Hi... Japan?

76 6 0
                                    

O poranku przez skrawek w nie do końca zasuniętej w dół rolecie sierpniowe słońce padało prosto na moją twarz brutalnie mnie budząc i oślepiając. Otworzyłem jedno z zapuchniętych od wczorajszego płaczu oczu po wiadomości o tym że nie dosyć że mam się wynieść od  rodziców to jeszcze do zupełnie innego kraju którego języka nie znam. Nie wiem gdzie będę mieszkał, z kim. Wiem jedynie że ma być to Japonia ale przynajmniej tyle chociaż powiedzieli. Czy na prawdę aż tak bardzo im ciążyłem? Może same piątki w szkole to jednak za mało, może dodatkowe szachy, karate i jazda konno to za mało, może... Moje rozmyślania przerwał stukot pazurków. Chwilę potem czworonożny stwór wdrapał się na moje łóżko a potem poczułem tylko coś bardzo mokrego na moim policzku i nieziemski smród.
-Koinu! Ale jesteś okropny, śmierdzi ci z pyska!-upomniałem mojego ukochanego psa. Właśnie propo Japońskiego to mój pies posiadał imię w tym języku i nawet nie wiem co ono oznacza. Tak bardzo beznadziejny... Zwlokłem się z wielkiego łóżka i przeciągnąłem się. Moje przedramię przeszył okropny ból. Spojrzałem w to miejsce i ujrzałem pierwszy tatuaż wykonany wczoraj. Widniało na nim "Forever Young" i byłem z niego bardzo dumny. Rodzice pozwolili mi na niego ze względu na nadchodzącą rozłąkę jako... Rekompensatę? Sam już nie wiem. Mniejsza z tym. Podszedłem do szafy wykonanej z czarnego drewna, już sam nie wiedziałem jakiego ale pewnie drogiego, z bardzo detalicznymi wykończeniami. Prychnąłem na ich widok. Nigdy mnie nie kochali, woleli mi płacić papierkami niż miłością i już dawno nie wnerwiałem się o to, jakoś wyszło mi to ze zwyczaju. Otworzyłem drogą kupę drewna po to żeby wyjąć ubrania. Kazali mi się ubierać dość elegancko nawet jak tylko wyszedłem na spacer z psem. Na szczęście zachowałem w starym pudle kilka normalnych ciuchów więc wygrzebałem je z dna szafy, otworzyłem i ujrzałem moją ukochaną starą czarną bluzę którą dostałem od matki jakieś dwa lata temu kiedy jeszcze nie byliśmy bogaci i byliśmy szczęśliwą rodziną. Do tego wyjąłem jakieś czarne jeansy biały już trochę za mały opinający się na moim ciele t-shirt ale jednak dało się jeszcze w nim chodzić. W takim stroju otworzyłem gigantyczne drzwi. Przede mną wybiegł Koinu. Ogromne psisko mnie potrąciło ale nie przejąłem się tym. Kochałem tego psiaka, czułem mocne przywiązanie do niego i jakaś dziwną więź. On też tylko dla mnie był miły, rodzicom niszczył meble i ogólnie wszystko a szczególnie kiedy byłem na nich najbardziej zły. Podejrzewam że on jako jedyny w tym dupnym domu będzie za mną tęsknił razem z biedną Jull. Z tą myślą zszedłem po krętych marmurowych schodach wyłożonych bordowym dywanem do kuchni.
-Witaj Ravi!-z entuzjazmem przywitała mnie kobieta w wieku około trzydziestu lat.
-Witam panią-postanowiłem się z nią troszkę podroczyć.
-Co ja Ci mówiłam? Ja mam do ciebie mówić twoją ksywką a ty mnie tu będziesz postarzał!-powiedziała z udawanym oburzeniem Julliet. Była Europejką i pochodziła z Francji, lubię jej lekki akcent kiedy mówi po koreańsku.
-Już Jull, to już ostatni raz obiecuję-odżekłem ze smutnym uśmiechem na twarzy.
-Coś się stało?
-Tak trochę, a nie powiedzieli ci nawet?
-Nie wstali jeszcze, w takim razie ty mnie doinformuj-poprosiła z niepokojem na twarzy.
-Wyprowadzam się do Japonii...
W tym momencie upuściła szklankę i dzbanek ze świeżo wyciskanym pomarańczowym sokiem którego nienawidziłem i dlatego zawsze specjalnie dla mnie robiła sok jabłkowy za co byłem jej tak bardzo wdzięczny bo przecież nie musiała bo to nie ja jej płaciłem.
-J-jak to?-zapytała stojąc jakby wrosła w ziemię. Miała łzy w oczach-Na ile? Kiedy? Po co?-zasypała mnie pytaniami.
