|4|

194 25 13
                                    

Drewniany dom zrobiony z czerwonej deski z czarną dachówką nadal się nie zmienił. Część werandy była w kolorze platyny i idealnie komponowała się z dębowymi, ciemnymi drzwiami. Malowniczy krajobraz dookoła domu, składający się z zielonych pól, klifu i lekko szarego nieba był niesamowity. Przydomowy ogródek, w którym w lecie pracowałam razem z mamą i babcią był zadbany, co świadczyło, że kobieta wciąż się o niego troszczy i nie ma zamiaru, tak jak to sama mówi, kupować tych cholernie chemicznych warzyw ze sklepów.
Tutaj zawsze można było wypocząć, zwłaszcza, że był to jedyny domek na polanie, położony na obrzeżach miasteczka. Żeby tutaj dotrzeć trzeba było jechać polną drogą przez mały lasek, jakieś szesnaście minut od centrum miasteczka. 
Pamiętam, że kiedyś rodzice chcieli zabrać stąd babcię, bo ich zdaniem po śmierci dziadka nie powinna mieszkać na tym odludziu sama i odgradzać się niewidzialnym murem od ludzi, jednak nestorka rodu była nieugięta. Twierdziła, że rodzina mojego taty mieszka w tym domu od pokoleń i ani jej się śni zamieszkać gdzieś indziej. 
Zawsze mówiła, że kiedyś powinnam zamieszkać właśnie w tym miejscu historii naszej rodziny.
Teraz wiem, jak bardzo jej słowa były dosadne. Prawdopodobnie cała ta sprawa z rodziną Murasakich zaczęła się w tym domu.
A ja musiałam się dowiedzieć, co się wtedy wydarzyło.
- Na pewno mam jechać i zostawić cię samą? -spojrzałam na bruneta, który opierał się o obok samochodu i patrzył na mnie takim wzrokiem, jakby moja decyzja o samotnej rozmowie z babcią była najgłupszym pomysłem na ziemi.
Jednak musiałam sama przez to przejść i zrozumieć, czemu rodzice mi o niczym nie powiedzieli. 
- Tak, muszę to zrobić. Sama - powiedziałam pewnym siebie głosem, a Sven'owi najwyraźniej to nie odpowiadało, bo zamknął oczy i zacisnął zęby, żeby nie palnąć czegoś głupiego.
- Dlaczego w takich chwilach musisz być taka uparta?
- Sven, zrozum. Sama nie rozumiem tego co się dzieje, a nie chcę w to wciągać ciebie - wyjaśniłam, a on westchnął głęboko wiedząc, że nie ma szans by mnie przekonać do zmiany zdania. Widząc, że go zasmuciłam, zrobiło mi się głupio i poczułam okropne poczucie winy, więc postanowiłam jakoś go rozweselić.- Poza tym pamiętasz, jak moja babci na ciebie reaguje?
- O tak. Zwłaszcza pamiętam tamtą wiosnę, gdy przyjechałem po ciebie i wylała mi na maskę czerwoną farbę, grożąc, że jak tylko się tu pojawię, to nie samochód będzie czerwony, ale moja skóra - mimo tego co powiedział, kącik jego ust zadrgał w lekkim uśmiechu, przez co i ja się od razu rozpromieniłam.
- Nie bój się. Przy mnie nic ci nie zrobi.
- Więc pozwól mi iść z sobą - zwiesiłam głowę, a uśmiech znikł z mojej twarzy jak wystraszony ptak, kiedy dostrzegł zagrożenie. Ciepłe palce chłopaka dotknęły mojego podbródka i podniosły go do góry, zmuszając mnie tym samym bym patrzyła w jego twarz. Jego oczy błyszczały nieznanym mi dotąd uczuciem, a usta wygięły się w zadziornym grymasie.- Mam cię przekonać o tym, że powinienem z tobą pójść?
Jego głos był niski i bardzo sugestywny, a lekki dreszczyk przebiegł po moich plecach i ramionach. Potarłam je, a krew w moich policzkach zaczęła parzyć skórę. Cholerne rumieńce. Dobrze wiedział, że mnie zawstydza, bo jego uśmieszek tylko się poszerzył. Objął moją twarz dłońmi i przybliżył ją do siebie. 
