*Skipper*
Często zdarza mi się wstać z niechęcią pójścia do szkoły, jednak dzisiaj ta niechęć była szczególnie nasilona. Leniwie zwlokłam się z łóżka i złapałam za telefon. Chciałam zadzwonić do chłopaków z zamiarem nielegalnego opuszczenia dzisiejszych zajęć szkolnych. No bo, czemu by nie?
- Cześć Skipper, co tak wcześnie dzwonisz? Czyżbyś już się za mną stęskniła? - Jack zaczął się droczyć przez telefon.
- Za tobą?! Nieee. Dzwonię, żeby zapytać, jak bardzo uśmiecha ci się dzisiaj iść do szkoły?
- Mnie nigdy nie uśmiecha się iść do szkoły.
- To co, wagary?
- No patrzcie, normalnie zaznaczę to sobie w kalendarzu. Skipper Blake zabiera ze sobą kumpli na wagary.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. - no chyba, że kiedy nie idę do szkoły, żeby uratować miasto, nie mogę ze sobą zabrać chłopaków. Przynajmniej dopóki nie będą mieli swoich miraculów, co się raczej nigdy nie wydarzy. - To jak, idziecie?
- Tak. Zadzwonię tylko po bliźniaki i widzimy się tam, gdzie zawsze.
- Ok, to pa. - rozłączyłam się i zaraz obok mnie pojawiła się Nyks.
- Nieładnie tak wagarować. - stwierdziła, a ja spojrzałam na nią, jakby urwała się z choinki. Po dosłownie sekundzie obie wybuchłyśmy niekontrolowanym śmiechem.
- Taa, lepiej już chodźmy. - kwami wleciała do mojego plecaka, a ja wybrałam się i wyszłam z domu, zabierając go ze sobą.
Skatepark
Jestem na miejscu, jak zwykle pierwsza. Może jestem najszybszą istotą na świecie też w normalnym życiu? Usiadłam na ławce i wyciągnęłam telefon, czekając na kumpli. Nyks wyleciała z mojego plecaka, jak gdyby nigdy nic.
- Schowaj się, bo ktoś cię jeszcze zobaczy. - powiedziałam przestraszona.
- Nikogo tu przecież nie ma. - kwami rozejrzała się po faktycznie pustym skateparku.
- Tak, ale w każdej chwili może tu przyjść... - nie dokończyłam, bo obok mnie pojawił się Jack. Nyks w błyskawicznym tempie znalazła się z powrotem w mojej torbie.
- Cześć Skipper!
- Cześć Jack! Niech zgadnę, bliźniaki mają coś jeszcze do załatwienia i przyjdą później. - zacytowałam wiecznie tę samą śpiewkę.
- Tak, ale się nie czepiaj. Ty znikasz o wiele częściej, niż oni. - zauważył, a ja z wiadomych przyczyn nie kontynuowałam tematu. Gadaliśmy o różnych głupotach, aż tu nagle znikąd pojawiło się straszydło zrobione z...ziarna? Mnie już nic nie zdziwi. - Może lepiej stąd spadajmy. - zaproponował Jack, po czym razem schowaliśmy się w krzakach. Muszę zacząć działać, ale nie jestem w stanie się teraz przemienić, bo mam towarzystwo. Co by tu...? O, już wiem!
- Ty tu zostań, a ja pójdę się rozejrzeć. - standard, ale chyba zadziała.
- Chcesz łazić za tą kupą ptasiej karmy? Weź, daj sobie spokój.
- Zaraz wracam. - nie czekając na odpowiedź kumpla, udałam się w miejsce, gdzie nie będzie mnie widział. Tam wypuściłam swoją kwami.
- Nie robisz sobie wagarów od ratowania miasta?
- Obawiam się, że od tego nie ma wolnego. Nyks na polowanie! - w kostiumie Wilczycy wróciłam do skateparku, jednak nie zastałam tam potwora. Wszelki ślad po nim zniknął. Było to trochę dziwne. - Hej ty, nie widziałeś może, dokąd polazło to coś? - zapytałam Jacka, który nie wiem, po co wyszedł z krzaków i tu wrócił.
VOUS LISEZ
Miraculum : Wilczyca i Pingwin-girl
FanfictionCo można określić mianem "niemożliwe?" Bieganie szybciej od wiatru? Kontrolowany samozapłon? Oddychanie pod wodą? Możliwość wyhodowania dowolnej rośliny w zaledwie kilka sekund bez względu na klimat? Ja to wszystko potrafię. Zapytacie mnie więc, co...