6. Wagary

417 25 1
                                    

*Skipper*

Często zdarza mi się wstać z niechęcią pójścia do szkoły, jednak dzisiaj ta niechęć była szczególnie nasilona. Leniwie zwlokłam się z łóżka i złapałam za telefon. Chciałam zadzwonić do chłopaków z zamiarem nielegalnego opuszczenia dzisiejszych zajęć szkolnych. No bo, czemu by nie?

- Cześć Skipper, co tak wcześnie dzwonisz? Czyżbyś już się za mną stęskniła? - Jack zaczął się droczyć przez telefon. 

- Za tobą?! Nieee. Dzwonię, żeby zapytać, jak bardzo uśmiecha ci się dzisiaj iść do szkoły? 

- Mnie nigdy nie uśmiecha się iść do szkoły.

- To co, wagary?

- No patrzcie, normalnie zaznaczę to sobie w kalendarzu. Skipper Blake zabiera ze sobą kumpli na wagary.

- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. - no chyba, że kiedy nie idę do szkoły, żeby uratować miasto, nie mogę ze sobą zabrać chłopaków. Przynajmniej dopóki nie będą mieli swoich miraculów, co się raczej nigdy nie wydarzy. - To jak, idziecie? 

- Tak. Zadzwonię tylko po bliźniaki i widzimy się tam, gdzie zawsze. 

- Ok, to pa. - rozłączyłam się i zaraz obok mnie pojawiła się Nyks. 

- Nieładnie tak wagarować. - stwierdziła, a ja spojrzałam na nią, jakby urwała się z choinki. Po dosłownie sekundzie obie wybuchłyśmy niekontrolowanym śmiechem. 

- Taa, lepiej już chodźmy. - kwami wleciała do mojego plecaka, a ja wybrałam się i wyszłam z domu, zabierając go ze sobą.

Skatepark 

Jestem na miejscu, jak zwykle pierwsza. Może jestem najszybszą istotą na świecie też w normalnym życiu? Usiadłam na ławce i wyciągnęłam telefon, czekając na kumpli. Nyks wyleciała z mojego plecaka, jak gdyby nigdy nic. 

- Schowaj się, bo ktoś cię jeszcze zobaczy. - powiedziałam przestraszona. 

- Nikogo tu przecież nie ma. - kwami rozejrzała się po faktycznie pustym skateparku. 

- Tak, ale w każdej chwili może tu przyjść... - nie dokończyłam, bo obok mnie pojawił się Jack. Nyks w błyskawicznym tempie znalazła się z powrotem w mojej torbie. 

- Cześć Skipper! 

- Cześć Jack! Niech zgadnę, bliźniaki mają coś jeszcze do załatwienia i przyjdą później. - zacytowałam wiecznie tę samą śpiewkę. 

- Tak, ale się nie czepiaj. Ty znikasz o wiele częściej, niż oni. - zauważył, a ja z wiadomych przyczyn nie kontynuowałam tematu. Gadaliśmy o różnych głupotach, aż tu nagle znikąd pojawiło się straszydło zrobione z...ziarna? Mnie już nic nie zdziwi. - Może lepiej stąd spadajmy. - zaproponował Jack, po czym razem schowaliśmy się w krzakach. Muszę zacząć działać, ale nie jestem w stanie się teraz przemienić, bo mam towarzystwo. Co by tu...? O, już wiem! 

- Ty tu zostań, a ja pójdę się rozejrzeć. - standard, ale chyba zadziała. 

- Chcesz łazić za tą kupą ptasiej karmy? Weź, daj sobie spokój. 

- Zaraz wracam. - nie czekając na odpowiedź kumpla, udałam się w miejsce, gdzie nie będzie mnie widział. Tam wypuściłam swoją kwami. 

- Nie robisz sobie wagarów od ratowania miasta? 

- Obawiam się, że od tego nie ma wolnego. Nyks na polowanie! - w kostiumie Wilczycy wróciłam do skateparku, jednak nie zastałam tam potwora. Wszelki ślad po nim zniknął. Było to trochę dziwne. - Hej ty, nie widziałeś może, dokąd polazło to coś? - zapytałam Jacka, który nie wiem, po co wyszedł z krzaków i tu wrócił. 

Miraculum : Wilczyca i Pingwin-girlOù les histoires vivent. Découvrez maintenant