Ledwo nasze usta się zetknęły, a usłyszeliśmy głośny trzask dochodzący nieopodal. Oderwaliśmy się od siebie prawie natychmiast i spojrzeliśmy w tamtą stronę. 
Ponad sześćdziesięcioletnia kobieta z długimi, niemal platynowymi włosami związanymi w wysoki kok i szaroniebieskimi oczami, które teraz ciskały w nas gromami, stała w drzwiach wejściowych, ubrana w zwykłe spodnie i czerwoną koszulę w kratę- swój odwieczny strój.
Wyglądała jak mordercza wojowniczka na emeryturze. W chudej i lekko pomarszczonej ręce trzymała kij od szczotki jako swoją niezawodną broń, chociaż bardziej śmiertelne rany zadawałyby jej mordercze tęczówki, które wlepione miała w chłopaka obok mnie. Zauważyłam, że instynktownie ściągnął ku sobie brwi i zmrużył groźnie oczy.
Babcia odwróciła swoją częściowo pomarszczoną twarz w moją stronę, a jej oczy złagodniały i kolorem przypominały już letnie niebo lub spokojne jeziorko. Zmarszczki ustąpiły łagodnej twarzy. Lekki uśmiech typowej babci wysyłał w moją stronę ciepło rodzinne, którego już od ponad dwóch tygodni nie czułam.
- Witaj, kochanie. Czekałam na ciebie, Raven - moje brwi poszybowały w górę, a oczy wytrzeszczyły się ze zdziwienia.
Czekała na mnie? Skąd wiedziała, że przyjadę? Przecież jej nie uprzedzałam.
Przeniosła swoją uwagę z powrotem na Sven'a i znowu wyglądała jak demoniczna kobieta po menopauzie.
W sumie nie wiem czy gorsze- demoniczna kobieta, czy kobieta po menopauzie.
- Ostatnim razem nie wyraziłam się jasno? - jej delikatnie schrypnięty głos wiał chłodem, ale na nim najwyraźniej nie robiło to żadnego wrażenia.
- Przyjechałem tutaj ze swoją dziewczyną - odpowiedział szorstko, obejmując mnie w pasie, co nie uszło jej uwadze bo zacisnęła słabą rękę na kiju i uformowała z ust poziomą kreskę.
- Nad tym właśnie najbardziej ubolewam.
- To raczej nie Pani decyzja z kim ma się spotykać pani wnuczka, prawda? - jego głos stał się wręcz drwiący i bardzo arogancki, co mówiąc szczerze nie spodobało mi się.
- Matka cię nie nauczyła dobrych manier?- znałam matkę swojego ojca i wiedziałam, że bardzo nie lubi, kiedy ktoś młody nie okazuje starszym szacunku i żartuje sobie z nich.
- Z tego co widzę Pani również zna się na manierach. W przeciwnym razie zrobiłaby nam pani herbaty, albo coś takiego.
Moim zdaniem babcia trochę przesadza z tym swoim zachowaniem co do Sven'a, ale on nie musi być taki chamski w stosunku do niej. Odsunęłam się delikatnie od niego i posłałam mu srogie spojrzenie, czego on kompletnie nie zrozumiał, bo patrzył na mnie z niezrozumieniem. 
- Sven, proszę cie, żebyś nie mówił tak do mojej babci- chciałam brzmieć na złą, ale nigdy mi to nie wychodziło. Raczej przypominało to piskliwą prośbę. Uniósł jedną brew a usta zacisnął w prostą kreskę, podobnie jak kobieta.
- To powiedz jej to samo o mnie i będziemy kwita.
- Po prostu proszę cię, żebyś...
- Ją w końcu o coś poproś!- krzyknął cicho, a ja lekko zadrżałam. Rzadko krzyczał w mojej obecności, ale zawsze dziwnie się czułam, kiedy unosił ton głosu o parę oktaw w górę.- To nie ja zacząłem.
- I nie możesz tego po prostu zignorować, tak?- wyszeptałam, starając się patrzeć na wszystko dookoła, tylko nie na niego.
- A kim ja jestem, żeby na mnie krzyczeć! Przyjechałem tutaj z tobą, bo mnie o to poprosiłaś, więc niech ona się mnie nie czepia!
