4 - retrospekcja

542 39 15
                                    

Jestem na obrzeżach Warszawy. Według GPS-a do domu Maksa zostaje mi pięć minut drogi. Nieśpiesznie stawiam kroki idąc przez ciemną, parkową aleję. Serce bije mi, jak oszalałe. Dziś jest moja szansa. Postanawiam, że nie wyjdę z tej domówki, dopóki nie zbliżę się do Szymańskiego.

Jego dom wygląda, jak jakaś pieprzona willa. Mijam żywopłot ogradzający dodatkowo przednią część posesji i wchodzę przez furtkę przesadnie ozdobnego płotu. Już jestem w stanie usłyszeć krzyki i głośną, ale przytłumioną muzykę dobiegającą ze środka. Nie wiem, czy powinienem zapukać do drzwi, czy zwyczajnie bezprecedensowo wejść niczym się nie przejmując. 

Drzwi, a raczej wrota willi otwierają się z hukiem po czym wybiega z nich zapłakana blondynka głośno tupocząc obcasami.

- Roksana, przecież wiesz, że to nie tak. Daj mi szansę to wytłumaczyć. - Od razu rozpoznaję głos Maksa.

- Ja ci dam nie tak! Wszystko przecież widzia... - Nagle dziewczyna traci równowagę i przewraca się na trawę parę metrów ode mnie. Z trudem powstrzymuję się od śmiechu. Cholera, dlaczego zawsze chcę mi się śmiać, kiedy nie powinienem? Obserwuję, jak chłopak zatrzymuje się w wejściu swojego mieszkania i zdezorientowany patrzy to na mnie, to na swoją dziewczynę. Nie mija chwila, a Maks wybucha śmiechem.

- I jeszcze się śmiejesz, tak ?! - Roksana podnosi się z ziemi z groźną miną i zdejmuje swoje szpilki z nóg. - Wiesz co?! Nie chcę cię już więcej widzieć ! - Nagle dziewczyna rzuca swoimi butami w stronę Szymańskiego. Na szczęście Maks w porę chowa się za drzwiami, a obcasy trafiają tylko w drewno w miejsce, gdzie znajdowała się wcześniej jego głowa. Roksana jeszcze raz wydaje z siebie kilka niezrozumiałych słów i przekleństw. Na odchodne tylko łypie na mnie wrogo i po chwili odchodzi w stronę wyjścia z posesji.

- Wariatka. - Podsumowuje Maks otworzywszy z powrotem drzwi. - Wybacz za tamto. Zwykle nie witam gości w ten sposób. Wchodź do środka.

Dom Maksa był niemalże wypełniony ludźmi po brzegi. Chłopak przedstawił mnie tylko garstce najbliższych znajomych mówiąc przy tym, że reszty właściwie nie zna, bo są to przyjaciele przyjaciół. Później ku mojemu niezadowoleniu Maks znikł mi z oczu na dobre kilka godzin. Ale czas leciał mi szybko. Wraz z kolegami Szymańskiego wlewaliśmy w siebie hektolitry alkoholu robiąc sobie czasem przerwy na papierosa. W pewnym momencie znudziło mi się jednak gadanie o pierdołach. Przypomniało mi się, że nie przyszedłem tu po to, żeby poznać wszystkich ludzi, którzy przyszli na imprezę. Chciałem poznać tylko jedną osobę. I był nią Maks.

Zabrawszy jakieś piwo wychodzę na taras. Moim oczom ukazuje się całkiem spory ogród z podświetlanym basenem i leżakami. Jest tu tylko parę ludzi i jest nawet cicho. Siadam na ławce i biorę parę łyków z puszki.

- Czemu nie jesteś w środku? - Pyta Szymański, który chyba przez cały czas tu był.

Śmieję się cicho. - Szczerze? Nie lubię grać we flany. A ty?

Chłopak wyłania się z cienia na drugim końcu tarasu z butelką Martini w ręku. - Musiałem pomyśleć. - Mówi cicho po czym siada naprzeciwko mnie i upija łyk. - A wcześniej musiałem wyjść, odszukać Roksanę, poczekać aż łaskawie wsiądzie do mojego samochodu. No i odwiozłem ją do domu. Gdybym tego nie zrobił, to by pewnie pod jakiś samochód wpadła. Czy coś. - Chłopak opiera twarz o rękę i patrzy się na mnie znudzony smętnym wzrokiem.

Nie wiem niby, jak mam odpowiedzieć, więc mówię tylko : - No tak. A o co właściwie poszło?

- Już nawet nie pamiętam. Albo pamiętam, tylko po prostu nie chcę ci o tym mówić. - W odpowiedzi uśmiecham się krzywo. Przez chwilę panuje niezręczna cisza. Maks przez cały czas patrzy mi się głęboko w oczy, przez co sytuacja jest jeszcze bardziej krępująca.

Idiota // boyxboyWhere stories live. Discover now