Sen, który nie przynosi ulgi

374 42 7
                                    

Wtulam się w poduszkę. Z mojej twarzy ciekną łzy. Czuję ciepło.
Otwieram oczy: ciemność. Słyszę szepty zza moich pleców. Jest ich coraz więcej, a każdy z nich głośniejszy. Po kilku minutach jestem w stanie je zrozumieć.
"Jesteś bezużyteczny"
"Twoje życie nie ma sensu"
"Zabij się"
Głosy wciąż się nasilają. Atakują mnie.
Powoli jestem w stanie określić, do kogo one należą.
"Przestań grać w piłkę"
"Nic nie umiesz"
"Jesteś żałosny"
Cały drżę. Zanoszę się płaczem.
Huk.
Nagle czuję syberyjskie zimno w całym moim ciele. Upadam, a wokół mnie rozlewa się wielka plama krwi.
Zrywam się z łóżka. O co chodzi?
Wolałbym nie spać.
Po co komu sen, który męczy człowieka zamiast przynosić mu ulgi?
Czemu akurat ja? Dlaczego?
Jakby mało mi było koszmarów w życiu, jeszcze muszą przychodzić w nocy.
Spoglądam na zegar: 3:28.
Zaczynam myśleć.
Skąd w ogóle wzięła mi się żyletka w półce?
Mniejsza z tym.
Słyszę pukanie do drzwi. Udaję, że śpię.
- Tachimukai, wszystko w porządku? - widzę twarz Endou.
- Tak, pewnie. Czemu pytasz?
- Słyszałem twój krzyk, który musiał być naprawdę głośny, skoro mnie obudził - uśmiecha się lekko.
A więc wydał mnie mój strach.
Świetnie.
Właśnie zdałem sobie sprawę, że jestem w samych majtkach.
Łapię za koc i przykrywam się najszybciej, jak się tylko da.
- Nic się nie stało... Możesz już iść.
Czuję się źle z tym, że wygnałem go od siebie.
Dobra tam. To co się stało, już się nie "odstanie".

OdrzuconyWhere stories live. Discover now