Rozdział 12

10 4 0
                                    

- Oszukałeś swych ludzi, zdradziłeś najemników, którzy za ciebie walczyli! To niepodobne do chłopaczka, któregom szkolił. To nie podobne do mężczyzny, któren wstąpił do Zakonu Srebrnej Dłoni. Nie podobne do Terenasowego chłopca - wykrzykiwał Muradin.

- Nie jestem niczyim chłopcem - Arthas warknął pod nosem. - Zrobiłem, co uznałem za konieczne. - Książę wstał odpychając Muradina.

Henrietta westchnęła. Właśnie kończyła opatrywać zranione ramię Arthasa, teraz będzie musiała zaczynać od nowa. Podczas walki z najemnikami, jeden z trolli swoją włócznią trafił między łączenie płyt zbroi księcia. Rana nie była głęboka, młodzieniec mógł normalnie poruszać ręką, ale opatrzyć należało.

- Co się z tobą dzieje Arthasie? - spytał krasnolud głosem pełnym bólu. - Czy poza zemstą nic już się dla ciebie nie liczy?

- Daruj sobie, Muradinie - warknął Arthas. - Nie widziałeś co Mal'Ganis zrobił mojej ojczyźnie!

- Słyszałem, coś ty zrobił - odparł Muradin cicho. - Wiem, co ja myślę, ale wiem, że nie mi cię oceniać. Masz rację, nie było mnie tam. Ale mimo to... coś się dzieje. Ty...

Przerwały mu nagłe okrzyki i huk moździerzy. Cała trójka w jednej chwili chwyciła za broń i wypadli z namiotu. Panował chaos. Falryk wydawał rozkazy swoim ludziom, Baelgun zaś krasnoludom. Ze skraju obozowiska dochodziły odgłosy walki. Nacierały wojska nieumarłych. Najprawdopodobniej był to zorganizowany atak, a nie przypadkowa potyczka.

- Mroczny Władca mówił, że przybędziesz - rozległ się głos, przyprawiający Henriettę o dreszcze. Arthas jednak znał ten głos. Wypełniło go szczęście. Mal'Ganis tu był! Nie szukali wiatru w polu. - Nadszedł kres twej podróży, chłopcze. Jesteś uwięziony i zamarzniesz na dachu świata, i tylko śmierć będzie śpiewać pieśni o twej zagładzie.

- Nie wygląda to dobrze - mruknął Muradin. - Jesteśmy całkowicie otoczeni.

- Z Ostrzem Mrozu moglibyśmy dać radę - szepnął Arthas.

- No... cóż, chłopcze. Miał żem wątpliwości. Odnoście do miecza. I, prawdę mówiąc, odnoście ciebie też.

Henrietcie serce stanęło.

- Ty... chcesz powiedzieć jak je znaleźć? - wysyczała.

Gdy Muradin przytaknął, Arthas chwycił go za ramię.

- Bez względu na to, jakie wątpliwości miałeś, nie możesz mieć ich teraz, Muradinie! Nie, gdy Mal'Ganis tu jest! Zabierz mnie tam, pomóż mi zdobyć Ostrze Mrozu! On ma więcej wojska niż my. Bez Ostrza Mrozu polegniemy! Wiesz o tym!

Krasnolud spuścił wzrok.

- Mam złe przeczucia, chłopcze. I dlatego żem wcześniej nie parł na przód. Na moje jest w tym artefakcie coś, w tym jak nas doszły o nim wieści, co wydaje się niewłaściwe. Ale żem obiecał, że ci pomogę. Zbierz kilku ludzi, znajdę ci ten miecz.

Arthas poklepał przyjaciela po ramieniu.

- Zamknąć lukę! - krzyczał Falryk. - Davan, ognia!

Ryk moździerza potoczył się echem przez obóz, gdy Arthas biegł do swojego zastępcy.

- Kapitanie!

Falryk obrócił się w stronę księcia.

- Panie... jesteśmy całkowicie otoczeni. Utrzymamy się jakiś czas ale, ilu my stracimy, tylu oni zyskają.

- Wiem, kapitanie. Idziemy z Muradinem znaleźć Ostrze Mrozu. Gdy już je zdobędziemy, zwycięstwo będzie pewne. Możesz nam kupić nieco czasu?

- Tak jest, wasza wysokość. Damy odpór tym nieumarłym łajdakom.

Kilka chwil później Muradin uzbrojony w mapę dołączył do Arthasa i Henrietty, stojących na czele niewielkiej grupki rycerzy. Krasnolud marszczył brwi wyraźnie zmartwiony, ale plecy miał proste. Falryk dał sygnał i jego ludzie zaczęli odciągać uwagę przeciwnika.

- Ruszajmy - polecił Arthas ponuro.

Lovecraft - World Of Warcraft ParodyWhere stories live. Discover now