ROZDZIAŁ DRUGI

22 6 3
                                    


– Myślałem, że się cieszysz.

Dean westchnął głucho, dłubiąc plastikowym widelcem w stercie frytek. Znalazł jedną, wyjątkowo pokręconą, i nadział ją z satysfakcją na plastikowe ostrza. Uniósł bezbronną frytkę ku światłu poranka, wlewającemu się do baru przez brudnawe okno.

– Cieszę się – wymamrotał.

– No, właśnie widzę.

– Cieszę się – powtórzył Dean. – Nasza dysfunkcyjna rodzinka wreszcie w komplecie. To kiedy zaczynamy nową apokalipsę?

Utopił frytkę w kałuży ketchupu i sosu tabasco.

– Albo budujemy nowe piekło? – dodał. – Tak od podstaw. W końcu wszyscy mamy ogromne doświadczenie.

Sam patrzył na niego znad góry sałatki ze szpinakiem, pomidorami i mozzarellą, piętrzącej się na talerzu. Na jego czole widniały fałdy i zmarszczki najwyższej konsternacji.

– Czy ty nie możesz tak raz, dla odmiany, po prostu być z czegoś zadowolony? – spytał.

– Nie, jeśli to coś może się odwrócić i użreć mnie w dupę – powiedział Dean, bezlitośnie przytrzymując frytkę pod powierzchnią mieszaniny tabasco i ketchupu. Uznał chyba, że przestała walczyć, bo uniósł ją znów, ociekającą tabascowo-ketchupową krwią, i zapatrzył się w nią z namysłem. – A mam już całą kolekcję rzeczy, które mogą się odwrócić i użreć mnie w dupę.

Sam sapnął z rozdrażnieniem i odsunął od siebie sałatkę.

– Bardzo mi przykro z powodu twojej dupy – warknął. – Ale może zlazłbyś z krzyża?

– Ha – ha! – ponuro powiedział Dean. – Ale zabawne.

– Sugerujesz, że ja jestem jedną z tych rzeczy, która może ugryźć cię w... – Sam urwał, orientując się dokąd zmierza to zdanie. – Jedną z tych rzeczy? – podjął dzielnie. – I myślisz, że Castielowi znów odbije? Ludzie uczą się na własnych błędach, wiesz?

– Ludzie – powiedział Dean, patrząc na konającą frytkę.

– A anioły aż tak bardzo się od nas nie różnią – rzucił Sam.

– Taaa, tylko mocniej gryzą w dupę.

– Nie... Skończ z tą dupną analogią, co? – jęknął Sam. – Ja to widzę. Oczyma wyobraźni. Których nie można sobie wydłubać.

Dean zdjął frytkę z widelca i zmiażdżył ją zębami. Tabasco zaatakowało jego kubki smakowe, wypełniając mu łzami oczy.

– Dean, Castiel może nam pomóc w walce z Lewiatanami – żarliwie powiedział Sam. – Jeśli tylko zachował swoją moc...

– Tego nam tylko trzeba – powiedział Dean, przełknąwszy z wysiłkiem to, co pozostało z frytki. Sięgnął po szklankę z wodą i pił przez chwilę łapczywie, wydając gulgoczące dźwięki i zgrzytając zębami po szkle. Sam patrzył na niego z grymasem cierpliwego zniesmaczenia na twarzy – wyrazem, który starszy brat zwykł nazywać „jędzowatą paszczą" – a który świadczył o tym, że młodszy Winchester nienawidzi tego, co aktualnie robi Dean, ale mężnie postanawia to przeczekać, wiedząc, że i tak nic by na to nie poradził.

– Szalonego anioła, który nie stracił swojej mocy – dokończył Dean głosem nieco niższym i bardziej zduszonym niż zazwyczaj, dłubiąc wskazującym palcem w kąciku zaszkliwionego od łez oka.

– Ucieszyłeś się na jego widok – z uporem oznajmił Sam. – Nie powiesz, że nie.

– Ucieszyłem się – przyznał Dean. Odstawił szklankę i odepchnął nadal pełen talerz. – A teraz na powrót włączyło mi się myślenie. I myślę, że mamy przesrane. I myślę, że powinniśmy wynieść się po cichu i zostawić aniołka śpiącego słodko w motelu. I może dać sobie wypalić na żebrach jakieś hieroglify, żeby nas nie mógł odszukać.

Poniedziałek ŁazarzaWhere stories live. Discover now