Babcia stała cicho i nie powiedziała nic, za co byłam jej dozgonnie wdzięczna. Tylko jej by brakowało do tej kłótni. Chciałam jak najszybciej uciec z tego miejsca. Czułam się w tej chwili jak mała dziewczynka, która musi słuchać krzyków rodziców. Tak mi głupio, że babcia musi przysłuchiwać się naszej kłótni.
- Może lepiej by było, gdybyś już sobie pojechał?- mój głos niemal przypominał nieśmiały szept, a wzrok miałam utkwiony w swoje buty. Nie śmiałam nawet ponownie spojrzeć na chłopaka.
- A kto ciebie odbierze?- szukałam jakieś sensownej wymówki.
- Mój znajomy- odezwała się kobieta już spokojnym głosem. Pewnie cieszyła się z tego, że nie będzie musiała siedzieć razem ze Sven'em w jednym pomieszczeniu.
- To Pani ma znajomych?- posłała mu spojrzenie wściekłego pit bulla, a on nic sobie z tego nie robiąc otworzył drzwi od samochodu. Nie patrząc nawet w moja stronę rzucił.- Będę w motelu jak będziesz chciała wrócić.
Zanim zdążyłam się odezwać samochodu już nie było. Poczułam się dotknięta, ale i po części winna temu jak potraktowałam Sven'a. Rzucił przyjaciół i imprezę żeby mi pomóc, przejechał ze mną pół kraju, a ja traktuję go w ten sposób.
- No, w końcu pojechał- zadowolony głos babci zabrzmiał w moich uszach. Ja nie byłam taka zadowolona. Odwróciłam się w jej stronę i spojrzałam na nią z żalem.
- Babciu, czemu tak traktujesz Sven'a?- jej usta wykrzywiły się w dezaprobacie.
- To nie jest dobry chłopak. Zwykły chuligan i tyle- westchnęłam ciężko i zwiesiłam głowę. Czemu ta dwójka nie może się pogodzić? Albo chociaż znosić siebie nawzajem? Nie wiedzą, jak bardzo mnie tym ranią? 
Stawiają mnie naprawdę w ciężkich i niekomfortowych sytuacjach. Musze wybierać- Sven, albo babcia.
- Babciu, ty go nie znasz.
- Wręcz przeciwnie- zaprzeczyła natychmiast, odkładając kij obok drewnianej ławki, stojącej na werandzie.- Tacy jak oni zawsze są idiotami, niegodnymi mojej wnuczki. Tylko, używki, imprezy i lafiryndy w głowie.
- Sven nie jest taki.
- Naprawdę tego nie widzisz, że on właśnie taki jest?- kiedy nic nie odpowiedziałam westchnęła głośno i wróciła do domu, a ja podreptałam za nią. 
Nim ściągnęłam buty w ciemnym przedpokoju na plecy coś mi wskoczyło i owinęło się wokół szyi. Przestraszona chciałam to coś zrzucić, ale kiedy uzmysłowiłam sobie co to takiego, natychmiast się uspokoiłam. 
Miękkie i puszyste futro otuliło mój kark, a mechaniczne mruczenie dochodziło prosto do mojego ucha. Obróciłam głowę, ale tak, by nie zrzucić kotki która wręcz rzuciła się na mnie. Fumi mruczała zadowolona, jakby naraz dostała wiadro ciepłego mleczka. Już nie była małym kociakiem, jak parę lat temu.
- Hej Fumi- podrapałam ją delikatnie za uchem, a jej mruczenie natychmiast się nasiliło. 
Złapałam kotkę i ściągnęłam ją z siebie na co zasyczała cicho niezadowolona. Odłożyłam ją na podłogę, a ta dumnie z uniesionym ogonem powędrowała do salonu. Nawet nie było słychać tupotu jej małych łapek. Czasami zazdrościłam jej tej umiejętności cichego poruszania się. Rozebrałam się i poszłam za kotką.
Salon przypominał typowy salon u dziadków. Dwie krótkie, bordowe kanapy z beżowymi kwiatami stały naprzeciw siebie, a jedyne co je rozdzielało to niski, jasnobrązowy stolik do kawy, który okryty był małym, białym obrusikiem. Na jego środku stał wysoki wazon polnych kwiatów. Prawie cała boczna ściana była zasłonięta dużą biblioteczką, pełną nowych, ale i przestarzałych książek. Na kominku stały liczne zdjęcia naszej rodziny. Tata zawsze przesyłał swojej mamie nasze zdjęcia które robił, a ona zawsze je oprawiała w ramki i układała w widocznych miejscach po całym domu. Nie było tu śladu telewizora, ponieważ babcia nie cierpiała tego typu elektroniki. Zamiast niego mogłam podziwiać staromodne radio i stojący w kącie pokoju gramofon. W całym pomieszczeniu czuć było znikomy zapach naftaliny i ciasta.
- Babciu?- rozejrzałam się po salonie, ale nigdzie jej nie zauważyłam. Biała kotka wskoczyła zgrabnie na kanapę i zwinęła się w kłębek. Zaniepokojona dziwnym zachowanie staruszki usiadłam na brzegu kanapy i niespokojnie rozglądałam się po pokoju. Nigdzie nie było po niej śladu. Nawet nie słyszałam, żeby chodziła po domu.
W uszach wciąż dudniały mi jej słowa: ,,Czekałam na ciebie"
Co to miało znaczyć? Skąd wiedziała, że do niej przyjadę?
Ta sprawa coraz bardziej mieszała mi w głowie.
Na stoliku wylądowała filiżanka herbaty. Nie zauważyłam, kiedy weszła. Zaskoczona spojrzałam na babcię, ale jej twarz nic nie wyrażała. Nawet nie rzuciła na mnie wzroku.
- Babciu?- nie odezwała się, tylko podeszła do szafki i ją otworzyła. Przez jej ramię dojrzałam wiele butelek alkoholu.- Babciu, przecież tobie nie wolno...
- Siedź cicho i posłuchaj, co mam ci do powiedzenia- jej głos był pusty i sztywny. Uniosłam brwi z zaskoczenia, a usta jakby mi się zszyły niewidzialną nicią. 
Do połowy wysokości szklanki babcia wlała bursztynowy płyn. Jeszcze bardziej się zdziwiłam, bo bardzo rzadko piła, nawet na jakiś rodzinnych imprezach albo spotkaniach. Zawsze była przeciwniczką picia, a tu takie coś. 
To świadczyło o tym, że naprawdę jest źle.
Żeby zająć czymś drżące ręce, wzięłam filiżankę i upiłam łyk gorącego napoju. Staruszka w tym czasie z szklanką w ręku usiadła naprzeciwko mnie na sofie i oparła się o puchowe poduszki. Pociągnęła spory łyk z szklanki, czym kompletnie mnie zdezorientowała, odstawiła prawie pustą szklankę na stolik i wbiła we mnie wzrok swoich popielatych niebieskich tęczówek.
- Babciu...?
- Raven- przerwał mi zduszonym głosem i przełknęła ciężko ślinę. Zamilkłam czekając na to, co mi zaraz powie.- Na początku chciałbym cię przeprosić za to, że wcześniej ci tego nie powiedziałam, ale twoi rodzice nie chcieli cię za bardzo w to wszystko mieszać.
- To ma jakiś związek z rodziną Murasakich?- spytałam, a brwi babci podjechały do góry i zaczęła przewiercać mnie wzrokiem na wylot.
- Skąd o tym wiesz?- wyciągnęłam z kieszeni fotografie i podałam jej. Przez chwilę oglądała zdjęcia i czytała to co było na nich zapisane.
Nie odzywałyśmy się przez cały ten czas. Zastanawiałam się nad pytaniami, które jej zadam i modliłam się, żeby to co mi powie było w miarę łagodne i do przełknięcia, chociaż głos z tyłu głowy mówił mi, że to co usłyszę powali mnie na łopatki i przyciśnie tak mocno, że się nie podniosę o własnych siłach.
- Więc tego chciał Ulf- mruknęła niezrozumiale babcia pod nosem i ponownie upiła łyk alkoholu, odkładając z hukiem szklankę. Fumi podniosła swoją główkę i przyjrzała się swojej pani z zainteresowaniem. 
