39

6.5K 613 647
                                    


- Wstawaj, Loueh. - klepnąłem go w tyłek i dopiero wtedy otworzył oczy.

- Daj mi pospać, tatusiu. - mruknął sennie. - Która godzina?

- Dochodzi jedenasta, niedługo przyjedzie Zayn. Miał wpaść w odwiedziny, a ty jeszcze w łóżku. - zauważyłem.

- Ciekawe dlaczego. - popatrzył na mnie znacząco. - Nie dałeś mi spać w nocy.

- Sam byłeś chętny. - odparłem. - Sam zaproponowałeś tamten zakład. Chciałeś tego, mam rację?

- To przecież nie tak, że Niall powiedział mi kilka dni temu kto się do kogo przeprowadza. Wcale specjalnie nie przegrałem... - zaśmiał się.

- Wiedziałem! -  westchnąłem. - Gdzie się podział mój ten głupiutki, nieporadny chłopiec?

- Dorósł, Harold. - odpowiedział. - Dzięki temu możemy robić rzeczy dla dorosłych chłopców. - szepnął i wyciągnął się na łóżku niczym kot. - Chyba, że wolałeś ciągle zmieniać mi pieluchy. Dobrze, że tego nie pamiętam, bo czułbym się zażenowany.

- Wstawaj, Lou. - powiedziałem, chwytając go za rękę. - Idź się szybko wykąpać i zejdź na dół, przygotuję śniadanie. Mogą być płatki?

- Tak. - skinął głową i z moją małą pomocą stanął na nogi.

- Pośpiesz się tylko.

- Dobrze tatuśku. - uśmiechnął się i stając na palcach pocałował mnie szybko w usta.

Zanim zdążyłem pogłębić pocałunek, ten złapał swoje ubrania i zniknął w łazience. Westchnąłem tylko i zabrałem się za ścielenie łóżka.  Gdy już się z tym uporałem, zszedłem po schodach. Naszykowałem miski i nasypałem płatków. Przygotowanie śniadania nie należało do ciężkich zadań. Już po chwili wszystko było gotowe.

Zanim jednak Louis zszedł na dół, usłyszałem dzwonek do drzwi. Zdziwiłem się trochę, bo Malik powinien przyjść dopiero za jakąś godzinę. Odłożyłem łyżki na stół i ruszyłem wzdłuż korytarza. Poprawiłem jeszcze bluzkę, która była częściowo włożona w spodnie. Przeczesałem dłonią włosy i otworzyłem drzwi.

- Witam, panie Styles. - powiedział czarnowłosy mężczyzna.

- Właź stary. - zaśmiałem się. - Miałeś przyjść nieco później.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - dodał. - Liam musiał pojawić się w piekarni, więc go podrzuciłem. Właśnie stamtąd wracam i postanowiłem od razu zajechać niż wracać do domu.

- Oczywiście, że nie. - pokręciłem głową. - Akurat przygotowywałem płatki. Zjesz z nami?

- Chętnie. - uśmiechnął się.

Zayn usiadł przy stole, a ja naszykowałem kolejną miskę, wsypując płatków. Przez chwilę rozmawialiśmy. Po jakimś czasie dołączył Louis. Przywitał się z Zaynem i zaczął jeść swoją porcję. On naprawdę kochał mleko. Wziął sobie jeszcze dokładkę. Po śniadaniu szybko pozmywałem i ruszyłem do salonu, gdzie siedzieli chłopaki.

- Może zagramy w fife? - zaproponowałem.

Chłopaki tylko skinęli głowami. Włączyłem ją i podałem kontroler Zaynowi oraz Louisowi. Szatyn jednak pokręcił przecząco głową.

- Wolę się przyglądać. - wytłumaczył. - Ty zagraj.

Skinąłem krótko głową. Usiadłem na kanapie obok Louisa. Zaczęliśmy mecz. Zayn był naprawdę ciężkim przeciwnikiem. Dodatkowo szatyn nie pomagał. Już w pierwszych minutach wdrapał mi się na kolana i zaczął się przymilać. Co chwila kręcił mi się na kolanach i miałem ochotę go z nich zrzucić.

- Lou! - skarciłem go znów, gdy podskoczył.

Swoim tyłkiem ponownie otarł się o moje krocze. Ze wszystkich sił starałem się powstrzymać. Zayn tylko się wyszczerzył i strzelił mi bramkę. Westchnąłem jedynie i jedną ręką złapałem szatyna w pasie, aby przestał się kręcić.

- Jeśli zaraz nie przestaniesz to jak tylko Zayn wyjdzie, nie usiądziesz na tyłku przez kilka dni. - mruknąłem mu na ucho.

- Dobrze, tatusiu... - ponownie otarł się o mnie, a ja nabrałem gwałtownie powietrza.

- Kurwa. - syknąłem.

- Tak trzymaj, Lou. - uśmiechnął się Malik. - I... kolejny goool! - zwołał ucieszony.

- To niesprawiedliwe, uknuliście to razem. - wskazałem na nich oskarżycielsko palcem.

- Niee... - odparli chórkiem.

Zanim wznowiliśmy grę, usłyszałem kolejny dzwonek. Westchnąłem i się podniosłem, zrzucając ze swoich kolan szatyna. Odłożyłem kontroler i skierowałem  w stronę drzwi. Obejrzałem się jeszcze na chłopaków. Przyglądali się zaciekawieni. Otworzyłem w końcu drzwi.

Przede mną stało czterech mężczyzn. Dwóch z nich miało na sobie eleganckie i zapewne drogie garnitury. Srebrny sygnet na palcu jednego odbijał się w świetle. Za nimi stało dwóch umięśnionych facetów. Nie znałem ich.

- Tak? - zapytałem niepewnie.

- Pan Styles, zgadza się? - zapytał najwyższy z mężczyzn.

- Zgadza się, o co chodzi? - zacząłem się już nieco bardziej denerwować.

Nie wyglądali przyjaźnie. Na twarzy jednego malował się szeroki uśmiech. Zupełnie ich nie rozumiałem. Czego niby ode mnie mogliby chcieć?

- Chodzi o hybrydę. - powiedział wprost. - Została skradziona ponad dwa lata temu. Obecnie znajduje się u pana.

- To pomyłka. - odparłem, ściskając mocno drzwi. - Musieli Państwo mnie z kimś pomylić...

- Nie wydaje mi się. - mruknął blondyn i dał krok naprzód. - Przyszedłem odebrać swoją własność.


※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze!

Ostatnio było za spokojnie i trzeba to trochę urozmaicić. ^^

Łatwo się domyślić kto odwiedził dom Harry'ego.

Ktoś domyśla się co będzie dalej? :)

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego xx

My sweet little boy ~Larry ❌Onde histórias criam vida. Descubra agora