Rozdział 3

46 5 2
                                    

Rainbow POV

Przytuliłam Pinkie, chciałam dodać jej choć trochę otuchy. Nie wiem jak można być takim skurwysynem jak oni. Gybym tylko mogła się z nimi jakoś mierzyć, ale ich jest dwóch. Nawet gdybym chciała to nie mogłabym się z nimi mierzyć. Z deszczu pod rynnę, po prostu świetnie.
Analizowałam każdy kąt w poszukiwaniu jakiegoś łomu czy czegokolwiek co mogłabym użyć żeby się stąd wydostać. Nagle drzwi się otworzyły a w nich stanął ten sam facet co wcześniej ze swoim kompanem. Mieli coś w worku. Myślałam, że to jakieś narzędzia tortur dopóki to coś się nie poruszyło.
-Witajcie spowrotem! - powiedział jakby siląc się na entuzjazm. Wyrzucił zawartość worka na stół. Okazało się, że był to królik, dość zdezorientowany kluczył po stole.
-Proszę, to wasze jedzonko. Możecie go zabić kiedy tylko poczujecie się głodne.
-Czekaj, czekaj...  Mamy go ZABIĆ?
Mężczyzna podszedł i kopnął mnie w brzuch przez co upadłam na ziemię. Bolało jak diabli, ale jednak odpowiedział na pytanie.
-Tak, macie go zabić. Nie dostaniecie nic innego dopóki go nie zabijecie i nie zjecie. A jeśli będziecie się dobrze zachowywać to może dostaniecie coś innego niż surowe mięso.-powiedział po czym zaczął zmierzać do drzwi.
-Aha,  zapomniałbym. Macie tutaj coś co może wam sie przydać.
Rzucił nożem prosto w Pinkie, ale zdążyłam ją uratować. Narzędzie z brzdękiem uderzyło w ścianę a potem spadło na podłogę.
Oprawca wyszedł śmiejąc się,  jakby to co z nami robił było jakkolwiek zabawne. Zaraz po tym jak drzwi się zamknęły zwróciłam się do Pinkie.
-Nic ci nie jest?
Odgarnęłam kosmyk jej długuch, różowych włosów z jej twarzy.
-Nie, nic... oh Rainbow,  przepraszam, że nas w to wpakowałam. Chciałam tylko cię ochronić. Miałam nadzieję, że cię puści.
-Pink, nie obwiniaj się. Żadna z nas nie mogła tego przewidzieć.-powiedziałam i przytuliłam ją. Było bardzo zimno, a nasze ciała to jedyne źródła ciepła.
Całą noc próbowałam wywarzyć drzwi, moje ramiona były całe w siniakach. Niestety lodowate, metalowe drzwi dalej stały niewzruszone. Jakby kpiły z moich nieudolnych prób.
-Dashie przestań, to jest bez sensu. Tylko tracisz energię.-odezwała się różowowłosa z końca pomieszczenia. Bawiła się z królikiem ponieważ, tak jak ja,  również nie mogła spać.
-Może masz racje. Trzeba oszczędzać energię na tych pierdolonych, bezmózgich czubków!-wykrzyczałam do metalowych drzwi po czym usiadłam z wycieńczenia. Nie wierzyłam w to. Dalej nie mogłam sobie uświadomić, że to mogą być moje ostatnie dni na ziemii a ja nawet nie pożegnałam się ze Scootaloo. Zostawiłam swoją rodzinę w nadziei na nowe, lepsze życie. Jaka ja byłam głupia...
Po dość długim czasie metalowe drzwi drgnęły. Do środka wszedł ten wyrostek. Jak tylko zobaczyłam jego twarz chwyciłam za nóż.  Popędziłam w jego stronę i zamachnęłam się celując w jego szyje. Złapał moją rękę i wykręcił ją bez wysiłku przez co upuściłam nóż. Wydałam z siebie okropny krzyk gdy kości w mojej prawej ręce chrupnęły. Gdy w końcu mnie puścił upadłam na ziemię płacząc,  próbując oszczędzać rękę. Położyłam ją na ziemii, czułam pulsujący, ostry ból. Niestety na długo ulgą się nie cieszyłam. Mężczyzna stanął mi na dłoni praktycznie miażdżąc moje kości. Ponownie krzyknęłam z bólu gdy ten pochylił się nade mną z szyderczym uśmieszkiem.
-Teraz kochana widzisz czemu z nami się nie zadziera.
Popatrzyłam mu w oczy wzrokiem przesiąkniętym nienawiścią, bólem i żalem.

[MLP] [Human AU] Noc za nocą.Where stories live. Discover now