- Co jest?- chciałam wiedzieć, o co jej chodzi, ale zamiast mi odpowiedzieć, zaczęła głaskać po grzbiecie kotkę, która wgramoliła się na jej kolana. 
Jej wzrok był nieobecny, wbity ponad moją głową w okno, wychodzące widokiem na morze. Coraz bardziej byłam zirytowana i niespokojna. Chciałam się dowiedzieć co się dzieje i co najważniejsze- co ja mam robić. 
Ścisnęłam niebezpiecznie mocno filiżankę, o mało nie rzucając ją w ścianę. Myślę, że byłabym do tego zdolna, chociaż rzadko się denerwowałam, a kiedy już do tego dochodziło, to wybuchałam głośnym płaczem i trzęsłam się. Wtedy potrzebowałam bliskiej mi osoby, żeby się uspokoić.
- Posłuchaj mnie uważnie, wnusiu- przemówiła poważnym głosem, który oznacza, że to co powie ma dla mnie bardzo istotne znaczenie.- Ta rodzina... kiedyś zrobili dla nas coś niewyobrażalnie dobrego i my... musimy się im za to odpłacić- zatrzymała się na moment, a mnie przypomniało się, jak tata ciągle wpajał mi do głowy, że trzeba spłacać długi. Coś czułam, że nie mówił mi tego bez przyczyny.
- Mamy u nich jakieś długi?- spytałam. Może dzięki temu mężczyźnie, tata dostał pracę, albo wziął od niego pożyczkę? Ten facet wygląda na bogatego, więc nie zdziwiłabym się tym. W sumie mama malowała dla nich obraz. Może to było tym długiem?
- Nie takie o jakich myślisz- powiedziała babcia jakby wiedziała o czym myślę i pokręciła głową z bólem. Ból i cierpienie na jej twarzy świadczyły, że to co się wydarzyło mentalnie ją przygniata i więzi. Wzięła kotkę z kolan i usiadła obok mnie, łapiąc w swoje pomarszczone, stare dłonie moje.
Rzuciłam okiem na fotografie leżące na stoliku przed nami.
- Kim jest ten mężczyzna?- powiodła wzrokiem po obu fotografiach, na których był ten facet. Pierwsza zrobiona w 1978 roku, druga- w 2015.
- To Hitoshi Murasaki- wyjaśniła, jakby to było nic szczególnego, po czym dodała ze smutną miną.- Jest głową tej rodziny. To właśnie u niego mamy dług.
- Jaki dług? I dlaczego ten facet wygląda dokładnie tak samo, skoro różnica pomiędzy tymi zdjęciami to trzydzieści siedem lat?- niemal krzyczałam, bo chciałam by mi to jak najszybciej wytłumaczyła, a le ona tylko znowu zwiesiła głowę.
- Ten mężczyzna jest... potężny- odpowiedziała wymijająco, a ja coraz bardziej byłam zagubiona.- A dług musimy spłacić...- po jej policzkach popłynęły jak po szybie krople łez.
Instynktownie przysunęłam się do niej i objęłam ją ramionami. To było dla mnie za wiele- widzieć babcię w takim stanie. Zapomniałam teraz o Murasakich, o tajemniczym Hitoshi Murasaki, o tych wszystkich pogmatwanych tajemnicach. Teraz najważniejsze było tylko, by przywrócić na twarzy babci uśmiech. Mimo tego, że miałam do niej żal o to, że nie pisnęła ani słowem. Teraz to nie było ważne.
Tkwiłyśmy w objęciach przez długą chwilę, nie zwracając uwagi na godzinę, ani miejsce. Delikatne mruczenie kotki, która domagała się pieszczot był drugim obecnym dźwiękiem w pokoju. Pierwszym- ciche westchnienia starszej kobiety.
Odsunęła się ode mnie i otarła dłonią policzki i kąciki oczu.
- Mówił, czego chce, żebyśmy mogli spłacić dług?- spytałam, ale szczerze nie chciałam i bałam się odpowiedzi. Wzrok staruszki był martwy, odległy.
- Kiedy pomagał naszej rodzinie powiedział, że kiedyś poprosi nas o pewną przysługę, a my będziemy musieli ją spełnić.
