Gdy zajdzie słońce

3.5K 136 17
                                    

Głośny oddech przecinał wilgotne powietrze niczym ostry nóż. Iglaste gałęzie cięły delikatną skórę dziewczyny, na której teraz widniały krople potu. Suche gałęzie i zwiędłe liście szeleściły pod stopami niczym łamane ludzkie kości. Napór powietrza wycisnął łzy z jej oczu, ale musiała biec. Nie mogła się zatrzymać. Nie miała pojęcia gdzie jest, jak daleko udało jej się uciec. Wiedziała tylko, że nie może się poddać. I chociaż nogi powoli zaczynały się poddawać, ona nie mogła. Nie teraz. Nagle nogą zawadziła o wystający konar i runęła jak długa. Jej twarz utonęła w leśnym runie, a dziewczyna przerażona zaczęła szamotać się i próbowała wstać. Usłyszała szyderczy śmiech za plecami. Obrzydliwe echo rozniosło się wokół niej, otaczając ze wszystkich stron i przygważdżając ją mocniej do ziemi. Odwróciła się i wypatrywała. Widziała jedynie parę, wydobywającą się z jej własnych ust. Ciemność rozciągała się poza granice jej wyobraźni, a śmiech, nieustający śmiech dobiegał z każdej strony. Złapała się za głowę i próbowała z całych sił zagłuszyć go, lecz on rezonował w jej głowie. Obijał się o każdy fragment jej czaszki. Zagnieździł się tam niczym pasożyt, żerował na jej strachu i bezsilności. Przez łzy rzuciła się do ucieczki. Odbijała się od drzewa do drzewa, a twarda kora haratała jej dłonie. Nagle straciła równowagę i runęła w dół po zboczu. Każde uderzenie o ziemię bolało mocniej, a potargane włosy przesłoniły jej całą widoczność. Upadła plecami o ziemię i na chwilę przestała oddychać. Czuła wielki ciężar na klatce piersiowej. Czuła jak płuca zapadają się, jak traci oddech. Mgła przesłoniła jej oczy. Złapała się za pierś i próbowała uspokoić oddech, jednak z nikłym skutkiem. Czuła rozsadzający ból w okolicach potylicy. Krzyknęła, ale jedyne co usłyszała to świst. Zamknęła oczy pragnąc, aby ciemność ją pochłonęła. Chciała obudzić się z tego koszmaru. Chciała otworzyć oczy i zobaczyć sufit własnego pokoju. Uchyliła powieki, ale jedynym, co ukazało się jej oczom, było niebo obsypane miliardem gwiazd. Dziewczyna usłyszała ciężkie kroki na zboczu i puściła się biegiem przed siebie. Już nawet nie chowała twarzy przed raniącymi gałęziami, chciała po prostu stamtąd uciec. W końcu nogi odmówiły posłuszeństwa i dziewczyna osunęła się na ziemię. Plecami oparła się o mokrą od wilgoci korę drzewa, a głowa bezwładnie spoczęła na jej ramionach. Czekała, aż ją dopadnie. Czekała, jak zwierzyna na śmierć.

— Nie, nie, nie — usłyszała suchy głos. Podniosła się na łokciach i przetarła oczy. Jasne światło komnaty raziło ją niemiłosiernie.

— Co to miało być? — spytała zdenerwowana.

— To ja się pytam co to było. Usadowiłaś się zadowolona pod drzewkiem i wystawiłaś się na pewną śmierć. — Snape chodził po sali w te i z powrotem. Szata powiewała za nim niczym skrzydła ogromnego kruka.

— Bo miała to być symulacja walki, a nie pogoni w ciemnym lesie!

— Nigdy, powtarzam, nigdy nie wiesz, gdzie i w jakich okolicznościach przyjdzie ci się mierzyć z wrogiem – wysyczał przez zęby. — Kiedy to do ciebie dotrze?

Hermiona głośno wypuściła powietrze i opadła na fotel. Kilka tygodni temu Dumbledore i Snape stworzyli eliksir, Aperi Somnus, pozwalający na stworzenie w umyśle człowieka dowolnej scenerii oraz wypełnienie jej dowolnymi osobami. Miało to pomóc szkolić uczniów do szykującej się wojny. Voldemort zebrał potężną armię, a więc i oni musieli trenować, jeśli nie chcieli przegrać z kretesem. Główną zaletą takiej symulacji był fakt, iż nie odnosiło się obrażeń w rzeczywistości. Ból pozostawał tylko w psychice, ale to regulowane było później za pomocą innych eliksirów. Więc nawet gdy ktoś ginął podczas symulacji, poza wrzaskami Snape'a nie działo się nic. Człowiek się budził. Snape dawał eliksir. I tak w kółko. Dodatkowo szkoła zatrudniła instruktorów walki wręcz i bronią krótką, a więc zamiast Historii Magii czy Mugoloznawstwa mieli samoobronę czy walkę na noże. Klub pojedynków stał się areną treningową, a wszelkie wizyty w Hogsmeade zostały zabronione. Szkoła stała się więzieniem, lub jak kto wolał – azylem. Nauczyciele każdej nocy powtarzali zaklęcie ochronne broniące szkoły, tak, że nic nie przedostało się przez nią od miesiąca. Hermiona opuściła lochy drżąc na całym ciele. Owszem, nie umiała walczyć, ale jak ma się tego nauczyć skoro Snape jej na to nie pozwala? Dotarła do pokoju wspólnego Gryffindoru i opadła głośno na kanapę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 14, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Niekończące się opowieściWhere stories live. Discover now