastające, prawie nierealne zmęczenie u Edgara, gdy wchodzi do środka, przekręciwszy klucz w zamku, a następnie zapytać właśnie jego. Problem w tym, że jeszcze z nikim nie podzielił się problemami.

Słodkie jak Lukrecja [zawieszona na wieki]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz