Rozdział 4

10 1 0
                                    


,, Rozdział 4 -Wytłumaczenie i proszenie "

Zadzwoniłam do mamy i wytłumaczyłam jej mój taki jak o przez plan pilnowania konia. Skłamałam jej, że urodzi się źrebak i, że chcę to zobaczyć. W mig latrystyła się sprawa mam z głowy. Druga sprawa jest taka ,, Jak ja się dostanę do boksu bez zauważenia stajennych? ". Nie będę teraz o tym myśleć wrócę do tego później. Teraz zajmę się przygotowaniem boksu na przybycie dumnego Arabskiego konia.

Wyścieliłam podłogę sianem, nalałam wody do poidły, a do żłobu wsypałam owies. Po boku przyniosłam sobie łóżka - dwa prostokąty siana. W siodlarni znalazłam ciepłą i używaną daczkę i koc. Derkę położyłam na siano, potem koc. Koń miał dużo miejsca w boksie więc nie powinnam mu przeszkadzać.

Nagle przyszedł mi pomysł jak zostanę w stajni na noc. Odette dziś mówiła mi, że jej kuzynka Charlott z jej siostrą, Selen ma trening o 18:30 do 19:15, więc oboje stajenni wyjdą ze stajni do odebrać im konie. Przestudiuj pozycję i zajrzyj do boksu, siedzieć cicho i przespać noc.

Boks był przygotowany dla klaczy, więc po czasie jeszcze nie odwiedzę. Jeszcze przed tym wzięłam nieużywany kantar i zwykły uwiąz. Klacz musi się przyzwyczaić. Niebawem znalazowałam się już przy przylocie.

- Boksa- kiwnęłam głową do pani Sary.

-Dobrze, możesz z tą granicą w stajni. Niech się oswoi mrugnęła do mnie instruktorka. Nachyliłam się i przeszłam pod ogrodzeniem. Klaczka spokojnie podeszła do mnie trącąc łebkiem kantar i uwiąz.

- Spokojnie ... - powiedział lekkim, cichym głosem powoli zakładając kantar na pysk klaczy. Zapięłam pod gardłem i dobrze się trzymałam. Klacz nie wydawała się przestrzec tylko zaciekawiona, tym razem, tym razem prowadząc. Posłusznie podążyła za mnie. Pani Sara już prawieała nam lonżownik. Weszliśmy powoli do stajni. Koń rozglądał się na boki. Nie czułam napięcia, byłam spokojna tak jak klaczka.

Otworzyłam sobie boks i wprowadziłam tam klaczkę. Weszłam do boksu razem z nią. Odpięłam jej uwiąz od kantara i usiadłam na snopie siana. W sąsiednim boksie stała Rena, izabelowata klacz rasy konik polski. Była to spokojna i przyjacielska dusza końska. Po drugiej stronie boksu stały kwiatkowość koń hanowerski o imieniu Tornado. Byłby hałaśliwym koniem, z pozoru niebezpiecznym, a głębi duszy delikatnym koniem.

Postanowiłam nazwać klacz. Gdy ją zobaczyłam od razu zobaczyłam ten błysk odwagi w jej oczach. Jest nieprzewidywalną ... Jak ogień. Iskra. Niech będzie Iskra.

- Iskra! - nagle wykrzyknęłam. Klacz odchyliła głowę. Przed chwilą piła i teraz śmiesznie wyglądała, bo woda płynie jej z pyska. Zachichotałam a Iskra potrąciła mnie pyszczkiem. Pasuje do niej do imienia. Ta noc będzie super!

Wyszłam z boksu po godzinie. Poszłam po mojej siatce, dotychczas miałam, tylko dokończę śniadanie, ale też mój obiad. Kanapki z łososiem. A właśnie sześć kanapek z łososiem. Zbliżała się 18:30. Stwierdziłam, że skoro Pani Sara nudzi się w sowim gabinecie to może da mi jakieś zadanie lub weźmie Mnie na niezapowiedzianą jazdę.

Zapukałam do gabinetu Pani Sary, obok obok paszarni.

-Proszę! - wykrzyknęła ze środkiem. Weszłam zastałam pokoje z symulatorami i poukładanymi dokumentami i symetrycznie ułożonymi figurkami koni orgiami.

-Dobry wieczór, mam nadzieję, że nie przeszkadzam- wideoam najgrzeczniej jak mogłam.

-Czu specjalne? - wskazwana na odpowiedź.

- Chciałbym tylko zapytać czy ćwiczabym jeszcze pojeździć na ujeżdżalni? - zaczął się bawić w dłoni. Kosmykiem swoich rudych włosów.

-Mamy wolny plac Więc, owszem. Kogo chcesz wziąć na jazdę? - instruktorka zaczęła przegotowywać się do treningu.

- Iskrę- uśmiechnęłam się.

- Co proszę? - nie wiedziała o co i chodzi.

- Ach ... Pani nie wie, do ta arabska gniada klacz, która dziś się świeci przybłąkała - nieśmiało wytłumaczyłam. Zawstydziłam się, bo wiem, że instruktora i tak mi nie pozwoli.

- Wiem o którą klacz ci chodzi - rozmyślała - Dobrze, weźmiemy ją ale na lonży.

-Dziękuję! - A oto siodło i czaprak, ogłowie, wodzę i szczotki mam wziąć? -

-Jest wzrostu Gracji więc, weź jej sprzęt - Wielka z uśmiechem Pani Sara.

-Dobrze, by już idę po sprzęt- wyszłam z gabinetu. Poszłam do siodlarni, wzięłam wszytkie potrzebne mi rzeczy. Położyłam je na płotku koło słupka do czyściliśmy konie. Tam na mnie wraz z koniem czekała już instruktorka.

- W głosie pani Sary usłyszałam obawę.

-Tak, będę ostrożna - potwierdziłam. Wzierwłam pierwszą szczotkę i pokazałam Iskrze, że to się ją sama czyści. Klacz jak zawsze nie bała się. Była bardzo zaciekawiona co ja tam robie. Delikatnie przejechałam szczotką, robiąc kółka, od szyi do brzucha. Klacz się świeci, bez zaciekawienia.

Wyczyściłam ją, czas był teraz na kopyta. Nie wiem czy dam radę. Ale na planie filmowym musieli czyścić jej kopyta, więc chyba była przyzwyczajona. Bez oporu podała mi pierwsze kopyto. Tylne też poszło dobrze. Trzecie i czwarte ładnie podała. Czyli jest grzecznym koniem! 

Galopem Przez ŚwiatWo Geschichten leben. Entdecke jetzt