[Ereri] Bądźmy wolni

707 34 15
                                    

Ciemna, cicha noc. Ciężko usłyszeć choćby delikatny szmer wiatru. Księżyca nigdzie nie dało się zauważyć, jedyne co rozświetlało nocny mrok to gwiazdy. Niby takie niewielkie, ale urzekały swym pięknem. Nagle potężny huk zaburzył spokój tego miejsca. Coś wielkiego spadło pomiędzy wysokie trawy, które ugięły się pod naporem niespodziewanego ciężaru.

Czy ktokolwiek to zauważył? Wątpliwe. Jedynymi świadkami tego mogły być gwiazdy, obojętni, aczkolwiek przepiękni obserwatorzy.

Przez chwilę nic się nie działo, świat jakby zamarł. Po chwili dało się usłyszeć cichy szelest traw, które ktoś delikatnie poruszał. Nagle ta niszcząca harmonię nocy postać syknęła z bólu. W ciemności ciężko było zauważyć, kto dokładnie leżał na środku polany. Tylko cisi świadkowie spokojnie obserwujący wszystko z nieboskłonu wiedzieli kto to i dlaczego upadł. Przecież jeszcze nie tak dawno byli znacznie bliżej siebie niż teraz.

Istota leżała na plecach, cierpiąc niewyobrażalne męki. Chciała po prostu umrzeć. Połamane po upadku kości dawały o sobie znać. W sumie to chyba wolała zakończyć swój marny żywot tutaj wśród delikatnej roślinności, patrząc na niebo oświetlone gwiazdami. Teraz w sumie była bezpieczna od swoich pobratymców, bo nie miał zamiaru zgnić w lochach.

– Z tej perspektywy są przepiękne – wyszeptał ochryple niewątpliwie męski głos. Z ogromnym trudem wyciągnął rękę nad siebie, lecz osłabiony nie potrafił jej zbyt długo tak utrzymać i po kilku sekundach opadła bezwładnie na stojące jeszcze trawy po jego prawej stronie. Mężczyzna westchnął ciężko i zakasłał. Zacisnął zęby. Wszystko go bolało, zwłaszcza kręgosłup i skrzydła. Zastanawiał się, czy nie połamał sobie także żeber, gdyż każdy ruch odczuwał jako torturę. Z tego powodu zaczął również oddychać bardzo powoli i delikatnie. Mimo iż z jednej strony chciał już odejść i pożegnać cierpienie, to z drugiej coś go tu trzymało. Chciało, aby jeszcze oddychał, więc leżał, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Przecież nie mógł niczego zrobić. Zamknął oczy, aby nie patrzyć na gwiazdy, świadków jego upadku. Wolałby, aby widziały go wolnego, latającego tuż pod niebem, ale skończył ubezwłasnowolniony przez własne słabe, ranne ciało.

Nie miał pojęcia, jak długo znajdował się w tej pozycji, kiedy nagle usłyszał szelest. Z początku myślał, że ma zwidy, lecz z sekundy na sekundę delikatny szum narastał. Ktoś się zbliżał. Im głośniej zachowywało się stworzenie, tym w piersi rannego narastał niepokój, który stopniowo zamieniał się w lęk. Starał się nad sobą panować i oddychać równomiernie, ale przychodziło mu to coraz trudniej. Mimowolnie drgnął, słysząc ciche westchnięcie. Zacisnął zęby, aby przypadkiem nie syknąć z bólu, wywołany tym nieznacznym ruchem.

To z pewnością jakiś człowiek, ale co tu robi o tej porze? Czyżby jakiś zbój? To jedyne wyjaśnienie, jakie przychodziło mu w tej chwili do głowy. W sumie to może nawet dobrze. Przecież po prostu go dobije i zostanie uwolniony od tej męki.

Już tu jest, przeszło leżącemu przez myśl, widząc wystającą ponad trawy głowę i tułów. Postać musiała go w ciemności nie zauważyć, gdyż idąc, zahaczyła stopą o bok klatki rannego i wywróciła się idealnie na połamane prawe skrzydło.

W życiu mężczyzna nie czuł takiego bólu. Myślał, że to upadek pioruńsko bolał, lecz w porównaniu z tym to lekkie szturchnięcie. Zacisnął z jękiem zęby, lecz nie wytrzymał, kiedy nieznajomy pospiesznie wstał. Wrzasnął. Wystraszył tym przybyłego, który zaczął pospiesznie przepraszać.

– Nie widziałem, przepraszam, przepraszam! – powtarzał, machając rękami i chodząc w miejscu, które znajdowało się niebezpiecznie blisko lotek.

Anime - shotyWhere stories live. Discover now