- Powiedział co to takiego?- pokręciła przecząco głową, a w mojej głowie jak w komputerowej wyszukiwarce zaczęły pojawiać się hipotezy, czego mógł chcieć od naszej rodziny.
- Byliśmy w przyjacielskich stosunkach, ale nigdy nie wspominał o spłacie długu. Dopiero...- tutaj znowu się zacięła, a jej oczy teraz barwą przypominały nocne, arktyczne niebo.
- Dopiero co?- dopytywałam, a serce niemal wyskoczyło mi z piersi pod wpływem przeżyć.
- Parę lat temu zażyczył sobie, żebyś to ty spłaciła dług- powiedziała pustym głosem, a mi zrobiło się słabo. Czułam się, jakbym dostała łopatą w głowę, albo jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody.
- Ja? Jak mam niby spłacić ten dług?!- w mojej głowie zaczęły pojawiać się obrazy, jak jakiś facet rozbiera mnie i...
- To nie to co myślisz- zaprzeczyła od razu, jakby znowu czytała mi w myślach, co nie było niczym trudnym. Chwyciła mnie za rękę i ścisnęła delikatnie, ale ledwo co to zauważyłam.- Przysiągł nam, że nic ci nie zrobi.
- A ty mu wierzysz?- nie dowierzałam.
- Pan Murasaki jest z takim typem osoby, która dotrzymują danego słowa i nie łamie go za żadne skarby- powiedziała z mocą, absolutnie pewna wiarygodności obietnic tego człowieka.
- Więc czego on chce?- spytałam równie beznamiętnym tonem.
- Chce, żebyś przyjechała do jego rezydencji. Tutaj, na północy Norwegii.
-Co?!- poderwałam się na równe nogi. Fumi zaskoczona zasyczała i wskoczyła na biblioteczkę. Babcia wcale nie zareagowała.- Jak możesz tak mówić?! Poza tym, mama pisała o jakiejś Krwawej. Co to znaczy?
- Jeśli tam pojedziesz, dowiesz się wszystkiego- powoli wstała i chwyciła mnie za ramiona, wbijając wzrok w moje przestraszona oczy.- Wiem, że się boisz, ale musisz to zrobić- powiedziała, po czym dodała smutnej i ciszej.- Rodzice by tego chcieli.
Łzy stanęły mi w kącikach oczu, a szczęka zaczęła drżeć. Wspomnienie martwych rodziców wciąż było żywe w mojej głowie i wciąż przyprawiały o złe emocje. Ciepłe ramiona otuliły mnie jak promienie letniego słońca, dające błogie uczucie spokoju.
- Cii, już dobrze kochanie- uspokajała mnie.- Nawet nie wiesz, jak mi przykro, że muszę Ci to powiedzieć.
- Wiem, babciu- wyszeptałam, wtulając się w nią jeszcze bardziej.
- Za to nie będziesz zmuszona do życia z obcą rodziną.
- Ale ja i tak go, ani jego rodziny nie znam.
- Wiesz, zawsze to lepiej mieszkać w domu przyjaciół swojej rodziny, niż u jakiś obcych ludzi.
- Skoro tak mówisz.- nie byłam tego taka pewna, ale nie chciałam się z nią kłócić.- Babciu?
- Tak, kochanie?
- Proszę, wytłumacz mi wszystko. Co mama miała na myśli w tym liście, kim dokładnie jest ten facet, kim ja jestem?!- poraz kolejny w trakcie tej godziny westchnęła.
- Nie mogę ci tego powiedzieć.
- Dlaczego?
- Nie wolno mi- chciałam coś powiedzieć, ale jej wzrok mnie uciszył.- Tam dowiesz się wszystkiego, czego będziesz chciała- ucałowała mnie w czoło i ponownie przytuliła, kołysząc mnie w swoich ramionach.
Mój wzrok padł na wystygłą filiżankę herbaty. Ciecz w niej- spokojna, niczym niezmącona, była zupełnym przeciwieństwem tego, co działo się w mojej głowie.
Co się ze mną teraz stanie?

-----
Przepraszam za to, że rozdział jest taki nijaki/pogmatwany, ale starałam się dać trochę smaczku tajemnicy. Mam nadzieję, że mi się to udało 😊😘

The White Door  Where stories live. Discover now