|2|

293 37 22
                                    

Z mętlikiem w głowie i z jeszcze większą ciekawością szperałam na strychu w poszukiwaniu prac mamy.
Malowanie było jej drugą pasją zaraz po ogrodnictwie. W dodatku to było jej źródło finansowe. Opowiadała mi kiedyś, że zanim poznała tatę na studiach w Wilnie pomagała finansowo rodzicom, będąc uliczną malarką. W bardzo krótkim czasie potrafiła namalować przepiękne obrazy, przez co miała sporo różnych zamówień.
Niestety nie przejęłam po niej talentu na co często narzekałam. Zawsze chciałam malować, albo chociaż szkicować jak ona, a na razie plastycznie byłam na poziomie przeciętnego jedenastolatka.
Nieprzyjemny zapach kurzu i tumany pyłu, które podnosiły się za każdym razem kiedy coś przestawiałam, doprowadzały mnie do białej gorączki. Denerwujący pył i kurz drapały mnie w oczy i powodował głośne i uciążliwe kichnięcia. W dodatku małe oświetlenie, które zapewniały mi bardzo wąskie i rzadko rozmieszczone okna nie pomagały mi w poszukiwaniach.
Założę się, że weszłam już w nie jedną pajęczynę, ale o tym przekonam się kiedy będę brała prysznic. Spojrzałam na swoje szare ręce, kiedy już po raz kolejny odsłaniałam zakurzone prace autorstwa mamy.
Zazwyczaj były to szkice lub niedokończone obrazy, do których miała wrócić później. Były też dzieła, które wisiały u nas w salonie, ale często pani domu zmieniała jego wystrój co szło za tym, że lądowały one na zapomnianym przez wszystkich strychu.
Szczerze mówiąc nie lubiłam tego typu pomieszczeń. Nie chodziło o stereotypowy obraz strychu z filmów, ale też o wszechobecny brud i dławiący zapach starych rzeczy wszelkiej maści.
Wzrokiem dojrzałam pewną kolorową fotografię włożoną w ramkę, stojącą na niedużej komodzie, przykrytej białym kocem.
Ktoś musiał położyć ją tam niedawno. Pytanie kto.
Zdziwiona i zaintrygowana podeszłma do mebla, a delikatne skrzypienie dębowych desek towarzyszyło mi przy każdym stawianym kroku. Chwyciłam lekko zakurzoną fotografię i przejechałam po niej drżącym palcem widząc, kto na niej jest.
Było to zdjęcie zrobione chyba cztery albo trzy lata temu, na początku wakacji. Razem z rodzicami odwiedzaliśmy wtedy babcię.
Na zdjęciu siedziałam na schodach prowadzących na werandę, a w dłoniach trzymałam Fumi- szarawobiałą kotkę babci, która wtedy była jeszcze małym kociakiem. Leżała zwinięta w kłębek na moich kolanach, a ja głaskałam jej popielate futerko, wpatrując się w nią z lekkim uśmiechem i błyszczącymi, błękitnymi oczami.
Moje włosy kolorem przypominały zimny brąz połączony ze stalą. Długie włosy związane w dwa urocze warkocze odmładzały mnie na tym zdjęciu i dodawały dziewczęcego charakteru, którego nacodzień mi brakowało.
Uśmiechnęłam się półgębkiem doskonale pamiętając, kto jest autorem zdjęcia.
Tata zawsze miał fioła na punkcie uwieczniania chwil za pomocą aparatu. Posiadał chyba jakąś chorą potrzebę uwieczniania każdej chwili naszej rodziny.
Zawsze kiedy gdzieś wyjeżdżaliśmy brał ze sobą swój odwieczny aparat i każdą ważną dla niego chwilę uwieczniał na fotografiach. Czasem było to naprawdę irytujące, kiedy chciałam posiedzieć sobie w spokoju, a zjawiał się tata z tym cholernym urządzeniem. Chwilami razem z mamą śmiałyśmy się, że minął się z powołaniem, ale on tylko posyłał nam szeroki uśmiech i robił kolejne zdjęcia.
Samotna łza spłynęła po moim policzku, ale uśmiech nadal nie zszedł z mojej twarzy. Nie wiedząc czemu wyciągnęłam fotografię z ramki i obejrzałam ją z drugiej strony. Zdziwiona przeczytałam schludne, nieznajome pismo.

Bardzo się zmieniła odkąd ją ostatni raz widziałem. Wygląda na zdrową i szczęśliwą. Dobra robota. Tego sobie życzyłem i oczekiwałem od was. Ma być taka do dnia przyjazdu.

H.M.


Tępo wpatrywałam się w nieznany mi charakter pisma. Nie mogłam zrozumieć kto był adresatem tego zdjęcia i o co w nim chodziło. Czy mój tata komuś wysyłał to zdjęcie? I dlaczego moje? O co chodziło z tym napisem? ,,... do dnia przyjazdu". Ktoś miał nas odwiedzić? Rzuciłam jeszcze raz okiem na inicjały, które nic a nic mi nie mówiły.
- O co tu, na Boga, chodzi? - wyszeptałam do siebie chowając fotografie do tylnej kieszeni spodni i mniej pewnie wróciłam do szukania obrazu.

The White Door  Where stories live. Discover now