20

6.8K 658 359
                                    


Następnego dnia Louis był bardzo grzeczny. Zaprosił nawet Nialla do siebie po obiedzie. Teraz chłopcy siedzieli w pokoju szatyna i zgodnie się bawili. Liam skorzystał z okazji i wybrał się na kawę z Zaynem. Cieszyłem się, że się ze sobą spotykali. Bardzo do siebie pasowali.

Ja zająłem się sprzątaniem salonu. Co jakiś czas zaglądałem do chłopców. Obiecałem im też, że później zrobię im gofry, które tak uwielbiali. Ze sprzątaniem szybko się ogarnąłem. Poszedłem więc do kuchni, aby sprawdzić, czy mam wszystkie składniki. Niestety zbrakło mi mleka i musiałem udać się do sklepu. Nie miałem z kim zostawić dzieciaków.

Musieli iść ze mną. Przerwałem im w zabawie i powiadomiłem, że idziemy na zakupy. Szatyn je uwielbiał. Szczególnie, gdy pozwalałem mu usiąść w wózku. To był też sposób na to, aby nie wkładał do niego słodyczy. Musiał wtedy siedzieć w jednym miejscu, a ja pchałem wózek z dala od półek, aby czegoś nie chwycił.

- Musicie być tylko grzeczni, dobrze? - popatrzyłem na nich uważnie.

- Będziemy. - zapewnił Louis i uśmiechnął się szeroko, pokazując przy tym ząbki.

Niall jedynie przytaknął i zaczął zakładać swoje buciki. Pomogłem im się ubrać w kurtki i buty. Była już późna jesień, więc na zewnątrz nie było za ciepło. Nie chciałem, aby się rozchorowali. Wsiedli do samochodu, a ja zapiąłem im pasy. Ruszyliśmy do jednego z najbliższych supermarketów. Korzystając z okazji chciałem zrobić większe zakupy. Gdy zaparkowałem, odpiąłem pasy chłopcom i wysiedli. Niall chwycił się mnie od razu za rękę.

- Tatuś zawsze każe mi trzymać się blisko. - wytłumaczył.

- Oczywiście, maluchu. - posłałem mu uśmiech.

Spojrzałem na szatyna, który szedł przed nami. On w ogóle nie rozumiał co to oznacza się nie oddalać.

- Daj mi rączkę, Lou. - powiedziałem stanowczo. - W sklepie możesz się zgubić.

- Nie chcę! - zawołał i wsadził rączki do kieszeni kurtki.

Westchnąłem jedynie i nie chciałem krzyczeć przy tych wszystkich ludziach. Louis był trzy metry przed nami. Wziąłem wózek i posadziłem do niego Nialla. Dopiero wtedy Louis postanowił podejść. Spojrzał na mnie z wyrzutem.

- Ja chciałem tam usiąść! - powiedział.

- Byłeś niegrzeczny, Lou. - odparłem. - Nie słuchałeś się mnie, wiec będziesz szedł obok.

- Ja mogę zamienić się z Lou. - odezwał się cicho blondyn. - Nie chcę, aby był na mnie zły...

- Louis jest niegrzeczny. - powiedziałem i pogładziłem chłopca po włosach. - Jest dobrze.

Szatyn nie był zadowolony z mojej decyzji. Skrzyżował rączki na klatce piersiowej  i szedł przed siebie obrażony. Popchnąłem wózek i ruszyłem do sektora z nabiałem. Louis co jakiś czas oglądał się za siebie, aby upewnić się, że nie zniknęliśmy mu z oczu. Był małym buntownikiem i wiedziałem, że nie będę miał z nim łatwo.

- Chciałbyś batonika? - popatrzyłem na blondyna, który jak dotąd siedział cicho.

Spojrzenie przeniósł na mnie i uśmiechnął się lekko. Przez chwilę się zastanawiał. Przygryzł dolna wargę i pokręcił głową.

- Już dzisiaj jadłem batonika. - powiedział cichutko. - Tatuś nie pozwala mi zjadać więcej w ciągu dnia. - przyznał.

Od razu pomyślałem o Louisie. Kilka dni temu kupiłem kilka słodyczy, aby wystarczyło na dłuższy czas. Gdy zająłem się praniem, ten zakradł się do szafeczki i wszystko zjadł sam. O mało też nie spadł z kuchennego blatu. I nie wydawał się wcale skruszony, gdy go na tym przyłapałem.

- Weźmiemy dla ciebie batonik i spytam się Liama, dobrze? Myślę, że nie będzie miał nic przeciwko temu. Jesteś naprawdę grzeczny.

Maluch uśmiechnął się lekko i skinął głową. Obejrzał się jeszcze za swoim przyjacielem. Szatyn wciąż utrzymywał odstęp i nie reagował, kiedy go wołałem.

- Zaczekaj, Lou. - powiedziałem, gdy próbował dostać się do ciasteczek na sklepowej półce.

Gdy byłem już blisko, zaczął uciekać. Westchnąłem czując się bezsilny. Przez następny kwadrans próbowałem go odnaleźć. Udało mi się to w końcu w dziale z maskotkami. Siedział na podłodze i bawił się pluszakiem, który był nieco podobny do Pana Marchewki.

- Zaczekaj chwilkę Niall. - powiedziałem i zostawiłem wózek.

Podszedłem do szatyna i kucnąłem przy nim. Dopiero wtedy spojrzał na mnie. Po jego policzku płynęła łza. Niebieskie oczka miał zaszklone. Podniosłem go do góry, aby wstał z zimnej podłogi.

- Co się dzieje, maluchu? - zapytałem.

- Nie lubisz już mnie tatusiu? - spojrzał na mnie smutno.

- Co ci przyszło do głowy, słoneczko?

- Teraz lubisz Nialla. Dlaczego mnie nie chcesz? - spytał cichutko. - To dlatego, że nie mam ogonka?

- Loueh... - westchnąłem.

Podniosłem się i wziąłem go na ręce. Przytuliłem do siebie, głaszcząc go po główce.  Nigdy nie myślałem, że będzie o kogoś zazdrosny. Aż tak bardzo przeszkadza mu brak ogonka? Nigdy nie zwracał na to uwagi.

- Jesteś moim chłopcem, Lou. - kontynuowałem. - Nie chcę mieć innego. Bardzo cię kocham i nie lubię patrzeć, kiedy płaczesz. Byłeś zazdrosny?

Chłopiec pokiwał główką. Był taki uroczy. Kciukiem starłem krople łez z jego policzka. Pocałowałem go w główkę.

- Odłożymy tego króliczka? - wskazałem na pluszaka. - Pan Marchewka będzie zazdrosny, że wziąłeś inną maskotkę.

- Dobrze. - zgodził się i puścił pluszaka.

Odłożyłem go na półkę i z maluchem na rękach wróciłem do wózka. Niall siedział grzecznie i rozglądał się po sklepie.

- Pójdziemy jeszcze tylko po bitą śmietanę i pomożecie mi zrobić gofry, dobrze?

Zgodnie pokiwali głowami. Szatyn oplótł raczki wokół mojej szyi i wtulił się we mnie. Mały zazdrośnik. Dokończyliśmy zakupy i wróciliśmy do domu.


✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki!

Dziś trochę nadgoniłam z rozdziałami do Mr & Mr Malik. ^^

Planuję szybko go skończyć i skupić się na MSLB.

Może przed pracą napisze jeszcze jakiś rozdział :D

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego! xx

My sweet little boy ~Larry ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz