Rozdział XXIII

766 68 8
                                    

Sekundę po tym jak otworzyłam oczy, za oknem rozległ się grzmot i błysnęło.

Zjeżyły mi się wszystkie włosy na głowie, a serce podeszło do gardła.
Odruchowo spojrzałam w stronę, po której spał James i kiedy dotarło do mnie, że go tam nie było, zaczęłam bać się jeszcze bardziej.

Wszędzie było dosyć ciemno, mimo odsłoniętych zasłon, a poza szumiącym deszczem, w mieszkaniu Moriarty'ego panowała całkowita cisza.

Spojrzałam na zegarek, stojący na szafce nocnej, ale okazał się zepsuty, bo wskazówka sekundnika nie drgnęła nawet o milimetr.

Odkryłam z ciała kołdrę i powoli wstałam z łóżka, starając się robić jak najmniej hałasu.
Oczywiście mogłam zawołać, ale jeśli okazałoby się, że Jim przykładowo zasnął podczas przeglądania porannych wiadomości z kubkiem kawy w ręce, to taki zabieg nie byłby potrzebny i spowodowałby tylko kłopoty.
Z drugiej jednak strony, gdyby działo się coś niepokojącego, a tak właśnie czułam, to zachowanie ciszy i możliwość ewentualnego ataku było nie najgorszym rozwiązaniem.

Po drodze założyłam jeszcze kilka znalezionych ubrań i na palcach przechodziłam od pomieszczenia do pomieszczenia. Fakt, że projektowałam to mieszkanie bardzo ułatwiał przemieszczanie się i znalezienie odpowiedniego wyjścia.

Sprawdziłam łazienkę, kuchnię, salon i nawet pokój gościnny, ale nigdzie nie mogłam znaleźć bruneta.
Został mi jeszcze tylko jeden pokój.

Stanęłam przed drzwiami do gabinetu Jima, a serce tłukło mi się w piersi niczym młot.
Mój chory umysł wymyślał tysiąc scenariuszy na sekundę odnośnie tego, co mogę zobaczyć po wejściu do pomieszczenia.

Położyłam dłoń na klamce, ale zanim zdążyłam ją nacisnąć, usłyszałam jak otwierają się drzwi frontowe.

— James?! – zawołałam i pobiegłam w stronę wejścia do mieszkania.
— Charlie? Coś się stało? – zapytał brunet, trzymając w jednej ręce torbę z zakupami, a w drugiej złożony, mokry parasol.

W jednej chwili poczułam niesamowitą ulgę. Przylgnęłam do klatki piersiowej bruneta i zamknęłam oczy.

— Wszystko w porządku? – zapytał niepewnym głosem, a ja szybko pokiwałam głową.
— Tak, tak, w porządku.

Po kilku chwilach puściłam wreszcie bruneta i zanieśliśmy zakupy do kuchni.
Około godzinę później, kiedy byliśmy już po śniadaniu oraz pojawieniu się Sebastiana, cała nasza trójka przeniosła się do salonu.
— Jenga czy Monopoly? – zapytał Sebastian, podnosząc w górę pudełka z grami.
— Cluedo – powiedział Jim z dziwnym błyskiem w oku.

Wywróciłam oczami, po czym podniosłam się z kanapy i zajęłam miejsce przy stole, gdzie Moran zaczął rozkładać grę.

Jim usiadł naprzeciwko mnie, uśmiechnął się i wziął moją dłoń w swoją, ale trwało to tylko chwilę, bo nagle w pomieszczeniu rozbrzmiało "Stayin' Alive".
Brunet posłał mi przepraszające spojrzenie, odszedł na kilka kroków i odebrał połączenie.

Spojrzałam zmieszana na Sebastiana, ale on wzruszył jedynie ramionami.

Westchnęłam cicho, podparłam głowę na łokciu i spojrzałam w stronę, gdzie stał Moriarty.

— Halo. Pewnie, że ja. Czego?

Po tym mężczyzna odwrócił się w moja stronę i bezgłośnie powiedział przepraszam.
Odpowiedziałam mu w taki sam sposób, na co uśmiechnął się i oddalił jeszcze trochę, ale nadal mogłam usłyszeć co mówił.

Black Wings |Jim Moriarty|Where stories live. Discover now