Ojciec od święta [miniaturka świąteczna]

3.9K 240 51
                                    

Samotna, oskubana z prawie wszystkich igiełek choinka stała w rogu niewielkiego salonu i przyciągała beznamiętne spojrzenie mężczyzny, który siedział naprzeciw. Założywszy nogę na nodze, rozsiadł się wygodnie w swoim ulubionym fotelu i przyglądał się drzewku, mrużąc co jakiś czas ciemne jak dwa węgielki oczy. Nienawidził świąt Bożego Narodzenia, a jedyne, na co miał w tej chwili ochotę to otworzenie stojącej w barku butelki z alkoholem. Przerwa świąteczna była jedynym czasem w roku, kiedy mógł pozwolić sobie na mocniejsze trunki, choć on i tak nigdy nie pił na umór. Mógł, a jednak coś go powstrzymywało. Zbyt dobrze pamiętał, jak skończyła się ostatnia alkoholowa eskapada, od której minęło już ponad sześć lat.

Oderwał natarczywy wzrok od choinki i przeniósł go na pudło pełne ozdób, łańcuchów i bombek. Co za demon podpuścił go, aby przywlókł drzewko z piwnicy? Mógł przecież je wyczarować — oszczędziłby sobie wielu sytuacji, w których jego wątpliwa cierpliwość była wystawiana na próby. Jak na przykład wtedy, kiedy klnąc siarczyście pod nosem, próbował rozplątać kolorowe światełka.

Okręcił w dłoni kieliszek z winem, przymykając oczy, kiedy jego uszu dobiegło pukanie do drzwi. Obiecał sobie, że jeśli to kolejne dzieciaki śpiewające kolędy to zaklnie je tak porządnie, że do przyszłego roku będą pamiętać, które drzwi w kamienicy omijać.

Ku jego ogromnemu zdziwieniu, za drzwiami jednak nie spotkał aniołków, diabełków, ani Nieskalanej Maryi. Naprzeciw niego stała drobna, ciemnowłosa dziewczynka. Zmarszczył brwi w pierwszej chwili, kiedy posłała mu szeroki uśmiech, pod którym nie krył się ani gram strachu czy niepewności.

— Zgubiłaś się? — zakpił, zerkając na dziewczynkę z góry. Sięgała mu najwyżej bioder. Przyjrzał się jej uważniej, oceniając jej wiek na mniej więcej pięć, sześć lat. Nie mogła mieć więcej. Tym bardziej jej obecność go dziwiła.

— Nie — odparła rezolutnie, próbując przepchnąć się między jego nogami do środka mieszkania. — Mogę wejść? Na zewnątrz jest zimno.

Odsłoniła ząbki, uśmiechając się po raz kolejny, a Severus Snape zagrodził jej drogę, łapiąc lekko za szczupłe ramiona, kiedy dziewczynka znów spróbowała ataku ofensywnego.

— To jest moje mieszkanie — powiedział powoli, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. — Moje — powtórzył wyraźniej, wskazując otwartą dłonią swoją klatkę piersiową. Uniósł brew, kiedy szeroki uśmiech nie zniknął z ust małoletniego gościa. — Rozumiesz? Nie możesz tu wejść.

— Ale dlaczego? — spytała, przekręcając główkę w taki sposób, że jej loki przeleciały z jednego ramienia na drugie. Mężczyzna miał wielką ochotę prychnąć, ale powstrzymał się od tego, zdając sobie sprawę, że ma do czynienia z dzieckiem, które niekoniecznie musiało zrozumieć podtekst ukryty w tym geście.

— Bo to mój dom — powtórzył zniecierpliwiony Severus, zakładając dłonie na biodra. — Gdzie twoja matka? Albo ojciec? Skąd ty się tu w ogóle wzięłaś? — spytał, energicznie kręcąc głową. Kiedy nie odpowiedziała, westchnął przeciągle i potarł nasadę nosa. Zanim się zorientował, dziewczynka wykorzystała okazję i niespodziewanie przecisnęła się między framugą, a jego udem, wdzierając się bezceremonialnie do mieszkania. — Hej, hej — Mężczyzna ruszył za nią, zatrzaskując za sobą drzwi, a kiedy nie zareagowała na jego wołania, złapał ponownie jej ramiona i okręcił ją w swoją stronę. Kucnął przed nią, podejrzewając, że może ma jakiś defekt słuchu i musi być bliżej, aby dziewczynka lepiej go słyszała. — Nie można wchodzić do cudzych mieszkań tak, o, po prostu. Musisz mieć zaproszenie albo bardzo ważny powód do odwiedzin, a przede wszystkim...

— Ale ja mam ważny powód. Nawet kilka — odparła natychmiast dziewczynka, przerywając jego wypowiedź nieco buntowniczym tonem. Zaskoczony Severus uniósł brwi i spojrzał na dziewczynkę pytająco. — Po pierwsze — zaczęła, unosząc wątły paluszek w górę i zerkając na mężczyznę żywymi, miodowymi oczkami — jest mi zimno.

Niekończące się opowieściWhere stories live. Discover now