-Nie kochają mnie więc po co ja im tutaj. Sam nie wiem na ile i po co, gdzie będę mieszkał. Wiem tylko że to będzie Japonia i-nabrałem dużo powietrza-to dzisiaj...
-Nie-z chisterycznym śmiechem stwierdziła podchodząc do mnie-Ty nigdzie nie jedziesz-objęła mnie. Była dużo niższa ode mnie, odwzajemniłem uścisk i ułożyłem swój policzek na jej głowie.
-Nie chcę cię tu zostawiać, nie chcę żebyś była przez nich źle traktowana  ale musisz być silna. Jesteś dla mnie jak matka której od nieco ponad dwóch lat nie mam bo zamienili ją na maszynkę do zarabiania pieniędzy, to ty byłaś ze mną w ciężkich chwilach i mnie wspierałaś. Wiem że pracujesz tu tylko ze względu na to żebym nie był samotny, masz ogromny talent kulinarny i bardzo żałuję że to ostatnie śniadanie które zjem z pod twoich rąk. Mam dużo pieniędzy więc już nie musisz tu tyrać, otwórz swoją własną restaurację albo cokolwiek i dziel się swoim talentem, wiem że to twoje marzenie więc nie marnuj swojego życia bo już wystarczająco cię zgnoili...
Po moim monologu spojrzałem na Jull.
-T-ty płaczesz-stwierdziła
-Tak? Oh, faktycznie-zaśmiałem się szczerze.
-Ravi, nie dawaj mi pieniędzy nie mogę myśleć o tym że wykorzystałabym cię tak bardzo to wszytko kosztuje tak wiele-powiedziała stojąc na palcach i opierając mi łzy spływające po policzku-dawno nie widziałam już żebyś płakał Shik-ie.
-Błagam cię, zrób to dla mnie
-Będę miała wyrzuty sumienia...
-To pomyśl sobie że to ich pieniądze i że ich wkurzysz i odpłacisz się za te dwa lata okropnego traktowania
-D-dobrze-poddała się Jull-ale i tak będę za tobą tęsknić, nikt mi ciebie nie zastąpi.
-Mi ciebie też, ale obydwoje nie mamy na to wpływu.
-Zjadaj śniadanie bo na pusty rzołądek cie nie puszczę-Jullie otarła łzy ze swoich rumianych policzków i uśmiechnęła się delikatnie.
-Tak jest!-wykrzyknąłem i popędziłem jak najszybciej na krzesło przy blacie. Kiedy już przy nim zasiadłem rodzice zeszli do kuchni.
-Podać śniadanie-zarządziła matka z opryskliwością i zerknęła na mnie kątem oka a widząc mój morderczy wzrok dodała-Julliet.
-Witaj matko-przywitałem się z nią ze sztucznym uśmiechem.
-Tak, tak witaj-wysyczała w moją stronę-niewdzieczny gówniarz-wymamrotała.
-Mówiłaś coś, matko?
-Skądże synu, a w coś ty się przyodział? Mówiłam abyś nie ubierał się jak niższa klasa społeczna.
-Matko, jeszcze niecałe trzy lata temu byliśmy skazani na takowe przyodzianie a w tym także ty-odparłem z przesadnie miłym głosem. Zerknąłem na Jull która odwróciła się tyłem udając że szykuje posiłek, ale ja wiedziałem że ona tak na prawdę wewnętrznie płacze ze śmiechu. Zawsze bawi ją kiedy używam takiego języka a ja robię to specjalnie aby nie myślała o złym traktowaniu z ich strony. Matka i ojciec zjedli przy ogromnym stole w jadalni ja natomiast dzisiaj, skoro to ostatni dzień postawiłem im się i zjadłem przy blacie razem z Jull. Rozmawialiśmy i nie było drętwo tak jak zawsze przy każdym posiłku z nimi. Śmialiśmy się głośno nie przejmując się tym że mogli nas usłyszeć. Po zakończonym posiłku który był najlepszy na świecie, z resztą jak każdy od Jullie, poszedłem do pokoju uprzednio zmywając naczynia w zlewie żeby zrobić im na złość po raz kolejny tego pięknego dnia. Jull zlała mnie za to ścierką ale nie przejąłem się tym bo za dużo siły nie miała i dlatego lubiłem siłować się z nią na ręce. Pomimo że wiedziała o swojej przegranej, robiła to żeby zwiększyć moją pewność siebie. W jakimś stopniu jej się udało. Po zakończeniu mycia co było dość trudne ze względu na małą upierdliwą pchłę która chciała mnie powstrzymać uciekłem szybko a w biegu tylko odwróciłem głowę żeby uśmiechnąć się triumfalnie i... trafić  prosto w futrynę. Jull podbiegła do mnie ze wystraszoną miną. Leżałem na brzuchu a kiedy zobaczyła że duszę się ze śmiechu sama wybuchła i obydwoje tak śmialiśmy się przez dobre dziesięć minut.
