16

6.6K 665 518
                                    


Kolejne dni minęły mi na rutynie. Wychodziłem do pracy, po drodze zawożąc Lou do niani. Potem odbierałem chłopca i razem spędzaliśmy resztę dnia. Louis przez ten czas sporo urósł. Wyglądał na około roczek. Nie budził się tak często w nocy i okres ząbkowania i bolesnych kolek był już na szczęście za nami.

Teraz kolejnym moim zmartwieniem była pogoń za raczkującym brzdącem. Odkąd nauczył się to robić, czasem nie mogłem za nim nadążyć. To sprawiało mu dużo radości, gdy ganiałem po dywanie. Śmiał się i głośno piszczał. Był bardzo żywiołowym dzieckiem. Nie sposób było się z nim wynudzić.

Dzisiaj skończyłem wcześniej pracę i odebrałem niebieskookiego, wracając z nim do domu. Liam miał jakieś plany na dzisiaj. Odkąd zaczął umawiać się z Malikiem był o wiele bardziej pogodny i wesoły. Często chodził z głową w chmurach. Na kilometr widać było, że jest zakochany i to nie było głupie zauroczenie. Dwa dni temu Zayn został zaproszony przez chłopaka na  randkę. Cały wczorajszy  dzień w pracy  zmuszony byłem wysłuchiwać Liama, a gdy wróciłem do domu, musiałem słuchać Zayna.  Dziś przynajmniej było spokojniej.

Spojrzałem na niebieskookiego, który siedział na puszystym dywanie. Znów ślinił pluszaka, którego mu kupiłem. Przez te kilka dni przywykłem do moich mokrych koszulek.

- Smaczny jest Pan Marchewka? - popatrzyłem na niego uważnie.

Szatyn odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie tymi niebieskimi oczkami. Zabrał pluszaka od buzi i szeroko się uśmiechnął. Miał już ząbki, dzięki czemu mógł jeść coś innego niż tylko mleko. Gotowanie dla takiego malucha to było nie lada wyzwanie. Jedzenie widocznie musiała być zjadliwe, skoro Lou z apetytem je zjadał i nie protestował.

Zszedłem z kanapy na dywani i powoli zacząłem się do niego zbliżać. Maluch porzucił zabawkę i odchylił się do przodu, aby położy rączki na dywanie. Zanim zdążyłem go złapać, ten już raczkował. Bałem się za każdym razem, gdy podchodził za blisko mebli. Mógł sobie zrobić krzywdę lub nabić guza.

- Zaczekaj na mnie! - zaśmiałem się, gdy znalazł się przy końcu dywanu.

Podniosłem się z podłogi i szybkim krokiem do niego podszedłem. Wziąłem go na ręce, gdy on cały czas przebierał nóżkami i rączkami. Podniosłem go do góry, by po chwili opuścić robiąc z niego samolot, który uwielbiał. Gdy byłem mały, lecz na tyle duży, by zapamiętać to, nienawidziłem, gdy tata podnosił mnie w górę i sadzał na swoich barkach. Wydawało mi się, że jestem okropnie wysoko. Miałem może ze cztery lata. Louis widocznie uwielbiał  podrzucanie i zabawę w samolot. Śmiał się naprawdę głośno, gubiąc przy tym smoczek.

- Pora na popołudniową drzemkę. - powiedziałem. - Ktoś tu chyba jest śpiący.

Przytuliłem go do siebie i uśmiechnąłem się.  Louis przez dłuższą chwilę na mnie spoglądał. Przyłożył swoją malutką dłoń na mój policzek. Obserwował mnie uważnie. Niebieskie oczka zdawały się mnie hipnotyzować. Czar prysł, gdy chwycił mnie za włosy, ściskając pojedynczy kosmyk w piąstkę. Złapałem go ostrożnie za rączkę, lecz zaczął nią machać, wyrywając mi przy tym kilka włosów.

- Tak nie wolno, Loueh. - powiedziałem spokojnie i otworzyłem jego zaciśniętą piąstkę, uwalniając włosy. - Tatusia to boli.

Chłopiec jednak nie rozumiał moich słów. Przyglądał się mi uważnie z tą samą ciekawością. Westchnąłem i pokręciłem głową. Ruszyłem z nim na górę. Już od półgodziny powinien leżeć w swoim łóżeczku. Poszedłem do jego pokoiku. Gdy był już starszy, pozbyłem się łóżeczka ze swojej sypiali. Nie mógł przecież ciągle ze mną spać. Gdy dorośnie powinien mieć własny pokój, swój własny kąt.

- Dobranoc, Lou. - powiedziałem, nachylając się nad łóżeczkiem, aby go odłożyć.

Ten jednak wczepił się swoimi małymi rączkami w materiał  mojej bluzki. Chwilę potrwało, zanim go od siebie odczepiłem. Położyłem w miękkim łóżeczku i przykryłem kołderką.

- Słodkich snów, maluchu. - pogładziłem go po główce.

Zdążyłem odejść tylko na dwa  kroki, gdy usłyszałem płacz. Wypuściłem powietrze ze świstem. Znów to  samo. Nie mogłem ani na chwilę zostawić małego samego. Wszystko wymuszał na mnie płaczem, a mi wtedy serce pękało na pół. Widok jego łez był okropny i pragnąłem, aby tylko się uśmiechał.

- Ale z ciebie manipulant... - westchnąłem. - A Liam mówił, żeby być twardym i po prostu pozwolić ci się samemu wyciszyć, ale...

Podszedłem do łóżeczka i wziąłem małe, słodkie  stworzenie na ręce. Przytuliłem do siebie i natychmiast przestał płakać. Złapał się piąstkami mojej bluzki, której materiał robił się mokry od łez.

- Ale jesteś okropnie uroczy i malutki. Nie potrafię tak po prostu zostawić cię samego w tym pokoju. - powiedziałem. - Śpisz ze mną ten ostatni raz, rozumiesz? Twój pokoik jest tutaj wraz z twoim łóżeczkiem. Nie będziesz mógł spać ze mną całe swoje życie, Lou.


❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋❋

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki!

Trzeba przyspieszyć trochę wzrost Lou.

Ale będzie z niego niegrzeczne dziecko, Harry się z nim namęczy :D


Co wolicie: Ziam, Ziallam, Niam w tym ff?


Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Dobranoc xx

My sweet little boy ~Larry ❌Donde viven las historias. Descúbrelo ahora