Rozdział XVI

996 83 23
                                    

🎧 Green Day – Know Your Enemy

Jim i Sebastian byli już w drodze powrotnej do domu.

Wreszcie.

Przez dobre piętnaście minut musiałam zapewniać obu mężczyzn, że dam sobie radę i sama wrócę do swojego mieszkania. Prawie się przez to pokłóciliśmy, a przecież atmosfera i tak była już wystarczająco napięta.

Chwilę potem, kiedy siedziałam w taksówce, dopadły mnie wyrzuty sumienia. Chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle...
Fakt, mogłam przewidzieć, że nie wszystko przebiegnie tak cudownie, jak po mojej myśli, ale na litość Boską, nie zmieniłam profesji na wróżkę...

Poza tym powinniśmy na jakiś czas od siebie odpocząć i zwolnić tempo. Ta mieszanka złości, strachu, potrzeby bliskości i niepewność robiła się coraz bardziej niebezpieczna.

Ale to nie było wszystko. Pomiędzy mną i Moriarty'm stał ktoś jeszcze i wcale nie był to John Watson...

Westchnęłam cicho i poprawiłam opatrunek na ręce, który nieco się zsunął, a potem wyjrzałam przez okno.

Musiałam porozmawiać z Mycroftem, bez względu na to, czy będzie mu się to podobało czy też nie. Wiedziałam, że mężczyzna był nadopiekuńczy – wystarczyło spojrzeć na to jak zachowuje się w stosunku do Sherlocka, ale to co wyczyniał względem mnie... to było za dużo.

Około dwudziestu minut później byłam już we własnym domu. W korytarzu zrzuciłam szpilki ze stóp i rozkoszowałam się chodzeniem boso po zimnych panelach.

Przeszłam tak do salonu, gdzie opadłam na kanapę i wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni, po czym napisałam odpowiednią wiadomość i wysłałam ją do Sherlocka.
Nie było sensu tego przed nim ukrywać, jeśli w ogóle było jeszcze co ukrywać.

Chwilę później dostałam wiadomość zwrotną z odpowiedzią.
Tak jak myślałam, detektyw już wszystko wiedział i był przygotowany.

~*~

Stanęłam przed drzwiami i kiedy zobaczyłam, że kołatka jest wyprostowana, miałam pewność, że starszy Holmes jest już na miejscu. Ten mężczyzna miał maniakalną potrzebę perfekcjonizmu, w czym trochę przypominał Jima. Na dobrą sprawę można było znaleźć więcej rzeczy, które ich łączyły i chyba to był główny powód ich spięć – byli do siebie zbyt podobni, zbyt uparci i zbyt dumni.

Nim zdążyłam zastukać do drzwi, otworzyły się i stanęła w nich pani Hudson.
— Dzień dobry, kochanie! – zawołała i uśmiechnęła się.— Chłopcy są na górze i już na ciebie czekają – dodała, po czym wyminęła mnie w drzwiach i ruszyła w swoją stronę.
Wzięłam głęboki oddech, a potem weszłam do środka.
Wiedziałam, że to nie będzie najprzyjemniejsza na świecie rozmowa, ale była konieczna.
Mycroft... musiał mi to wyjaśnić osobiście. Po prostu musiał.

Weszłam na górę po skrzypiących schodach i zatrzymałam się w drzwiach do salonu.
John siedział na swoim fotelu i rozmawiał ze starszym Holmesem, a Sherlock właśnie zakładał płaszcz.
— Dzień dobry – powiedziałam, a wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę.
Mycroft westchnął ciężko, a potem spojrzał na Watsona i swojego brata.
— Zostawicie nas samych?
Brunet skinął głową, ale doktor miał chyba pewne obiekcje.
— Dalej, John, nie mamy całego dnia – jęknął detektyw i położył dłoń na ramieniu blondyna, który lekko poczerwieniał na twarzy.

Mężczyzna kilka razy otwierał i zamykał usta, lecz ostatecznie nie powiedział ani słowa. Zamiast tego spojrzał znacząco na starszego Holmesa i na mnie, po czym założył swoją kurtkę.

Black Wings |Jim Moriarty|Where stories live. Discover now