-Dobra, musze iść się spakować-trochę posmutniałem.
-Dobrze Raviś
-Jeszcze przyjdę się z tobą pożegnać bo nie mógłbym cię tak zostawić, a co do pieniędzy byłem już przygotowany. Kiedy poproszą cię o posprzątanie mojego pokoju, pod łóżkiem czeka na ciebie 50 milionów euro. Ostatnio byli gdzieś w Europie i mi tyle przywieźli. Mi się one nie przydadzą mam ich jeszcze trochę a ty spełnij swoje marzenie, proszę. Na łóżku zostawiłem mojego pluszaka którego mam od urodzenia.Weź go i pomyśl czasem o mnie i napisz, najlepiej list bo nic nie wiadomo. Prześlę ci adres i wszystkie potrzebne informacje. I najważniejsze, kocham cię Jull, byłaś dla mnie najlepszą matką i zawsze będziesz-przytuliłem się do niej i odszedłem jak najszybciej żeby nie słyszeć słów sprzeciwu. Kilka godzin później po łzawym pożegnaniu siedziałem już w samolocie. Jak się domyśliłem, nie mogłem lecieć z innymi jak normalny człowiek tylko ich odrzutowcem na co jeszcze bardziej się wkurzyłem. Obudził mnie głos pilota.
-Paniczu, za 10 minut lądujemy.
Przetarłem pięściami oczy i wyjrzałem przez okno. Widok zapierał dech w piersi.
-Paniczu-zapytała niepewnie stewardessa-coś się stało?
-N-nie-odparłem lekko zmieszany, wyobraziłem sobie jak musiało wyglądać moje zachowanie z jej perspektywy. Po piętnastu minutach wylądowalismy w kraju kwitnącej wiśni. Piloci wysiedli przede mną razem z całą resztą personelu. Kiedy już wsiadłem i stanąłem na ziemi wszyscy pokłonili się jak najniżej. Nie wiedziałem o co im chodzi.
-Serdecznie przepraszamy, mieliśmy pięć minut i 32 sekundy spóźnienia, prosimy o wybaczenie-wykrzyknął jeden z pilotów. Podszedłem do niego. Wystraszył się, a ja pochyliłem się jeszcze niżej niż on.
-To ja bardzo przepraszam za kategoryczne zachowanie moich rodziców, w ramach rekompensaty chociażby minimalnej przyjmijcie to-powiedziałem wyciągając z torby po pliku pieniędzy dla każdego. Wszyscy chcieli mi je zwrócić ale ja tylko odbiegłem kawałek i z uśmiechem ukłoniłem się ponownie. Widziałem radość na ich twarzach, dobrze spożytkują te pieniądze. Wszyscy mają ubogie rodziny i mam nadzieje że im to choć trochę pomogło. Kiedy wyszedłem na lotnisko z którego miałem być odebrany ujrzałem przystojnego chłopaka z dość dużymi barkami które wyglądały tak zachęcająco do przytulenia się... Chwila, co? Nieważne, jego ubiór był niecodzienny chyba coś w rodzaju kimono? Nie wiem, ale nikt inny nie był tak ubrany. Chłopak trzymał tabliczkę na której widniało moje imię. Podszedłem do niego.
-Dzień dobry! Aish, nie rozumiesz...
-Witaj, rozumiem jestem jedynym koreańczykiem w klasztorze który dalej umie posługiwać się ojczystym językiem dość sprawnie i dlatego to mnie wysłali-odparł głosem którego się nie spodziewałem. Był dość cichy, łagodny i przyjemny. Odetchnąłem.
-Jak mi ulżyło, nie umiem ani słowa po Japońsku.
-Pf, to dlaczego tu przyjechałeś?-powiedział dość niemiło.
-Nawet mnie nie znasz, dlaczego taki jesteś?-odpowiedziałem lekko zmieszany i zaskoczony nastawieniem chłopaka-Jestem Wonshik ale to już chyba wiesz, jak ty masz na imię?
Chłopak zdziwił się chyba tym że dalej odzywałem się do niego w miły sposób po jego zachowaniu.
-T-taekwon-zmieszał się i zaczerwienił-przepraszam, jakoś tak odruchowo...-powiedział upuszczając tabliczkę z moim imieniem i opuszczając głowę.
-Nie szkodzi!-odparłem podnosząc ją-Będzie ci jeszcze potrzebna?
-N-nie
-To wyrzucę ją, nie będzie nam przeszkadzała w podróży.
-Mhm
-A co do klasztoru, to o co chodzi?
-Nic nie wiesz?-zapytał z niemałym zdziwieniem Tae.
-Nie zostałem wtajemniczony przez rodziców...
-To wiesz przynajmniej jakim jesteś zwierzęciem?
                                    ...

{♡}♡{♡}♡{♡{♡{♡}♡{♡}♡{♡}♡{♡}♡{♡}

Nie wiem co napisać więc
Tak.

Ren'ai inu  {LR/Wontaek-Vixx}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz